• Link został skopiowany

MKOl, wstydź się. Igrzyska w cieniu wojny. "Oto nowy Adolf Hitler"

Konrad Ferszter
Dryfując między moralnością i ukraińskimi ofiarami a stratami finansowymi wynikającymi z braku rosyjskich sportowców, Międzynarodowy Komitet Olimpijski zwlekał ze zdecydowaną decyzją i tylko zaognił konflikt wokół igrzysk. Paryż 2024 wpisuje się w długą listę imprez wybrakowanych przez wojny i politykę.
Fot. Kevin Coombs / REUTERS

W normalnych okolicznościach Rosjanie mieliby jedną z najliczniejszych reprezentacji i byliby jednym z głównych faworytów do wygrania klasyfikacji medalowej na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Ale z powodu trwającej od lutego 2022 roku inwazji na Ukrainę obecnie do stolicy Francji pojedzie raptem 15 rosyjskich sportowców.

Zobacz wideo W roli trenera na igrzyskach zadebiutuje Michał Winiarski. Poprowadzi drużynę Niemiec

Są to kolarze Tamara Dronowa, Alena Iwanczenko i Hleb Syrica, kajakarze Olesia Romasienko, Zachar Petrow i Aleksiej Korowaszkow, pływak Jewgienij Somow, gimnastyczka Anżela Bladcewa oraz tenisiści Jekaterina Aleksandrowa, Mirra Andriejewa, Diana Sznaider, Jelena Wiesnina, Daniił Miedwiediew, Roman Safiullin i Paweł Kotow. Wszyscy oni zdecydowali się reprezentować Rosję w Paryżu pod warunkiem zachowania neutralnego statusu.

Co to oznacza? Że wyżej wymienieni Rosjanie nie zobaczą we Francji swojej flagi, a jeśli osiągną sukces, nie usłyszą hymnu. I chociaż Międzynarodowy Komitet Olimpijski zapowiadał, że sportowców z Rosji i Białorusi nie będzie, to ostatecznie zdecydował się na dziwaczny rozkrok, którym chciał zadowolić wszystkich, a nie zadowolił nikogo.

Zachód, choć na warunki MKOl przystał, początkowo groził bojkotem imprezy. Rosjanie decyzję komitetu uznali zaś za rasistowską i naruszającą podstawowe prawa człowieka, przez co wielu zawodników, którzy mogli przyjechać do Francji, pozostało w ojczyźnie. Igrzyska w Paryżu stały się kolejnymi, na których polityka odcisnęła potężne piętno.

MKOl w rozkroku

Kiedy blisko dwa i pół roku temu Rosja rozpoczęła wojnę w Ukrainie, a kolejne federacje sportowe zawieszały i wykluczały rosyjskie drużyny i sportowców, niemal pewne wydawało się, że zabraknie ich też na igrzyskach w Paryżu. Nieustające działania wojenne, wspierane głównie przez Białoruś, w oczywisty sposób naruszały idee igrzysk olimpijskich Pierre'a de Coubertina, które w założeniu opierać się miały nie tylko na zdrowej, sportowej rywalizacji, ale też wychowywaniu człowieka w duchu pokoju.

Mimo że sytuacja w Ukrainie pogarszała się z miesiąca na miesiąc, MKOl długo milczał. A kiedy w końcu zabrał głos, to mocno i negatywnie zaskoczył. W marcu zeszłego roku komitet wydał rekomendację dopuszczającą do rywalizacji sportowców z Rosji i Białorusi. Zawodnicy z tych krajów mieli jednak wystartować z zachowaniem statusu neutralnego, a ponadto nie mogli popierać wojny w Ukrainie ani mieć związków z armią.

