Bartosz Kurek ostrzega kolegów z kadry. "Później można tego żałować"

Agnieszka Niedziałek
- To było bardzo odświeżające dla nas - usłyszeć, że nie jesteśmy faworytem i że wiele osób w nas wątpi. To fajna odmiana po tylu latach słodkości - mówi wymownie Sport.pl Bartosz Kurek, odnosząc się do krytyki, jaka spadła na polskich siatkarzy tuż przed igrzyskami w Paryżu. Nikt w tej drużynie nie ma tak wielkiego doświadczenia olimpijskiego jak on i dlatego ma dla kolegów cenne rady. Bo sam pewnej rzeczy z przeszłości trochę żałuje.

Bartosz Kurek chorążym podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Paryżu? Wielu osobom taka myśl przeszła przez głowę w ostatnich tygodniach. Kapitan reprezentacji Polski, który po raz czwarty weźmie udział w olimpijskiej rywalizacji, w rozmowie ze Sport.pl wprost odnosi się do tego pomysłu. Komentuje też reakcje środowiska siatkarskiego na słabsze występy kadry w ostatnich tygodniach i dzieli się cennymi radami dotyczącymi igrzysk. Podczas których - jak mówi - życie sportowców z jednej strony wcale się nie zmienia, a z drugiej zostaje wywrócone do góry nogami.

Zobacz wideo Bartosz Kurek wraca do PlusLigi. "Poszczególne kluby rozwinęły się, choć było już o to trudno"

Agnieszka Niedziałek: Chyba nie było okazji zrobić wcześniej z resztą uczestników ślubowania olimpijskiego próby kluczowego momentu, skoro za pierwszym razem ich odzew wypadł na tyle niemrawo, że od razu zarządził pan powtórkę.

Bartosz Kurek: Z własnego olimpijskiego doświadczenia wiem, że jak nie wyjdzie raz, to trzeba spróbować drugi, trzeci, a czasem nawet czwarty.

Czy ślubowanie to pierwszy moment, kiedy już każdy sportowiec czuje, że te wyczekiwane igrzyska są czymś naprawdę realnym i że weźmie udział w czymś naprawdę wyjątkowym?

Myślę, że tak. Że jeśli wcześniej jeszcze ktoś tego nie czuł, to wtedy ma takie pierwsze uderzenie. Tej dumy, atmosfery, zamieszania. Kolejne następuje po dotarciu do wioski olimpijskiej. Tam debiutanci, którzy nie wiedzą, z czym to się je, już dokładnie sobie zdają sprawę, jak wielka to jest impreza.

Zorganizował pan drużynowym debiutantom autorskie szkolenie?

Nie. Słowami ciężko jest oddać, jak taka impreza, taki turniej wygląda. Mogę im podpowiedzieć parę rzeczy...

Na przykład, że koszykarze NBA mogą ich prosić o autografy? To podobno usłyszał od pana Tomasz Fornal.

Tak. Ale tak na poważnie, to na pewno chłopaki muszą to sami poczuć i znaleźć swoje miejsce w wiosce olimpijskiej, wśród innych sportowców. Bo to też jest fajne i ważne, by poczuć tę energię bijącą od innych członków naszej reprezentacji.

Czy to pierwsze doświadczenie olimpijskie musi się wiązać ze wspomnianym przez pana wcześniej uderzeniem? Czy można i warto spróbować się od tego całkiem odciąć?

Nie i nawet bym nie chciał, by ktoś się od tego odcinał. To jest wielka sprawa i trzeba to chłonąć. Trzeba doświadczać tego w pełni i nie odpychać od siebie tych emocji. Bo później można tego żałować. Ja trochę żałuję, że na moich pierwszych igrzyskach byłem aż tak bardzo skoncentrowany tylko i wyłącznie na siatkówce, a nie cieszyłem się po prostu z tego, że tam jestem.

Na szczęście były kolejne.

Na szczęście tak. Ale nie chciałbym, by któryś z moich kolegów musiał czekać cztery lata, bo popełnił ten sam błąd co ja kiedyś.

Jakie były okoliczności wyboru pana jako osoby odczytującej treść przysięgi olimpijskiej?

Nie mam pojęcia.

Dowiedział się pan przysłowiowe 5 minut przed rozpoczęciem uroczystości?

Tak. Ale nawet jeśli dowiedziałem się dopiero wtedy, gdy przyjechaliśmy na miejsce, to był to i tak ogromny zaszczyt i wyróżnienie. Nigdy nie marzyłem o tym, by wystąpić w takiej roli. Moim marzeniem było, by wziąć udział w igrzyskach raz, a teraz przede mną czwarty taki start. To coś niesamowitego.

Odczytanie roty ślubowania było czymś wyjątkowym, ale głos panu nie zadrżał ani na chwilę. Duże doświadczenie w opanowywaniu emocji zrobiło swoje?

Czytanie opanowałem parę ładnych lat temu. W siatkówkę zacząłem grać później, ale ręka na boisku też mi nie drży, więc i podczas ślubowania było dobrze.

W całej tej olimpijskiej układance brakuje panu już tylko roli chorążego?

Nie. Jako drużyna nie idziemy w tym roku na ceremonię otwarcia, a nie chciałbym być nominowany do tego i wystawić Anitę do wiatru.

Dzięki temu uniknie pan też "klątwy chorążego".

Klątwa mnie nie interesuje. Bardziej chodzi o to, że to musi być ktoś, kto się tam na pewno pojawi i godnie tą flagę poniesie. Uważam, że wybór jest bardzo trafiony. Anita Włodarczyk - wiadomo, królowa lekkoatletyki w Polsce, a co do Przemka Zamojskiego, to myślę, że to będą fajne igrzyska dla koszykarzy 3x3. Na pewno celują w medal. To nowa, dynamiczna dyscyplina i uważam, że takie skierowanie kamer na nią może jej bardzo pomóc.

To może poniósłby pan flagę podczas ceremonii zakończenia?

Jeśli weźmiemy w niej udział, to będzie oznaczało, że będziemy grali do końca turnieju olimpijskiego, więc bardzo chętnie.

Nieprzypadkowo o to pytam.

Domyślam się.

Po ostatnich słabszych występach w sparingach niektórzy stwierdzili - pół żartem, pół serio - że może to taktyczna zagrywka ze strony trenera Nikoli Grbicia i was, by zdjąć z siebie wielką presję przed igrzyskami.

Myślę, że to było bardzo odświeżające dla nas - usłyszeć, że nie jesteśmy faworytem i że wiele osób w nas wątpi. To fajna odmiana po tylu latach słodkości.

Inni uznali, że gra w ostatnich tygodniach to jednak pewien powód do niepokoju. Zostało wystarczająco dużo czasu, by osiągnąć odpowiednią formę w trakcie igrzysk?

Powiem to samo co przed chwilą - bardzo przyjemnie było przeczytać, że niektórzy przestają w nas wierzyć. To było bardzo fajne przeżycie. Takie odświeżające po tej ostatniej erze, gdy wszyscy nam słodzili.

Z pana doświadczenia wynika, że na czas igrzysk dobrze unikać obserwowania mediów i komentarzy kibiców? Takie odcięcie się jest zdrowsze i lepsze?

Myślę, że nie ma co zmieniać swoich nawyków. Jeżeli śledzenie tego wszystkiego komuś odpowiada, jeżeli ktoś w ten sposób funkcjonuje na co dzień, to niech to robi dalej. To, że teraz jesteśmy w wiosce olimpijskiej, niczego nie zmienia. W naszym życiu prywatnym, bo to sportowe jest wywrócone do góry nogami.

Więcej o: