Choć Kobielski normalnie przygotowywał się do igrzysk w Paryżu, we wtorek spłynęła wiadomość o jego zawieszeniu. "Obecność/stosowanie substancji zabronionej (metabolitu norefedryny pentedronu)" - taki komunikat pojawił się przy nazwisku Polaka na liście zawieszonych. Zdaniem szefa POLADA Michała Rynkowskiego lekkoatlecie grozi do czterech lat zawieszenia.
Ostatnie dni dla Norberta Kobielskiego były sporą nerwówką. Pierwsze informacje o problemach z dopingiem pojawiły się 15 lipca. Wówczas informowano o wykryciu niedozwolonej substancji w organizmie sportowca. Ten jednak normalnie trenował i przygotowywał się do startu w Paryżu.
We wtorek 23 lipca pojawił się oficjalny komunikat o jego zawieszeniu. 27-latek odniósł się do sprawy na łamach portalu sport.tvp.pl. - Powiedzcie mi, jak to jest k***a możliwe, że trzy dni wcześniej na zgrupowaniu w Spale miałem pobieraną krew i mocz, i wszystko wyszło negatywnie? A dwa dni później w Ostrawie również? – nie ukrywał wściekłości.
- Jestem jaki jestem. Ale nie jestem idiotą, żeby w takim momencie sezonu i przy rodzicach, partnerce i z dzieckiem odstawiać takie numery. Stężenie wskazuje, że zażycie miało miejsce dobę wcześniej. Czyli gdy rzekomo jechałem tam samochodem - dodał.
Kobielski wyjawił, że do kontroli miało dojść w Opolu, a o tym, że toczy się postępowanie został poinformowany dopiero 1,5 miesiąca później. - To śmierdzi na kilometr - ocenił.
Sportowiec zamierza teraz złożyć odwołanie do Trybunału Arbitrażowego (CAS). Liczy na szybkie wyjaśnienie sprawy i odwieszenie. - Uważam, że to jest błąd po stronie kontroli. Zawsze się tak mówi, wiem. To jest jednak moje zdanie. Będę walczył o oczyszczenie mojego dobrego imienia i to ja oczekuję wyjaśnień, dlaczego w tak poważnych organach panuje taka dezinformacja. To skandal, jak zostałem potraktowany - skomentował.
Norbert Kobielski to czterokrotny mistrz Polski w skoku wzwyż. Lekkoatletyczne zmagania na IO w Paryżu trwać będą od 1 do 11 sierpnia.