Chociaż rekomendacja nie była ostateczną decyzją, to poruszyła i podzieliła świat. Najmocniej – co oczywiste – zareagowała Ukraina, która momentalnie zapowiedziała, że jej zawodnicy nie pojadą do Paryża. Prezydent kraju Wołodymyr Zełenski zaprosił nawet szefa MKOl Thomasa Bacha do Bachmutu, gdzie w tamtym czasie trwały najbrutalniejsze walki i ginęło najwięcej ludzi.

Rekomendacja MKOl zrodziła wiele pytań. Jak zweryfikować, czy zawodnicy popierają wojnę w Ukrainie? Jak oddzielić ich od armii, skoro większość z nich posiadała stopnie wojskowe, przez co byli opłacani przez państwo? Zachód skrytykował działania MKOl, a państwa znad Morza Bałtyckiego – z Polską na czele – chciały stanąć na czele bojkotu igrzysk. Ich pomysł poparły m.in. USA, Kanada i Wielka Brytania.

– Musimy być na to gotowi, jeśli MKOl nie ulegnie, nie cofnie się od tej złej, naszym zdaniem, decyzji. W sprawie neutralności MKOl grzeszy naiwnością. Na igrzyskach w Pekinie sam widziałem, jak Władimir Putin, stojąc na trybunach, witał wchodzącą na stadion reprezentację Rosji. A sportowcy mieli na rękawach gumkami doczepione flagi. Ich reprezentacja nigdy nie była i nie będzie neutralna. Oni po prostu oszukują – mówił w 2023 roku ówczesny minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk.

Niezadowolony Zachód, niezadowolona Rosja

Mimo próśb i gróźb ukraińskich sojuszników MKOl zdania nie zmienił. W grudniu komitet podjął ostateczną decyzję o dopuszczeniu do igrzysk sportowców z Rosji i Białorusi. By móc wystartować w kwalifikacjach do imprezy, zawodnicy musieli spełnić wymagania, które zawarte zostały w wydanej kilka miesięcy wcześniej rekomendacji.

Ale tym razem oburzyła się nie tylko Ukraina i jej przyjaciele, lecz także sama Rosja. Chociaż w kraju agresora szczerze wątpili w to, że ich zawodnicy zostaną dopuszczeni do rywalizacji, to ostateczna decyzja MKOl zrodziła tam niesmak, a zawodnicy zaczęli masowo rezygnować z udziału w imprezie. Bandyta poczuł się okradziony.

Obostrzenia nałożone na rosyjskich sportowców uznano za rusofobiczne, rasistowskie i godzące w prawa człowieka. Rosjanie w kuriozalny sposób zaczęli przedstawiać się w roli poszkodowanego, tak jakby zapomnieli, że to ich kraj rozpoczął wojnę, jest agresorem i atakiem na Ukrainę skierował przeciwko sobie większą część światowej opinii publicznej. Mało tego, byli rosyjscy sportowcy i trenerzy porównywali Bacha do Adolfa Hitlera, oskarżając go o dzielenie i kłócenie świata.

– Już kiedyś blokowali nasz udział na igrzyskach, a mimo to stworzyliśmy jeden z najpotężniejszych systemów sportowych na świecie. Teraz będzie tak samo. Warunki, jakie nam zaproponowano, są dyskryminujące i sprzeczne z podstawowymi zasadami olimpijskimi. MKOl szkodzi sportowi i samym igrzyskom – mówił rosyjski minister sportu Oleg Matytsin. Podobnych reakcji i wypowiedzi było wiele.

Ważne osoby w państwie rozpoczęły kampanię polegającą na namawianiu zawodników, by nie startowali na igrzyskach. Swoje zdanie mieli też kibice, którzy w sondzie na portalu sports.ru w zdecydowanej większości opowiedzieli się za bojkotem francuskiej imprezy. Rosyjskie niezadowolenie potęgowały działania wojenne w innych krajach, które nie znalazły się pod lupą MKOl. Szczególnie często wskazywano tam na konflikt izraelsko-palestyński.

