"Patrzę na Adę i nie wierzę". Trener Polki szokuje przed startem na IO

Łukasz Jachimiak
- Im więcej jest niedowiarków, tym mocniejszy bodziec Ada dostaje - mówi Marek Rzepka, trener Adrianny Sułek-Schubert. Według niego wieloboistka, która 8 lutego miała cesarskie cięcie, 8 i 9 sierpnia powalczy o medal igrzysk olimpijskich Paryż 2024! - Patrzę na Adę i nie wierzę, że można tak szybko odbudować ciało - zachwyca się Rzepka.

Na igrzyskach olimpijskich Paryż 2024 trwa może ich najważniejsza dyscyplina – lekkoatletyka. Polscy kandydaci do medali? Trener Marek Rzepka chciałby, by do tego grona należała Adrianna Sułek-Schubert. Mimo że wieloboistka niecałe pół roku temu miała cesarskie cięcie. I że na olimpijskie zawody przyjedzie z malutkim synem.

Zobacz wideo Anita Włodarczyk przetestowała kartonowe łóżko w wiosce olimpijskiej. Zobaczcie jak wypadł test

Łukasz Jachimiak: Słyszałem, że w waszej ekipie na igrzyska w Paryżu będzie półroczny Leon, syn Ady – jak trudna jest dla was olimpijska logistyka?

Marek Rzepka: Wylatujemy 6 sierpnia, czyli dopiero dwa dni przed docelowym startem. Ada jest bardzo mocno skoncentrowana na tym, co ma w Paryżu wykonać. Wszystkie obozy odbywały się bez dziecka i tak na dobrą sprawę olimpijski start też będzie bez dziecka, bo to nie jest czas, żeby się dzieckiem w pełni zajmować. Ada ma wsparcie, ma rodzinę, jej mąż opiekuje się maleństwem, pomaga też babcia Leona, a Ada czas swojemu dziecku na pewno odda zaraz po igrzyskach.

Czyli do Paryża Ada może zabrać bliskich do pomocy przy dziecku?

- Takie miałem słuchy, ale na razie niczego nie chcę wyprzedzać. Generalnie rozmawialiśmy o tym wszystkim z Adą i ona doskonale wie, że start w wieloboju to są dwa dni bardzo ciężkiej pracy. My jedziemy do Paryża po konkretny wynik, cele mamy bardzo wysokie, a to będzie wymagało od Ady koncentracji tylko na sobie w tych dniach. Czas dla mamy i dziecka będzie po starcie.

W wiosce olimpijskiej jest żłobek.

- Super, jeśli będzie więcej opcji do spędzania czasu dla osoby, która zajmie się maleństwem. Dzięki temu Ada też będzie mogła się jak najlepiej skoncentrować na sobie. Bo jeszcze raz podkreślę: to nie będzie czas, żeby ona się zajmowała dzieckiem. Ona będzie musiała się skoncentrować na sobie.

Powiedział pan "cele mamy bardzo wysokie" – co to znaczy? Zanim Ada zaszła w ciążę i urodziła, waszym jasnym celem był olimpijski medal, Ada mówiła nawet, że złoty. Teraz to jest marzenie i cel do odłożenia na następne igrzyska?

- Wie pan, sport jest nieobliczalny. A Ada wiele razy pokazywała, jakim jest walczakiem. I że im więcej jest niedowiarków, tym mocniejszy bodziec Ada dostaje, żeby stanąć na wysokości zadania.

Ja nie jestem niedowiarkiem. Ja po prostu uważam, że stanięciem na wysokości zadania jest już to, że Ada pół roku po urodzeniu dziecka, i to przez cesarskie cięcie, wystartuje na igrzyskach. I wiedząc, jak trudny uprawia sport, po prostu sobie nie wyobrażam, że mogła w tak krótkim czasie wypracować życiową formę.

- Zapewniam, że Ada jest bardzo dobrze przygotowana. Na ile, to pokażą zawody – trudno prorokować, która Ada będzie, na pewno jej rywalki nie spały i zobaczymy, co 8 i 9 sierpnia forma Ady da w porównaniu z formą przeciwniczek. My liczymy, że apogeum jednak przyjdzie na te dni.

Ale apogeum formy tegorocznej, poporodowej, bo przecież nie życiowej. Rok temu na mistrzostwach świata w Budapeszcie z ciekawością patrzyliśmy, jak zaledwie cztery miesiące po urodzeniu dziecka wraca Shaunae Miller-Uibo, aktualna mistrzyni olimpijska w biegu na 400 metrów. Bahamka odpadła w eliminacjach. Ada miała trochę więcej czasu, ale przecież ona ma siedem razy trudniej!

- Tak i wiem, że niewiele jest sportsmenek, które tak szybko jak Ada wróciły do formy po urodzeniu dziecka. Ona już wróciła do swoich najwyższych dyspozycji motorycznych, szybkościowych. Jasne, że przydałoby się jeszcze trochę treningów - wtedy by było jeszcze lepiej. Ale patrzę na Adę i sam nie wierzę, że można tak szybko odbudować ciało, wrócić do tak wysokiej dyspozycji. Jeszcze raz podkreślę: zrobimy wszystko, żeby w Paryżu być jak najwyżej.

W lutym cesarskie cięcie, w sierpniu medal olimpijski w wieloboju – to by była historia jak z hollywoodzkiego filmu. Czuję, że pan w coś takiego trochę wierzy.

- Wie pan, siedmiobój jest bardzo trudny, wymaga dwóch dni mocnej pracy, z konkurencji na konkurencję trzeba być skutecznym, skoncentrowanym, trzeba wytrzymać. Powiem tak: my niczego nie wykluczamy, my nie powiemy, że nie będziemy walczyć o medal. Natomiast ja jestem ciekaw, w jakiej formie będą rywalki. Pamięta pan, jak Ada biła rekord świata, a była druga?

Oczywiście, to były halowe mistrzostwa Europy półtora roku temu, to był wspaniały wynik 5014 punktów w pięcioboju, który jeszcze przebiła – do poziomu 5055 pkt – Belgijka Nafissatou Thiam.

- Na pewno na medal w Paryżu musiałoby się nam wszystko idealnie złożyć – czyli najwyższa dyspozycja Ady i trochę szczęścia. Ale mój obraz, moja wiara w Adę jest taka, że jestem przekonany, że jedziemy walczyć o najwyższe cele.

Mówi pan, że Ada już doszła do swoich najwyższych dyspozycji, ale wyobrażam sobie, że jedna konkurencja kosztuje ją więcej niż inna, że fizjologia coś jej bardziej utrudnia czy utrudniała, nie dając wypracować takiej formy, jaką by Ada chciała mieć. Z czym są lub były największe kłopoty?

- Nie chciałbym analizować poszczególnych konkurencji. Wiemy tyle, że jeżeli Ada wystartowałaby w każdej konkurencji na poziomie zbliżonym do swoich rekordów życiowych, a w dwóch-trzech konkurencjach by życiówki pobiła, to zdobyłaby 6500-6600 punktów. A to są wyniki, z którymi można się bić o medale.

Trenerze, ale jak Ada ma bić rekord życiowy na przykład w skoku wzwyż? Wyobrażam sobie, że jakiś czas po cesarskim cięciu nie mogła go wcale trenować, bo przecież nie przyspieszaliście na siłę, nie ryzykowaliście.

- No jasne, że długo czekaliśmy, żeby skakać wzwyż i w dal, żeby robić pełne techniki do tych konkurencji. Też nie wszystkie konkurencje rzutowe robiliśmy od razu, gdy Ada wróciła. Cały czas konsultowaliśmy się z naszą fizjoterapeutką i sukcesywnie wdrażaliśmy kolejne ćwiczenia oraz wzmacnialiśmy ciało. Proszę mi uwierzyć, że ciało Ady jest naprawdę przygotowane na to, żeby biegać w pełnej prędkości rozbieg i płotki, żeby się najmocniej odbijać i żeby się blokować do oszczepu. To nie są łatwe struktury ruchu dla ciała, ale musieliśmy przede wszystkim przygotować ciało, żeby wróciło do swoich normalnych możliwości i dopiero potem mogliśmy się zająć kwestiami bardziej specjalistycznymi, dotyczącymi poszczególnych konkurencji.

