Czy Armand Duplantis znów pobije własny rekord świata (6,24 m)? Czy ktokolwiek będzie w stanie choćby mu zagrozić? Czy Polacy sprawią sporą niespodziankę i powalczą (może nawet skutecznie) o medal? TO były główne pytania, które mogliśmy zadawać przed rywalizacją tyczkarzy. Jeżeli chodzi o to ostatnie, na pewno bardzo życzylibyśmy sobie, by Lisek i Kubera włączyli się do medalowej rozgrywki, ale wątpliwości nie miał nikt. Będzie o to niezwykle trudno.
Obu naszych reprezentantów próżno szukać w czołówce list światowych za 2024 rok. Piotr Lisek najwyżej skakał 5,82 m, co dawało mu 15. miejsce wśród najwyżej skaczących. Robert Sobera tylko 5,75 m, co nie dawało nawet kwalifikacyjnego minimum, które organizatorzy ustawili na poziomie 5,80 m. Trzeba było więc trzymać kciuki, by nasi reprezentanci w ogóle dostali się do finału, ale skreślać ich nie należało. Jeżeli był najlepszy moment na najwyższą formę w sezonie, to właśnie w Paryżu.
Murowanym faworytem do złota był rzecz jasna niesamowity Armand Duplantis. Szwed pobił w kwietniu tego roku własny rekord świata, który wynosi obecnie 6,24 m. Próbował wyśrubować go do 6,25 m podczas mistrzostw Europy w Rzymie (wygranych przez niego oczywiście), ale wówczas się nie udało. Nie było wątpliwości, że jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to w Paryżu spróbuje po raz kolejny.
Niestety dla Polaków emocje związane z tyczką skończyły się tak samo szybko jak się zaczęły. Owszem, poziom był dość wysoki, ale i tak nasi reprezentanci kompletnie rozczarowali. Zaczęli nieźle, bo obaj w pierwszych próbach skoczyli 5,40 m oraz 5,60 m. Ale gdy rywalizacja przeniosła się na 5,70 m, wszystko się posypało. Lisek zepsuł wszystkie próby na tej wysokości, blisko będąc tylko w drugim podejściu. Sobera z kolei nie zbliżył się nawet do tego, a jedną z prób odpuścił bez skoku, już na rozbiegu widząc, że nic z tego nie będzie.
Te eliminacje bardzo dobrze oddały coraz gorszy stan polskiego skoku o tyczce. Po Robercie Soberze jeszcze nikt szczególnie wiele się nie spodziewał, biorąc pod uwagę jego formę. Ale Piotr Lisek najlepszy wynik w sezonie miał jednak ponad minimum kwalifikacyjne, a poza tym 5,70 wydawało się dolną granicą przyzwoitości. Niestety nie udało się osiągnąć nawet tego. Czeka nas zatem pierwszy od 20 lat finał męskiej tyczki bez Polaka.
Awans do finału zapewniała wysokość 5,70, ale wyłącznie pokonana w pierwszej próbie. Z tego powodu sensacyjnie odpadł faworyt gospodarzy Francuz Thibaut Collet, który zaliczył ją w drugim podejściu, a 5,75 nie był w stanie skoczyć. Armand Duplantis bez kłopotu poradził sobie z 5,75 i awansował do wielkiego finału, który odbędzie się w poniedziałek 5 sierpnia.