• Link został skopiowany

Po haniebnym werdykcie napisał do Putina: "Włodek, ile cię to kosztowało?"

Michał Kiedrowski
Wykreślone z historii igrzyska w Atenach, sparaliżowana medalistka, której trzeba było pomóc wejść na podium i werdykt sędziowski "skandaliczny aż do wymiotów". W dziejach igrzysk mieliśmy też kuriozalny finał z jednym uczestnikiem, a pierwszy dopingowicz w historii imprezy wpadł, bo wypił za dużo alkoholu.
Conlan - Nikitin
screen https://www.youtube.com/watch?v=KpuWePHjDak

Ponad stuletnia historia nowożytnego olimpizmu kryje w swoich zakamarkach wydarzenia dziwne, kuriozalne, skandaliczne lub po prostu zaskakujące. Zacznijmy od tych ostatnich – igrzyska w 2004 roku w Atenach były trzecimi w tym mieście, a nie drugimi, jak się powszechnie sądzi. Drugie igrzyska w stolicy Grecji odbyły się bowiem w roku 1906. Dziesięć lat po tych pierwszych. Cieszyły się pełnym poparciem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i to właśnie wtedy do programu wprowadzono wiele innowacji, które później były stałym elementem igrzysk.

Zobacz wideo W roli trenera na igrzyskach zadebiutuje Michał Winiarski. Poprowadzi drużynę Niemiec

Igrzyska, które MKOl wykreślił

Po raz pierwszy w historii odbyła się wówczas oficjalna ceremonia otwarcia igrzysk z przemarszem zawodników pod swoimi narodowymi flagami. Po raz pierwszy przeprowadzono oficjalną ceremonię zamknięcia igrzysk. Nowością była również wioska olimpijska, gdzie mieszkali wszyscy zawodnicy. Po raz pierwszy też zgłoszenia do igrzysk zawodników odbywały się za pośrednictwem narodowych komitetów olimpijskich. Do ceremoniału olimpijskiego weszło także wciąganie na maszt flag narodowych medalistów podczas dekoracji w każdej konkurencji. 

Igrzyska 1906 roku zapisały się w historii pod nazwą tak zwanych igrzysk interwałowych. Jednak, jak twierdzą historycy, były pełnoprawnymi igrzyskami olimpijskimi. MKOl zorganizował je pod naciskiem Greków, którzy po udanych igrzyskach w 1896 roku chcieli, aby już każde igrzyska organizowały Ateny. Z tym nie zgadzał się ówczesny szef MKOl i pomysłodawca nowożytnych igrzysk olimpijskich, baron Pierre de Coubertin. On uważał, że igrzyska powinny "wędrować" po świecie i zdobywać coraz to nowych zwolenników.

Ostatecznie jednak i de Coubertin uległ entuzjazmowi Greków i zgodził się, by igrzyska odbywały się nie co cztery, a co dwa lata. Te co drugie igrzyska – właśnie jako interwałowe – miały się zawsze odbywać w Atenach. I choć zawody w 1906 roku były bardzo udane, to na nich pomysł się skończył. W 1910 roku igrzysk interwałowych nie zorganizowano z powodu napięć politycznych na Bałkanach. W roku 1914 wybuchła I wojna światowa i ateńskie igrzyska interwałowe pozostały tylko jednorazową imprezą.

W 1949 roku trzyosobowa komisja powołana przez MKOl, na czele której stanął późniejszy szef komitetu Avery Brundage, orzekła, że igrzyska 1906 roku nie były oficjalne i od tej pory MKOl ich nie uznaje. Nie zgadzają się z tym historycy, którzy twierdzą, że impreza w 1906 roku była organizowana pod patronatem MKOl i z zachowaniem ceremoniału olimpijskiego. Dodatkowo była zorganizowana sprawniej i bardziej dbała o przestrzeganie reguł niż igrzyska w 1900 roku w Paryżu i 1904 roku w St. Louis, które miały tak pogmatwany program, że wielu uczestników do śmierci nie wiedziało, że było olimpijczykami. A innym medale wysłano pocztą wiele tygodni po zakończeniu rywalizacji.

Mecz, po którym kibice zaatakowali niemiecki konsulat

Przeskoczmy teraz o trzy dekady wprzód. Igrzyska olimpijskie w Berlinie w 1936 roku odbyły się w cieniu swastyki i może dlatego o największych aferach tej imprezy nie pamięta się zbyt dobrze, jeśli nie brali w niej zawodnicy gospodarzy. A w Berlinie działo się nie tylko na lekkoatletycznym stadionie, gdzie bił rekordy Jesse Owens.

