Iga Świątek spokojnie szła do swojej ławeczki po tym, jak przegrała gema na 1:2 w pierwszym secie, i to przy własnym serwisie. Wtedy włączyłem zoom w telefonie i chciałem podejrzeć, jakie miny mają sztabowcy Igi. Szczerze: nie wiem – Tomasz Wiktorowski, Maciej Ryszczuk i Daria Abramowicz siedzieli za daleko, po drugiej stronie kortu. Ale uspokoił mnie ich bezruch. Żadnych gestów, nic. Olimpijski spokój.
Po chwili przerwy Świątek wróciła na kort. Przełamanie powrotne zanotowała do 15, własnego gema serwisowego wygrała do zera – w taki sposób wynik z 1:2 poprawiła na 3:2. Wtedy spokój zaczął ogarniać również nas, dziennikarzy na trybunie prasowej. No, może jeszcze wtedy to było bardziej uspokojenie. Spokój przyszedł dopiero gdy po pięciu z rzędu wygranych gemach przez Igę pierwszy set skończył się jej zwycięstwem 6:2.
Na korty Roland Garros polscy dziennikarze zjeżdżali w piątek z różnych stron Paryża, z olimpijskich aren. Tuż przed meczem przekonywaliśmy się nawzajem, że tu musi być dobrze. Owszem, dzień wcześniej Igę ogarnął paraliż w półfinale. Ale tam rywalką była siódma w światowym rankingu Zheng i zagrała świetnie. A w meczu o brąz rywalką była to "tylko" 67. na świecie Schmiedlova.
Słowaczka ma 30 lat i raz w życiu była w czwartej rundzie Roland Garros. A dopiero 23-letnia Iga ten turniej już cztery razy wygrała. Czy trzeba więcej pisać o różnicy między nimi?
Ale spokój – to on musiał być tu kluczem do sukcesu. Umiejętności tenisowe też, jasna sprawa. Wiadomo, że Słowaczka jest solidna, że dużo przebija, gra cierpliwie. Ale ona nie ma takiej armaty w ręce, z jakiej w Igę strzelała Zheng. Powiedzmy to wprost: Chinka zagrała przeciw Idze tak, jakby miała dwa metry wzrostu i ramiona jak ośmiornica – wspaniale sięgała w obronie wszystkich piłek. A przy tym była zwrotna i sprytna, jakby była tenisistką kieszonkową. Ona była niesamowicie wszechstronna. I dlatego potrafiła wykorzystać rozchwianie Igi. Natomiast przed meczem ze Schmiedlovą zastanawialiśmy się nie nad atutami Słowaczki, a tylko nad tym czy Iga tę swoją chwiejność sprzed 24 godzin opanowała.
I co? Przekonaliśmy się, że zrobiła to! Gdy z 1:2 wyszła na 5:2, to już było dobrze, ale jeszcze gdzieś w sercu kibica czaiła się przykra myśl, że przecież z Zheng w drugim secie Świątek prowadziła 4:0, a przegrała 5:7 i szansa na finał, na złoto uciekła. Ale jeszcze raz: tym razem rywalka nie była tak trudna. No i najważniejsze: Świątek jest wielką sportsmenką i pokazała, że po dniu, który ją przygniótł, wstał dla niej nowy dzień. I go chwyciła!
To wszystko oglądało z trybun Court Philippe-Chatrier 11-12 tysięcy kibiców. Byli za Igą. To jest bardzo miłe. Owszem, Francuzi wyszli z trybun po meczu Carlosa Alcaraza (pokonał w półfinale Feliksa Augera-Aliassime'a) i na początku meczu Igi trybuny były pustawe. Ale ci ludzie pojedli, popili i wrócili, żeby docenić mistrzynię swojego wielkoszlemowego turnieju.
"Jazda, Iga!" mieszało się więc z "Allez, Iga, allez!". Ale najwyraźniej słychać było, jak z tych ludzi od "Jazda, Iga!" schodzi ciśnienie. "Iga, zrobisz to!", "Iga, masz ją" – rozlegało się coraz częściej. "Iga, teraz do zera!" – usłyszeliśmy nawet na początku drugiego seta.
Może i były to okrzyki buńczuczne i trochę nieeleganckie wobec rywalki, ale miło było słyszeć odmianę w głosach Polaków. Wcześniej ludzie w biało-czerwonych koszulkach, z takimiż flagami oraz szalikami byli zdezorientowani. W metrze linii numer 10 prowadzącej na korty spotkałem nastolatka, który przyjechał do Paryża z ojcem i bratem. Mieli bilety na finał (oni już czekali na obiekcie, on dojeżdżał ze strzelectwa). Te bilety kosztowały po ponad 300 euro za sztukę. Byli zaskoczeni, gdy okazało się, że w finale Iga nie zagra. Ale zadziałali błyskawicznie: wejściówki na mecz o złoto odsprzedali i kupili nowe, na mecz o brąz.
– Dostępne były już tylko trochę gorszej kategorii, takie po 100 euro, ze słabszym widokiem. Ale to nic, Igę zawsze warto zobaczyć, a przecież to jest ciągle mecz o medal – mówił chłopak. Zgoda, chłopaku! To ciągle medal i nie mówmy, że gorszej kategorii. Ciężar tego stopu z kawałeczkiem wieży Eiffla będzie Idze już całe życie przypominał, jaki ciężar ona w tym olimpijskim turnieju dźwignęła. I to jest złoto!