Kibice pół żartem, pół serio twierdzili niedawno w mediach społecznościowych, że Tomasz Fornal powinien zostać owinięty w folię bąbelkową. Bo kiedy praktycznie wszyscy jego koledzy z kadry grali poniżej możliwości, to on trzymał poziom. W sobotnim pojedynku z Egiptem (3:0) tej folii jednak zabrakło. Przyjmujący, opadając po skoku do bloku, podkręcił kostkę.
Odkąd Grbić przejął kadrę, urazy pojawiają się w niej od czasu do czasu, ale dysponujący szeroką ławkę szkoleniowiec dotychczas zwykle świetnie sobie radził z szukaniem zastępstwa dla tych, których wykluczyły kłopoty zdrowotne. Kibice trzymali kciuki, by limit pecha wyczerpany został przed docelową imprezą, czyli igrzyskami, ale dał on o sobie znać ponownie w trzeciej partii meczu otwarcia.
Fornalem po opuszczeniu boiska intensywnie zajmowali się fizjoterapeuci i lekarz kadry. Momentami leżał na parkiecie, kiedy indziej siedział i ręcznikiem zarzuconym na głowę. Po ostatniej piłce spotkania, kuśtykając, dołączył do kolegów na środku boiska, a następnie udał się od razu do szatni.
Kilku zawodników pojawiło się potem w strefie wywiadów i co prawda każdy z nich zaznaczył, że nie wie jeszcze, jaki jest stan zdrowia Fornala, to patrzą na sprawę optymistycznie.
- Nie martwię się, jest dobrze. Chodził, doczłapał do nas do kółka. Widać, że podkręcił delikatnie kostkę, ale znając naszych fizjoterapeutów i jego organizm, to myślę, że na następny mecz będzie gotowy - podkreślił kapitan Polaków Bartosz Kurek.
Jakub Kochanowski w tamtym pechowym momencie akurat siedział na ławce rezerwowych, czekając na wejście na boisko.
- Ciężko mi teraz cokolwiek powiedzieć i bawić się we wróżkę. On sam nie do końca wie jeszcze, jaki jest jego stan zdrowia - zaznaczył.
Uśmiechnięty do dziennikarzy przyszedł trener Nikola Grbić. Gdy jedna z dziennikarek spytała, czy to dobry znak odnośnie sytuacji Fornala, to Serb zaczął od tego, że trudno mu to przewidzieć i nakreślił, co w najbliższym czasie czeka przyjmującego Jastrzębskiego Węgla.
- Wieczorem zrobimy mu echo w wiosce olimpijskiej, bo mamy taką możliwość. Jutro rano zaś chcemy załatwić rezonans magnetyczny. Zobaczymy, co będzie - dodał.
Szkoleniowiec również zwrócił uwagę na to, że Fornal był w stanie sam potem chodzić. - Za wcześnie, by przesądzać, czy to było coś poważnego, ale na pewno dobrym sygnałem jest to, że nie wyglądało to na poważne skręcenie. Po takim zwykle nie jest się w stanie chodzić, a noga jest mocno spuchnięta. Widziałem potem, że nasz lekarz i fizjoterapeuci intensywnie nad nią pracowali. Nie jestem fanem takich widoków, więc nie patrzyłem zbytnio w tamtą stronę - zaznaczył.
Grbić przyznał, że w ostatnim czasie 27-latek stał się podstawową postacią w jego zespole. W sobotę też wyszedł w pierwszej szóstce.
- Dobre w tej sytuacji jest też to, że następny mecz gramy dopiero w środę, a nie jutro. Wtedy na pewno by nie był gotowy. Ale przykładowo Brazylijczyk Joandry Leal skręcił w Paryżu kostkę na treningu i potem grał już normalnie. Więc mam nadzieję, że "Forni" też będzie gotowy na czas - podkreślił trener Polaków.
W tych igrzyskach wprowadzono formułę powołania dodatkowego, 13. zawodnika. Pierwotnie przedstawiono to tak, że będzie dostępny jako jednorazowy transfer medyczny. Tuż przed rozpoczęciem olimpijskiej rywalizacji wprowadzono większą elastyczność i według obecnych założeń zmian z powodów zdrowotnych można dokonywać wielokrotnie. Grbić postawił na dodatkowego atakującego Bartłomieja Bołądzia. Czy wobec urazu Fornala przeszło mu przez myśl, że lepiej było postawić na dodatkowego przyjmującego?
- Nie. Jest jak jest. Nie można się teraz cofnąć w czasie. To jest coś, czego nie dało się przewidzieć. Dlaczego miałbym o tym myśleć? Musiałbym cofnąć się kilka miesięcy i mieć kryształową kulę. Podjąłem swoją decyzję i nie mam z tym problemu. Jeśli będzie potrzeba, to skorzystamy z Bartka Bołądzia, a jak nie, to też ok - zastrzegł szkoleniowiec.
Egipt to outsider w olimpijskiej rywalizacji w Paryżu. Mimo to w dwóch pierwszych setach Biało-Czerwoni nie byli w stanie przez jakiś czas odskoczyć znacznie niżej notowanemu rywalowi, a niekiedy nawet musieli odrabiać straty. W ich grze wtedy było wtedy jeszcze sporo niepewności i nieskuteczności.
- Nie miało znaczenia, kto był po drugiej stronie. To był początek turnieju, z czym wiąże się stres. Do tego rywale grali świetnie i próbowali nas zaskoczyć wyborami personalnymi. Może dlatego na początku nie prezentowaliśmy swojego poziomu. Wiedziałem, co się dzieje i dlatego się nie denerwowałem. Wiedziałem, co się dzieje w głowach zawodników. Jak bardzo tego chcieli i robili wszystko co w ich mocy. Złoszczę się tylko wtedy, kiedy zachowują się tak, jakby nie byli świadomi, o co chodzi. Spodziewałem się pewnych problemów, ale nawet jeśli nie rozbijaliśmy rywali w każdym secie do 15, to mieliśmy to pod pełną kontrolą - zaznaczył Serb.
Czy teraz spodziewa się, że emocji u jego siatkarzy będzie mniej? Niekoniecznie. - Będą nadal, ale inne. Inny ich rodzaj. Tu nie chodziło o siłę rywala, ale o presję i początek turnieju i miejsce, w którym jeszcze nie graliśmy. Teraz mamy już doświadczenie gry w niej, ale od teraz każdy mecz jest dla nas ćwierćfinałem - podkreślił trener wicemistrzów świata i mistrzów Europy.
Biało-Czerwoni w środę rano zmierzą się z Brazylijczykami, a na koniec fazy grupowej w przyszłą sobotę z Włochami.