– Od lat jesteśmy karani z niejasnych powodów. Izrael jest dopuszczony do rywalizacji, my nie. Każdy sportowiec powinien to przemyśleć i podjąć decyzję zgodną z własnym sumieniem. Nie widzę jednak powodów, by jechać gdzieś, gdzie będą tylko na nas pluć – mówiła była biathlonistka, Olga Zajcewa.

– Gdyby MKOl był rozsądny, nałożyłby sankcje na USA i Wielką Brytanię za to, co robią w Jemenie. Ale MKOl nie jest rozsądny. To obłąkany komitet, na którego czele stoi obłąkany człowiek. Nie liczę na to, że MKOl wyciągnie konsekwencje wobec winnych. Nie liczę też na sprawiedliwe traktowanie. A szkoda, bo sam jestem przeciwny wszelkim zawieszeniom. Niezmiennie uważam, że sport i polityka nie powinny się ze sobą mieszać – apelował były biathlonista Dmitrij Wasiljew. 

MKOl nie stanął po stronie Ukrainy

Głos w sprawie zabrał w końcu Władimir Putin. Rosyjski prezydent, tak samo jak jego białoruski przyjaciel Aleksandr Łukaszenka, skrytykował Bacha i MKOl, ale decyzję o wyjeździe do Paryża zostawił samym sportowcom.

– Światowi urzędnicy zniekształcili idee międzynarodowego olimpizmu. Myśli, które przewodziły igrzyskom od wielu lat, dziś wyglądają na własne przeciwieństwo. Panujące zasady nie mają nic wspólnego z tymi pierwotnymi. Udział w rywalizacji jest prawem człowieka. Dlatego nakładanie sankcji na start w igrzyskach to zamach na prawa człowieka – stwierdził Putin, który przecież sam, wydaniem decyzji o agresji na Ukrainę, dokonał właśnie zamachu na prawa człowieka.

Po jego słowach rosyjscy sportowcy zaczęli wycofywać się z igrzysk. Jako pierwszy zrobił to sześciokrotny mistrz świata na krótkim basenie i dwukrotny medalista ostatnich igrzysk w Tokio, Kliment Kolesnikow. – Dobrze, że dopuścili nas do startu. Ale warunki i obostrzenia pozostały. A były one skandaliczne. Dlatego nie jadę do Paryża – zapowiedział pływak, a za nim poszli kolejni.

Decyzję o wycofaniu się z igrzysk ogłaszali m.in. gimnastycy, zapaśnicy, łucznicy, szermierze, zapaśnicy czy judocy. Na marginesie – spośród tych ostatnich MKOl sam wykluczył 13 reprezentantów Rosji, co wywołało kolejne kuriozalne komentarze rosyjskich polityków. – Wykluczanie ludzi na podstawie krwi i pochodzenia to czysty rasizm, nacjonalizm i nazizm. To samo przeżywają sportowcy z Białorusi. Obecnie są zastraszani, mimo że nie zrobili nic złego. Codziennie słuchamy jakiegoś bezmyślnego gadania o ataku na Ukrainę, a prawda jest taka, że to Zachód każdego dnia atakuje Rosję – tworzyła oryginalne konstrukty myślowe rzeczniczka prasowa rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych Maria Zacharowa.

Bach i MKOl liczyli, że ich decyzja okaże się słusznym wyjściem z zaistniałej sytuacji. Dryfując między moralnością i ukraińskimi ofiarami a stratami finansowymi wynikającymi z braku rosyjskich sportowców, decydenci tylko zaognili konflikt. I zapoczątkowali kolejne zdecydowane działania.

W marcu tego roku MKOl zdecydował, że Rosjanie i Białorusini nie wezmą udziału w ceremoniach otwarcia i zamknięcia igrzysk. W odwecie w Rosji zdecydowano, że pierwszy raz od 40 lat żadna ze stacji telewizyjnych nie będzie transmitowała igrzysk. Rosjanie odrzucili też możliwość zawarcia pokoju olimpijskiego na czas trwania paryskiej imprezy. Ten zaproponował w kwietniu prezydent Francji Emmanuel Macron.