Do jednej z największych afer doszło na boisku piłkarskim. W meczu o półfinał faworyzowani Austriacy zmierzyli się z Peru. Goście z Ameryki Południowej przegrywali już 0:2, ale w ostatnich piętnastu minutach zdołali wyrównać. W dogrywce Peruwiańczycy strzelili pięć goli, z których tylko dwa zostały uznane, ale i tak wystarczyło im to do zwycięstwa 4:2. Po meczu Austriacy złożyli jednak protest. Twierdzili, że w dogrywce zostali zastraszeni przez kibiców z Peru, którzy w pewnym momencie wkroczyli na boisko. Jeden z fanów miał mieć w ręku pistolet. Komitet odwoławczy uznał protest Austriaków, a obrony Peruwiańczyków w ogóle nie wysłuchał, bo spóźnili się na posiedzenie komitetu. Ćwierćfinał miał zostać powtórzony, ale ta decyzja oburzyła Peruwiańczyków do tego stopnia, że cały ich komitet olimpijski w geście protestu wycofał się z igrzysk i opuścił Berlin. Tak samo w geście solidarności postąpiła Kolumbia.

Jakby tego było mało – w Limie demonstranci obrzucili kamieniami niemiecki konsulat. Niemieccy dyplomaci poskarżyli się prezydentowi kraju Oscarowi Benavidesowi, że są niewinni, bo za przeprowadzenie turnieju nie odpowiadają gospodarze, a Międzynarodowa Federacja Piłkarska. Wtedy Benavides zmienił zdanie i o atak na konsulat oskarżył komunistów, a nie kibiców piłkarskich.

Nie była to jedyna gruba afera na turnieju piłkarskim w Berlinie. Wcześniej, w 1/8 finału, Włosi grali z Amerykanami. Gdy Achille Piccini tak sfaulował dwóch rywali, że nie mogli kontynuować gry, niemiecki sędzia Carl Weingartner postanowił wyrzucić Włocha z boiska. Wobec takiej decyzji koledzy Picciniego otoczyli arbitra, unieruchomili mu ręce i zasłonili usta. Arbiter wycofał się ze swojej decyzji. Piccini dograł mecz do końca jak gdyby nigdy nic, a Włosi wygrali 1:0.

Italia zdobyła potem złoty medal, pokonując w finale Austrię 2:1. Z kolei Austriacy w półfinale wygrali z Polską 3:1. Biało-Czerwoni ostatecznie zajęli czwarte miejsce, przegrywając o brąz 2:3 z Norwegią.

Niemcom nie pomogły ściany. Choć na trybunach siedzieli Adolf Hitler, Joseph Goebbels, Hermann Goering i Rudolf Hess, gospodarze przegrali w ćwierćfinale 0:2 z Norwegią.

Krewcy koszykarze. Co mecz, to awantura

W koszykówce w historii igrzysk zapisał się krewki zespół z Urugwaju. W rundzie ćwierćfinałowej igrzysk w Helsinkach w 1952 roku drużyna z Ameryki Południowej grała z Francją. Na minutę przed końcem Urugwajczycy przegrywali 64:66 i grali we trójkę przeciwko pięciu rywalom. Pozostali zawodnicy ekipy z Ameryki Łacińskiej zostali wyeliminowani z gry za pięć fauli. Na minutę przed końcem Urugwaj wyrównał, jednak po akcji rozległ się gwizdek. Cała drużyna rzuciła się na arbitra Vincenta Farrella, a Amerykanin przez pięć minut nie potrafił dotrzeć do świadomości napastników z pozytywnym dla nich komunikatem, że punkty są zaliczone, a faul był już po rzucie. W następnej akcji Francuzi zdobyli jednak zwycięskie punkty, a Urugwajczycy znów rzucili się na arbitra. Kopnięty w pachwinę Amerykanin został zniesiony z boiska, a dwóch Urugwajczyków – Wilfredo Palaez i Carlos Rosello – zostało wykluczonych z całego turnieju.

W następnych meczach Urugwajczycy zdołali jednak wygrać z Bułgarią i Argentyną i awansowali do półfinału. Tam przegrali z ZSRS 57:61, choć w drugiej połowie meczu trzem zawodnikom sowieckim trzeba było udzielać pomocy medycznej.

W meczu o brąz Urugwajczycy jeszcze raz spotkali się z Argentyną. Podczas meczu doszło do gigantycznej awantury. W pewnym momencie na boisku przepychało się i wymieniało ciosy 25 osób. W końcu udało się dograć mecz. Urugwajczycy kończyli go w czwórkę, a Argentyńczycy w trójkę. Wygrali ci pierwsi 68:59.

Sparaliżowana Dunka zdobywa medal

Jeden z największych historyków igrzysk olimpijskich David Wallechinsky nazwał ten moment jednym z najbardziej wzruszających w dziejach igrzysk. Złoty medalista Henri Saint Cyr ze Szwecji pomógł sparaliżowanej od kolan w dół srebrnej medalistce Lis Hartel z Danii wejść na podium. To było ukoronowanie historii niezwykłej Dunki.

