Iga Świątek potrafiła się podnieść po czwartkowej, półfinałowej porażce z Chinką Zheng (7. WTA) 2:6, 5:7. W piątkowe popołudnie pewnie wygrała w godzinę w meczu o brązowy medal igrzysk olimpijskich w Paryżu ze Słowaczką Anną Karoliną Schmiedlovą (67. WTA) 6:2, 6:1.
Tuż po meczu Świątek usiadła na krzesełku i ocierała łzy z oczu. Potem podzieliła się swoimi wrażeniami z pojedynku w rozmowie z reporterem Eurosportu.
- Prawdziwym marzeniem ze snów jest złoto olimpijskie, ale jestem szczęśliwa, że ogarnęłam się po wczorajszym meczu, bo naprawdę nie było łatwo. Wyszłam na kort i cieszyłam się, że gram. W tenisie rzadko mamy taką sytuację, że po porażce, znów mamy okazję zagrać. Jakikolwiek medal to ogromne wyróżnienie. Przez całą karierę zapracowałam, by być w strefie medalowej. To dla mnie coś niesamowitego i nigdy bym się tego nie spodziewałam. Myślałam, że bycie numerem jeden rankingu, wygrywanie szlemów czy medal igrzysk są dla nadludzi - powiedziała liderka światowego rankingu.
W pewnym momencie Polka nie wiedziała już co powiedzieć. - Widać, że ciężka praca popłaca... O Jezu, przepraszam, nie mogę się aż wysłowić [wtedy Iga złapała się za twarz - red.]. Cieszę się, że po tylu wczorajszych emocjach, zrobiłam dziś robotę. Pozbieranie się jest dla mnie super, bo wczoraj czułam się, jakbym miała jakąś żałobę. Fajnie, że byłam profesjonalna - dodała Iga Świątek.
Polka podziękowała też wszystkim kibicom tenisa.
- Chciałabym podziękować wszystkim. Wczoraj czułam się, jakbym skończyła turniej. Dostałam sporo miłych słów i to było zaskakujące. Dostałam więcej wsparcia, niż po wygranych, ważnych meczach. Postaram się zagrać na kolejnych igrzyskach, ciesząc się grą, a nie dźwigać tego całego ciężaru - przyznała Polska.
W niedzielę w finałowym meczu igrzysk olimpijskich w Paryżu Qinwen Zheng zmierzy się w niedzielę z Chorwatką Donną Vekić (21. WTA).