Była piąta minuta meczu Francja - Argentyna, który miał wyłonić ostatniego półfinalistę igrzysk olimpijskich w Paryżu w rywalizacji mężczyzn w piłkę nożną. Właśnie wtedy Jean-Philippe Mateta, napastnik gospodarzy, grający na co dzień w Crystal Palace, wykorzystał podanie Michaela Olise, nowego piłkarza Bayernu Monachium i zdobył gola na 1:0.
Od tego momentu to Argentyńczycy mieli przewagę. Dłużej byli przy piłce (61-39 proc.), oddali więcej strzałów (15-9). Nic to im jednak nie dawało, bo nie potrafili doprowadzić do wyrównania.
W 84. minucie bramkę zdobył Olise, ale nie został on uznany, bo sędzia odgwizdał pozycję spaloną. Sędzia doliczył aż dwanaście minut, ale i tak nie padł już drugi gol. Francja wygrała 1:0. Po końcowym gwizdku doszło do gigantycznej awantury, w której wzięli udział nie tylko zawodnicy, ale też sztaby szkoleniowe.
- Jest awantura z udziałem 20, 30 osób - piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Nie mam pojęcia, co się stało, ale to nie jest niespodzianka. Teraz mnóstwo ludzi idzie w kierunku tunelu. Nigdy nie widziałem takiego meczu na igrzyskach olimpijskich - relacjonował korespondent z "The Guardiana".
Drużyna prowadzona przez byłego gwiazdora kadry Francji i Arsenalu - Thierry'ego Henry'ego w tym turnieju w czterech spotkaniach nie straciła żadnego gola (zdobyła osiem).
Francja po tym zwycięstwie uzupełniła listę półfinalistów igrzysk olimpijskich w Paryżu. W walce o finał zmierzy się z Egiptem, a w drugim półfinale Maroko zmierzy się z Hiszpanią (5 sierpnia o godz. 18).