W pewien wrześniowy ranek 1944 roku 23-letnia Hartel obudziła się z wielkim bólem głowy i niezwykłą sztywnością karku. Z każdym kolejnym dniem paraliż u niej postępował. Okazało się, że Dunkę, która była czołową zawodniczką swojego kraju w ujeżdżaniu w jeździe konnej, zaatakowało polio. Mimo ostrego przebiegu choroby Dunka walczyła o zdrowie swoje i dziecka, które nosiła pod sercem. Najpierw udało się jej nauczyć podnosić ręce, potem używać mięśni ud. Następnie urodziła zdrową córeczkę, a osiem miesięcy po ataku potrafiła już chodzić o kulach. Na tym jednak nie poprzestała. Chciała wrócić do jeździectwa i choć kosztowało ją to ogrom wysiłku, to się udało.  

Trzy lata po ataku choroby została wicemistrzynią Skandynawii w ujeżdżeniu. W 1952 roku została wybrana do reprezentacji na igrzyska w Helsinkach. Była to historyczna chwila, gdyż po raz pierwszy w jeździectwie zrezygnowano z wymogu, żeby w zawodach mogli uczestniczyć tylko wojskowi oficerowie. Rewolucja była jeszcze większa, bo obok cywili dopuszczono do rywalizacji kobiety.

Hartel, choć trzeba było pomagać jej we wsiadaniu i zsiadaniu z konia, zdobyła srebro. Cztery lata później w Sztokholmie powtórzyła swój sukces.

Z tym Sztokholmem to nie pomyłka. W 1956 roku igrzyska odbyły się w Melbourne, ale zawody jeździeckie zostały przeniesione do stolicy Szwecji. Australia miała bowiem bardzo restrykcyjne przepisy kwarantanny dla zwierząt przed wjazdem do kraju i nie zamierzała z nich rezygnować z powodu igrzysk.

Skandaliczne aż do wymiotów. Niepokonany Park

Z kolei pięściarz Park Si Hun to jeden z najbardziej niezasłużonych złotych medalistów w dziejach igrzysk. W ich historii zapisał się w 1988 roku w Seulu walkami, w których sędziowie przepchnęli go do złota. Walkami, bo ta ostatnia ze słynnym Royem Jonesem jr. była tylko najbardziej skandaliczną.

Zaczęło się już w drugiej rundzie, w której Park zmierzył się z Abdullahem Ramadanem z Sudanu. Sędzia przerwał walkę w drugiej rundzie z powodu niezdolności Sudańczyka do kontynuowania pojedynku. Australijczyk Ronald Mark Gregor powinien był jednak zdyskwalifikować Koreańczyka, ponieważ zadał on dwa nieprzepisowe ciosy w biodro i nerki. To w ich wyniku Sudańczyk nie mógł dalej walczyć. Gregor był jednak niezdecydowany i skonsultował się z innymi arbitrami. Ci wytłumaczyli mu, że ponieważ faule nie były rażące, a arbiter przed przerwaniem walki nie ukarał Koreańczyka ostrzeżeniem, to właśnie Parka powinien wskazać jako zwycięzcę.

W kolejnej walce Koreańczyk skrzyżował rękawice z Torstenem Schmitzem z NRD. I choć postronnym obserwatorom wydawało się, że nie miał nic do powiedzenia w pojedynku z faworyzowanym Niemcem, to sędziowie wskazali Parka jednogłośnie jako zwycięzcę. Wściekłe protesty Niemców zdały się na nic.

W ćwierćfinale Park zmierzył się z Włochem Vincenzo Nardiello, późniejszym zawodowym mistrzem świata. I znów historia się powtórzyła. Nardiello wygrał wyraźnie zdaniem postronnych obserwatorów. Co więcej, po dwóch rundach prowadził u wszystkich pięciu sędziów oceniających walkę. Po trzeciej rundzie trzech z nich dało taką przewagę Parkowi, że po walce to jego ręka powędrowała w górę. Po ogłoszeniu werdyktu zrozpaczony Nardiello padł na kolana i walił pięściami w ring. Włoscy trenerzy i działacze siłą ściągnęli go z ringu i zaprowadzili do szatni. Po chwili jednak bokser znów z niej wyskoczył, by ze łzami w oczach wydzierać się na sędziów punktowych. Wtedy znów został zaciągnięty do szatni.

Gdy w półfinale Park wygrał jednogłośnie na punkty z Raymondem Downeyem z Kanady, o Koreańczyku zaczęto z przekąsem mówić, że jest nie do pokonania.