– To tylko słowa, nikt nie podjął realnych działań w tym zakresie. Prezydent i nasze wojsko zwrócili uwagę, że reżim w Kijowie może wykorzystać ten moment na przegrupowanie czy dozbrojenie armii. To oczywiście bardzo mocno komplikuje takie inicjatywy – powiedział rzecznik prasowy Putina Dmitrij Pieskow.

"Igrzyska przyjaźni", które mogą się nie odbyć

Rosja kontrowała Zachód i skupiała się na przygotowaniu igrzysk przyjaźni. Te miały się odbyć w Moskwie i Jekaterynburgu od 15 do 29 września. Na ich organizację Rosja przygotowała aż 85 milionów dolarów. Udział w nich zapowiedziały nie tylko Serbia czy Białoruś, ale też kilka państw z Azji, Afryki, a nawet Ameryki Południowej.

"Rosja chce zorganizować zawody, które toczka w toczkę przypominają Igrzyska Przyjaźni w 1984 roku prowadzone pod hasłem 'Sport, pokój, przyjaźń', bo to najbardziej leżało na sercu sekretarzowi generalnemu KPZR Leonidowi Breżniewowi, tak jak teraz Władimirowi Putinowi" – sarkastycznie o igrzyskach przyjaźni pisał Radosław Leniarski z "Gazety Wyborczej".

"Dla zawodników zza żelaznej kurtyny Drużba-84 była ersatzem zbojkotowanych przez ich rządy igrzysk w Los Angeles. ZSRR oświadczył – z propagandowej i frekwencyjnej potrzeby – że zaprasza do siebie sportowców z Zachodu, a jedynym kryterium są ich osiągnięcia sportowe. Teraz też jest to jedyne kryterium" – dodał.

Rosyjska inicjatywa spotkała się z krytyką Bacha. – Kraje i ich rządy, które zezwolą sportowcom na udział w igrzyskach przyjaźni, opowiedzą się po stronie Rosji. Ci, którzy pokażą się na imprezie organizowanej przez Rosję, opowiedzą się jako jej sojusznik w wojnie i poprą naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy – powiedział szef MKOl. Imprezie sprzeciwiła się też Światowa Agencja Antydopingowa, która zapowiedziała, że nie będzie kontrolowała zawodów.

Nie wiadomo jednak, czy impreza w Rosji w ogóle się odbędzie. Niewiele ponad trzy miesiące przed rozpoczęciem igrzysk przyjaźni w rosyjskich mediach pojawiły się plotki, że te mogą zostać przełożone na przyszły rok. Chociaż oficjalnym powodem jest wyjątkowa dbałość o poziom przygotowań obiektów i samych zawodników, to nieoficjalne informacje są takie, że Rosjanie są niezadowoleni z liczby sportowców, jaka miałaby wziąć udział w imprezie.

Igrzyska bojkotowane przez lata

To nie pierwszy raz w historii, gdy wojna i polityka odcisnęły wielkie piętno na igrzyskach olimpijskich. Wyliczanka wybrakowanych imprez jest długa. Zawody w 1916 roku i w latach 1940 i 1944 były odwoływane z powodu I i II wojny światowej. W igrzyskach w 1920 roku w Antwerpii udziału nie wzięli Niemcy, Austriacy, Węgrzy, Bułgarzy i Turcy, dla których była to kara za wywołanie światowego konfliktu. Po drugiej wojnie z tego samego powodu z rywalizacji wykluczono Niemców, Bułgarów i Japończyków.

W latach 1952–80 śladowy udział w igrzyskach brały Chiny. Wszystko przez to, że Chińska Republika Ludowa pod dyktaturą Mao Zedonga nie uznawała Tajwanu, który traktowała jako swoją prowincję. MKOl chciał załatwić sprawę polubownie, zezwalając na wystawienie dwóch reprezentacji, ale na to nie zgadzał się Zedong.

