Bartosz Kurek chorążym podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Paryżu? Wielu osobom taka myśl przeszła przez głowę w ostatnich tygodniach. Kapitan reprezentacji Polski, który po raz czwarty weźmie udział w olimpijskiej rywalizacji, w rozmowie ze Sport.pl wprost odnosi się do tego pomysłu. Komentuje też reakcje środowiska siatkarskiego na słabsze występy kadry w ostatnich tygodniach i dzieli się cennymi radami dotyczącymi igrzysk. Podczas których - jak mówi - życie sportowców z jednej strony wcale się nie zmienia, a z drugiej zostaje wywrócone do góry nogami.
Bartosz Kurek: Z własnego olimpijskiego doświadczenia wiem, że jak nie wyjdzie raz, to trzeba spróbować drugi, trzeci, a czasem nawet czwarty.
Myślę, że tak. Że jeśli wcześniej jeszcze ktoś tego nie czuł, to wtedy ma takie pierwsze uderzenie. Tej dumy, atmosfery, zamieszania. Kolejne następuje po dotarciu do wioski olimpijskiej. Tam debiutanci, którzy nie wiedzą, z czym to się je, już dokładnie sobie zdają sprawę, jak wielka to jest impreza.
Nie. Słowami ciężko jest oddać, jak taka impreza, taki turniej wygląda. Mogę im podpowiedzieć parę rzeczy...
Tak. Ale tak na poważnie, to na pewno chłopaki muszą to sami poczuć i znaleźć swoje miejsce w wiosce olimpijskiej, wśród innych sportowców. Bo to też jest fajne i ważne, by poczuć tę energię bijącą od innych członków naszej reprezentacji.
Nie i nawet bym nie chciał, by ktoś się od tego odcinał. To jest wielka sprawa i trzeba to chłonąć. Trzeba doświadczać tego w pełni i nie odpychać od siebie tych emocji. Bo później można tego żałować. Ja trochę żałuję, że na moich pierwszych igrzyskach byłem aż tak bardzo skoncentrowany tylko i wyłącznie na siatkówce, a nie cieszyłem się po prostu z tego, że tam jestem.
Na szczęście tak. Ale nie chciałbym, by któryś z moich kolegów musiał czekać cztery lata, bo popełnił ten sam błąd co ja kiedyś.
Nie mam pojęcia.
Tak. Ale nawet jeśli dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy przyjechaliśmy na miejsce, to był to i tak ogromny zaszczyt i wyróżnienie. Nigdy nie marzyłem o tym, by wystąpić w takiej roli. Moim marzeniem było, by wziąć udział w igrzyskach raz, a teraz przede mną czwarty taki start. To coś niesamowitego.
Czytanie opanowałem parę ładnych lat temu. W siatkówkę zacząłem grać później, ale ręka na boisku też mi nie drży, więc i podczas ślubowania było dobrze.
Nie. Jako drużyna nie idziemy w tym roku na ceremonię otwarcia, a nie chciałbym być nominowany do tego i wystawić Anitę do wiatru.
Klątwa mnie nie interesuje. Bardziej chodzi o to, że to musi być ktoś, kto się tam na pewno pojawi i godnie tą flagę poniesie. Uważam, że wybór jest bardzo trafiony. Anita Włodarczyk - wiadomo, królowa lekkoatletyki w Polsce, a co do Przemka Zamojskiego, to myślę, że to będą fajne igrzyska dla koszykarzy 3x3. Na pewno celują w medal. To nowa, dynamiczna dyscyplina i uważam, że takie skierowanie kamer na nią może jej bardzo pomóc.
Jeśli weźmiemy w niej udział, to będzie oznaczało, że będziemy grali do końca turnieju olimpijskiego, więc bardzo chętnie.
Domyślam się.
Myślę, że to było bardzo odświeżające dla nas - usłyszeć, że nie jesteśmy faworytem i że wiele osób w nas wątpi. To fajna odmiana po tylu latach słodkości.
Powiem to samo co przed chwilą - bardzo przyjemnie było przeczytać, że niektórzy przestają w nas wierzyć. To było bardzo fajne przeżycie. Takie odświeżające po tej ostatniej erze, gdy wszyscy nam słodzili.
Myślę, że nie ma co zmieniać swoich nawyków. Jeżeli śledzenie tego wszystkiego komuś odpowiada, jeżeli ktoś w ten sposób funkcjonuje na co dzień, to niech to robi dalej. To, że teraz jesteśmy w wiosce olimpijskiej, niczego nie zmienia. W naszym życiu prywatnym, bo to sportowe jest wywrócone do góry nogami.