Piotr Lisek na poprzednich igrzyskach, w Tokio, był szósty. A na jeszcze wcześniejszych, w Rio, zajął czwarte miejsce. Trzykrotny medalista mistrzostw świata nigdy nie zdobył medalu olimpijskiego. Teraz było jasne, że mającemu już chyba za sobą najlepsze lata Liskowi o podium będzie trudno. Ale nie spodziewaliśmy się, że w Paryżu wypadnie tak słabo.
- Byłem w maksymalnej gotowości. Myślę, że psychicznie siadłem na tych igrzyskach. Nie sportowo. Nie jest mi łatwo – mówił. Ale nie chciał tego wątku rozwijać. – Wszystko jest okej sportowo. I myślę, że tak to zostawię – uciął.
- Nie mogę się tłumaczyć niczym, bo 5,70 m powinienem skoczyć z zamkniętymi oczami. 5,70 – 5,80 m skakałem praktycznie w każdym starcie w tym sezonie. Nie ma tłumaczenia. Na igrzyskach olimpijskich są osoby, od których się oczekuje trochę więcej. Myślę, że jestem w tym gronie. Dlatego jest mi podwójnie przykro – mówił Lisek grupie polskich dziennikarzy.
Jeden z dziennikarzy szukając przyczyn słabego startu Liska zapytał, czy może winne są warunki, w jakich sportowcy mieszkają. Dziennikarz przypomniał, że część naszych zawodników narzeka, że w wiosce olimpijskiej źle się śpi i że jedzenie nie jest dobre. – To ja nie wiem, jak ludzie mają w domach i jak żyją. Może ja żyję na niższym poziomie? A jak ktoś narzeka na jedzenie, no to nie wiem, jakie zwykle jada kolacje, może codziennie na mieście? Albo sobie potrafi ugotować jak kucharz z restauracji z gwiazdką Michelin? – pytał Lisek.
- Warunki są, jakie są, jesteśmy w pracy i musimy dawać radę. Nieważne czy jest łóżko takie, czy materac taki. Wiadomo, że chcesz być w stu procentach wypoczęty, ale w mojej ocenie zawracanie sobie głowy takimi rzeczami jest chybione. Ja staram się nie narzekać i przyjmować warunki, jakie są – zakończył.