W 1952 roku do Helsinek Chińczycy wysłali tylko jednego pływaka oraz piłkarzy i koszykarzy. W tych samych igrzyskach zabrakło reprezentacji NRD, która nie chciała zastosować się do wytycznych MKOl i wystartować z RFN jako jedna reprezentacja Niemiec.

Cztery lata później w Sztokholmie Chińczyków zabrakło, a w 1958 roku Chiny Ludowe zawiesiły swoje członkostwo w MKOl. Chińczycy wrócili na igrzyska dopiero w 1980 roku w Lake Placid, czyli cztery lata po śmierci Mao.

Ale igrzyska bojkotowali też inni. W 1956 roku w Melbourne nie wystartowały m.in. reprezentacje Iraku, Libanu i Egiptu. Te państwa sprzeciwiały się polityce Izraela, który zajął Kanał Sueski. W Australii nie było też Hiszpanów i Holendrów – ci solidaryzowali się z Węgrami, które zostały zaatakowane przez ZSRR tłumiący tam antykomunistyczne ruchy.

W 1976 roku w Montrealu doszło do pierwszego masowego bojkotu igrzysk. Zaczął go Tajwan, któremu MKOl nie pozwolił wystąpić pod nazwą Republiki Chińskiej. Natomiast Tanzania i Nigeria zapoczątkowały bojkot państw afrykańskich ze względu na to, że MKOl odmówił wykluczenia Nowej Zelandii, której drużyna rugby odbyła tournée po rasistowskiej RPA. W sumie z tamtej imprezy wycofały się 22 państwa, część dopiero po jej rozpoczęciu.

W 1980 roku na igrzyska do Moskwy nie polecieli z kolei sportowcy państw Zachodu, a przede wszystkim z USA. Wszystko to z inicjatywy amerykańskiego prezydenta Jimmy'ego Cartera, który sprzeciwił się radzieckiej inwazji na Afganistan z 1979 roku. W sumie w Moskwie zabrakło członków aż 63 reprezentacji. Część zdecydowała się na występ, mimo że przeciwne temu były rządy ich krajów. Tak było np. w przypadku Wielkiej Brytanii, której w ZSRR nie chciała Margaret Thatcher.

Cztery lata później w odwecie ZSRR i większość państw socjalistycznych, w tym Polska, nie poleciały na igrzyska do Los Angeles. Wschodnia propaganda tłumaczyła tę decyzję nie względami politycznymi, a kwestiami bezpieczeństwa. Los Angeles przedstawiane było jako miejsce wysokiego ryzyka ze względu na wysoką przestępczość oraz smog, które miały szkodzić sportowcom.

Dziś, przed igrzyskami w Paryżu, rosyjska propaganda działała bardzo podobnie. – Igrzyska olimpijskie odbędą się w bardzo trudnych warunkach, które mogą stwarzać realne niebezpieczeństwo dla naszych obywateli. Do wspomnianych zagrożeń należą wysoki poziom zagrożenia terrorystycznego, przestępczość zorganizowana oraz wszechobecna rusofobia. Do tego dochodzą takie rzeczy jak blokowanie rosyjskich kart, trudności z wypłacaniem gotówki i brak bezpośrednich lotów – mówił Artem Studennikow z rosyjskiego MSZ.

Politycznych gestów na sportowych arenach i trybunach nie unikniemy, wielkie imprezy zawsze były i będą okazją do manifestacji. Ekechejria, czyli "święty pokój" czy też "pokój boży" oznaczający zawieszenie broni na czas zawodów, który był jedną z idei starożytnych igrzysk w Grecji, pozostanie tylko historią. A nawet mitem.

Redagował Łukasz Cegliński

Konrad Ferszter

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: