Dramat Wasick. Zalała się łzami. "Nie pamiętam tego wyścigu"

- Może Pan Bóg da mi jeszcze siły, żeby dotrwać do Los Angeles... - powiedziała Katarzyna Wasick i zalała się łzami. 32-letnia pływaczka przed startem w swojej koronnej konkurencji - 50 m stylem dowolnym - z uśmiechem opowiadała w Paryżu o tym, że jest w życiowej formie. Rywalizację w swoim piątym olimpijskim starcie, w którym była polską nadzieją medalową, zakończyła na piątym miejscu. Tak jak w Tokio.

- Nie wiem. Szczerze mówiąc, to nawet nie pamiętam tego wyścigu - odparła przygnębiona Katarzyna Wasick w strefie wywiadów na pytanie o finałowy wyścig 50 m stylem dowolnym. Typowano ją do medalu, sama też czuła się świetnie wcześniej, ale ostatecznie z czasem 24,33 s zajęła dopiero piąte miejsce.

Zobacz wideo Tomasz Dylak: Julia już przeszła do historii i stać ją na więcej

Nie tak miało być. Wasick się rozpłakała

Doświadczona Polka wygrała swoją serię eliminacyjną w sobotni ranek i była wtedy zadowolona z uzyskanego czasu (24,27 s), który był drugim w całej stawce. Wieczorem popłynęła jeszcze szybciej - 24,23 s dało jej trzeci wynik wśród wszystkich półfinalistek. Polscy kibice byli nastawieni optymistycznie, trenująca na co dzień w USA zawodniczka również. Ona sama po przylocie na Paryża była w bardzo dobrym humorze. Gdy wtedy jeden z dziennikarzy spytał o ocenę formy, to odparła, że jest gotowa nie na 100 procent, a na tysiąc.

- Jestem w życiowej formie - zapewniła. I opowiadała wtedy też o swoich amuletach szczęścia - bransoletkach, które podarowali jej bliscy.

Dobrym prognostykiem były też jej wcześniejsze tegoroczne wyniki. W mistrzostwach świata w Dosze wywalczyła brązowy medal. Spełniła też marzenie o złamaniu granicy 24 s (uzyskała 23,95 s). Uśmiechnięta zwykle pływaczka jednak po niedzielnym finale w Paryżu przyszła do strefy wywiadów przygnębiona. Piąty start w igrzyskach miała przypieczętować upragnionym medalem olimpijskim.

- Myślę, że wszyscy jesteśmy zawiedzeni. Co się stało? Nie wiem. Szczerze mówiąc, to nawet nie pamiętam tego wyścigu. Ciężko mi coś powiedzieć. To nie był mój dzień. Taki jest sport. Taka jest 50-tka kraula. Trzeba być świadomym, wszystko się może zdarzyć. To są setne sekundy - zaznaczyła 32-latka.

Próbowała jeszcze wykrzesać z siebie nieco pogody ducha. - To nie był mój dzień. Chciałabym, żeby był. Ale tak się stało, że jest piąte miejsce w finale. Z tego też trzeba się cieszyć - próbowała przekonywać dziennikarzy, ale trudno było uwierzyć, że sama w tej chwili tak myśli.

Piąta była też trzy lata temu w Tokio, podczas swoich piątych igrzysk. Jak przyznała, nie sądziła, że po wytrwaniu kolejnych trzech lat pełnego zaangażowanie w treningi znów będzie piąta.

- Może Pan Bóg da mi jeszcze siły, żeby dotrwać do Los Angeles... - dodała.

Już wcześniej od czasu do czasu drżał jej głos, ale po wspomnieniu o kolejnych igrzyskach, które odbędą się w 2028 roku, 32-letnia pływaczka zaczęła płakać.

Po raz pierwszy w olimpijskiej rywalizacji uczestniczyła w Pekinie jako zaledwie 16-latka. Cztery lata po tym, gdy Polska po raz ostatni cieszyła się z medalu igrzysk w pływaniu. To wtedy Otylia Jędrzejczak wywalczyła złoto na 200 m st. motylkowym i dwa srebra - 100 m motylkiem i 400 m st. dowolnym). Od tego czasu przy każdej kolejnej edycji wskazywano największe nadzieje na wyłowienie kolejnych medali z olimpijskiego medalu, ale okazywał się on pusty. Teraz jest on wypełniony łzami Wasick.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.