Polacy od początku paryskiego turnieju grali falami - porażka, zwycięstwo, porażka, zwycięstwo, porażka... Niestety, w meczu z Serbią, aktualnym mistrzem świata i jednym z kandydatów do olimpijskiego złota, przegrali po raz kolejny. Całkowicie zasłużenie.
Już sam początek spotkania był dla Polaków fatalny. Ślamazarny atak kończył się stratami, a dynamiczni Serbowie co rusz trafiali do kosza - szybkim prowadzeniem 6:1 ustawili sobie pierwsze minuty pojedynku. Biało-Czerwonym nie wychodziło praktycznie nic, a podsumowaniem kiepskiej dyspozycji był rzut Przemysława Zamojskiego w kant tablicy.
To, że kilka razy spod kosza trafił Adrian Bogucki, na niewiele się zdało, Serbowie, którzy ledwie trzy godziny wcześniej mierzyli się z Łotwą, wyglądali lepiej pod względem fizycznym, taktycznym i technicznym, utrzymywali pięciopunktową przewagę i przede wszystkim prezentowali efektowny, zespołowy basket, w przeciwieństwie do "kanciastej" koszykówki Polaków.
Biało-Czerwoni, którzy w Paryżu potrafili pokonać USA i Chiny, momentami byli bezradni, po raz kolejny bardzo kiepsko spisywał się Michał Sokołowski - jeden z najlepszych polskich koszykarzy, kluczowy gracz reprezentacji 5x5. W Paryżu "Sokół" jest najsłabszym zawodnikiem kadry 3x3. W dwóch czwartkowych meczach - przed południem Polacy ulegli Holandii - zdobył zaledwie jeden punkt.
Po niespełna pięciu minutach Serbowie prowadzili już 13:6, a na dodatek wymusili siódmy faul Polaków, co oznaczało, że każde kolejne przewinienie kończyło się ich rzutami wolnymi. I już właściwie wtedy było jasne, że ten mecz zakończy się pogromem - Serbowie ostatecznie wygrali 21:12 i poprawili swój bilans na 4-2. Porażka z nimi nie jest niespodzianką, ale boli, że Biało-Czerwoni w ogóle nie nawiązali walki.
Polacy mają bilans 2-4 i po piątkowych spotkaniach spadli na siódme miejsce w tabeli. To fatalna informacja w kontekście formatu rozgrywek - z ośmiozespołowej grupy dwie najlepsze drużyny zapewnią sobie awans do półfinału, ekipy z miejsc od trzeciego do szóstego zagrają w barażu o dwa dodatkowe miejsca, a ci, którzy zajmą siódme i ósme miejsce, kończą grę na igrzyskach.
W tym momencie sytuacja wygląda tak, że na miejscach od piątego do siódmego są trzy drużyny z identycznym bilansem 2-4: Francja, USA i Polska. W małej tabelce wszyscy mają bilans 1-1, a w dalszej kolejności liczą się punkty zdobyte w całym turnieju. Pod tym względem Biało-Czerwoni wypadają z tego grona najgorzej - rzucili ich tylko 100, podczas gdy Francja i USA po 110.
Polacy ostatni mecz fazy grupowej rozegrają w niedzielę - z niepokonaną Łotwą, która ma bilans 6-0 i broni olimpijskiego złota. O zwycięstwo gwarantujące awans do baraży o półfinał będzie szalenie trudno, ale na szóste miejsce można wrócić nawet w przypadku porażki, pod warunkiem, że Amerykanie przegrają z Holandią. Wówczas, niezależnie od innych wyników, Polacy zawsze będą lepsi niż dwie inne drużyny.