Załóżmy, że Ada wywalczy w Paryżu 6600 punktów – na ubiegłorocznych MŚ w Budapeszcie, gdzie nie startowała, bo była w ciąży, to by dawało brązowy medal. Ale życiówka Ady – 6672 pkt z MŚ w Eugene z 2022 roku – medalu nie dała, tam było czwarte miejsce.

- Przypomnę jedną rzecz: krótko po Eugene Ada potwierdziła klasę wynikiem ponad 6500 punktów [6532 pkt - red.] na ME w Monachium. Ona tam startowała z kontuzją mięśnia dwugłowego, a uzyskała naprawdę dobry wynik i zdobyła srebrny medal. To jest sport, tu nie ma rzeczy niemożliwych. Ale oczywiście nie mogę dziś prorokować, że ona zrobi 7000 punktów.

O tym mówiliście, gdy Ada zdobywała ponad 5000 punktów w pięcioboju.

- Tak, bo wtedy widzieliśmy, że weszła na taki poziom, na którym stabilizacja dawałaby medale zawsze i wszędzie. Myślę, że na razie walczymy o poziom 6500 plus i taki poziom będzie nas satysfakcjonować. I bycie w ósemce. A jeżeli Ada zrobi więcej i będzie podgryzała medal, to super! Powiem jeszcze jedno: widzę, że każdy tydzień to jest zmiana dyspozycji mojej zawodniczki w perspektywie i siły, i szybkości. To dla nas wartość dodana, bo wiemy, że miesiąc przed igrzyskami Ada już była w dobrej formie, a w dniu olimpijskiego startu będzie jeszcze dużo lepsza.

Jak spędzacie ostatnie dni przed igrzyskami?

- Jesteśmy skoszarowani w Spale, tam się izolowaliśmy, mieliśmy spokój. Wiadomo, że Ada musi się wysypiać, o co przy małym dziecku często było trudno, że musi się uspokoić, zregenerować i dzięki temu robić trening na bardzo wysokiej jakości. Teraz już trochę zaczynamy odpuszczać, żeby Ada była świeża. Długo goniliśmy czas, ale postawiliśmy ciało na taki poziom, na jakim powinno być i teraz robimy ostatni szlif.

Jak jest teraz między wami a Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki? Pamiętam, jak dwa lata temu na MŚ w Eugene Ada powiedziała, że związek jej wszystko utrudnia, jak skarżyła się na złe warunki zgrupowania w Seattle i na jeszcze wiele innych rzeczy. Pan wtedy próbował łagodzić sytuację, mówił pan, że wcale źle nie było – dziś nadal pan łagodzi czy może dziś napięć między Adą a PZLA, zwłaszcza wiceprezesem Tomaszem Majewskim, jest już mniej?

- Wiadomo, że związek ma swoje możliwości, które nie są nieograniczone. A zatem nie jest tak, że my się możemy spodziewać nie wiadomo czego. Ale w tym roku w szkoleniu niczego nam nie brakowało, mogliśmy liczyć na wsparcie PZLA, a mamy też wsparcie sponsorskie, więc naprawdę sobie radzimy. To nie jest czas na to, żeby szukać konfliktów. Warto szukać rozwiązań, rozmowy, warto się zastanawiać, co zrobić, żeby było coraz lepiej i jak zawodnikowi pomóc. Przecież o to chodzi, żeby zawodnikom, którzy są na dobrym poziomie, zabezpieczyć w stu procentach szkolenie i myślę, że PZLA to spełnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.