Zanim na początku 2022 r. Aleksandra Jarecka zaszła w ciążę, była czołową szpadzistką świata. Ale po dwóch latach urlopu macierzyńskiego musiała mozolnie odbudowywać swoją pozycję. O wyjazd do Paryża i miejsce w zespole na igrzyska musiała walczyć do samego końca. Czy to doświadczenie ją zahartowało? Być może tak. To właśnie Jarecka w walce o brązowy medal z Chinkami wykazała się wielką odpornością psychiczną. Na odwrócenie losów spotkania miała cztery i pół sekundy.
Błąd w punktacji i późniejsza kontrowersja sprawiły, że Polki, które przed chwilą prowadziły 31:30, przegrywały w ostatniej walce 30:31. Jarecka miała wtedy cztery i pół sekundy, by doprowadzić do remisu. I tak też zrobiła, a w dogrywce zdobyła decydujący o upragnionym medalu punkt. Jej niesamowitą radość po zakończeniu pojedynku zapamiętamy na zawsze.
- W końcówce było nerwowo, myślałam, że prowadzimy. Nie zarejestrowałam tego, że był błąd. Ale widać tak miało być, byśmy miały ten brąz - zaczęła spokojnie rozmowę z dziennikarzami polska bohaterka. A po chwili dodała: - Stalowe nerwy? Nie, to przede wszystkim świetne walki dziewczyn wcześniej i duże wsparcie drużyny. Zaplanowałam wcześniej, co zrobię. Wcześniej często trafiałam rywalki i trafiłam.
Jarecka tuż po ostatniej akcji krzyknęła w euforii, padła na kolana, a z jej oczu popłynęły łzy. Następnie utonęła w ramionach koleżanek z drużyny. - Po raz pierwszy popłakałam się ze szczęścia - przyznała.
Chwilę potem opuściła planszę na rękach koleżanek z drużyny - Renaty Knapik-Miazgi, Martyny Swatowskiej-Wenglarczyk i Alicji Klasik.
- Nasza drużyna jest jak sztafeta - oddajemy sobie pałeczkę. Zaproponowałam, byśmy zniosły Olę na rękach, bo to, co zrobiła - przy niekorzystnym wyniku na cztery sekundy do końca - dobór działań, wygrana walka w priorytecie w tak trudnej w sytuacji - świadczy po prostu... Jakby to powiedzieć cenzuralnie? Świadczy o tym, że ma jaja, no - podsumowała Knapik-Miazga, wywołując śmiech w strefie wywiadów.
Najbardziej doświadczona w polskiej ekipie zawodniczka przyznała, że podziwia koleżankę, która do samego końca walczyła o miejsce w składzie drużyny na igrzyska. - Wiedziałam, że da radę. To kobieta od zadań specjalnych - podsumowała.
Jarecka ma za sobą przerwę macierzyńską. Do trenera kadry Bartłomieja Języka zadzwoniła we wrześniu, pytając, czy może wrócić.
- Odpowiedziałem, że oczywiście, ale musi to być poparte wynikami sportowymi. Znam ją od 20 lat i zawsze była wojowniczką. Ale powtarzam - to drużyna wygrywa i przegrywa - zaznacza szkoleniowiec.
I przypomina o sytuacji z mistrzostw Europy, kiedy Jarecka w walce o brąz popełniła błąd i Polki przegrały. - Przegadaliśmy to i wyciągnęła wnioski. Cieszę się, że wtedy przegraliśmy, a teraz, w Paryżu, wygraliśmy - podsumował szczęśliwy Język.