A jego finałowym rywalem był 19-letni Roy Jones jr. Objawienie turnieju w Seulu. To był bokser o kosmicznym talencie, wielkich umiejętnościach technicznych i niepohamowanej pewności siebie. Porównywany był już wtedy do największych bokserów wszech czasów: Muhammada Alego i Sugar Raya Leonarda. Tak jak ten pierwszy, prowokował rywali, opuszczając nisko gardę i karząc ich, gdy próbowali to wykorzystać. W Seulu nie miał żadnego godnego rywala aż do finału.

Przed ostatnią walką Amerykanin wiedział, jak trudno będzie pokonać faworyzowanego przez sędziów rywala. – Jeśli mnie oszukają, to trudno. Ja będę wiedział, kto tak naprawdę wygrał – powiedział. 

I choć Jones obijał rywala całe trzy rundy, choć telewizja NBC wyliczyła, iż zadał 86 ciosów, a przyjął tylko 32, to i tak trzech sędziów z Ugandy, Maroka i Urugwaju wskazało Koreańczyka jako zwycięzcę. Wszyscy świadkowie tej walki nie mieli wątpliwości, że to był najbardziej krzywdzący werdykt sędziowski w historii boksu. Francuski dziennik "L'Equipe" napisał: "Skandaliczne, aż do wymiotów".

Nawet złoty medalista przekazał Jonesowi przez tłumacza: "Bardzo mi przykro. Przegrałem tę walkę. Czuję się bardzo źle".

Niejako na pocieszenie Jones został uhonorowany Nagrodą Barkera dla najlepszego zawodnika olimpijskiego turnieju bokserskiego.

Skandaliczne decyzje podczas turnieju w Seulu doprowadziły do rewolucji w sędziowaniu bokserskich walk amatorów. Wprowadzono specjalny system komputerowy, który opierał się na zaliczaniu ciosów zadanych przez zawodników przez co najmniej trzech z pięciu sędziów. 

W 1997 roku Międzynarodowy Komitet Olimpijski postanowił przeprowadzić śledztwo w sprawie walk Parka, jednak nie doszukano się żadnych dowodów na korupcję wśród sędziów. A Roy Jones jr jako zawodowiec zdobył mistrzowskie pasy w czterech kategoriach wagowych.

Boks dostarczył jeszcze dziesiątek innych grubych skandali w igrzyskach olimpijskich. Z powodu wątpliwych werdyktów i niejasnych zasad MKOl zagroził nawet skreśleniem tego sportu z programu igrzysk po skandalach w Rio de Janeiro w 2016 roku. To wtedy po skandalicznym werdykcie sędziów w ćwierćfinale rywalizacji w kategorii muszej pokrzywdzony Irlandczyk Michael Conlan, który przegrał z Władimirem Nikitinem z Rosji, napisał w mediach społecznościowych do samego Władimira Putina, prezydenta Rosji: "Hej, Włodek, ile cię to kosztowało?".

Najbardziej kuriozalny finał w historii igrzysk

W historii igrzysk olimpijskich zdarzył się finał, w którym pobiegł tylko jeden zawodnik. Miało to miejsce podczas igrzysk w Londynie w 1908 roku. Wielkim faworytem był Wyndham Halswelle – 26-letni porucznik armii brytyjskiej, weteran wojny burskiej. W półfinale w Londynie ustanowił rekord olimpijski czasem 48,4 sekund, a w finale jego rywalami było trzech Amerykanów: William Robbins, John Baxter Taylor i John Carpenter. Gospodarze igrzysk obawiali się, że zawodnicy z USA obiorą w decydującym biegu taktykę drużynową, żeby pozbawić faworyta złotego medalu. Dlatego co 20 metrów na bieżni zostali ustawieni sędziowie, aby czuwać nad sportowym przebiegiem zawodów.

Przeczucia okazały się słuszne. Od startu mocno ruszył Robbins. W połowie dystansu miał nawet 10 metrów przewagi nad rywalami. W końcu jednak osłabł i przed ostatnią prostą został wyprzedzony przez Carpentera i Halswelle'a. Gdy Brytyjczyk chciał wyprzedzić rywala po zewnętrznej, Amerykanin zabiegł mu drogę i przyblokował. Sędziowie nie czekali na koniec wyścigu. Od razu zaczęli krzyczeć: "faul, faul", i przerwali taśmę na finiszu, co miało oznaczać, że bieg jest nieważny. Co więcej, jeden z nich zepchnął Taylora siłą z bieżni.

Wybuchła gigantyczna awantura między Amerykanami a Brytyjczykami. Pół godziny wrzeszczeli na siebie, zanim wreszcie opuścili arenę zawodów. W końcu sędziowie zdecydowali, że bieg zostanie powtórzony za dwa dni, ale już bez Carpentera, który został zdyskwalifikowany. Wobec takiej decyzji rodacy ukaranego zawodnika postanowili w ogóle nie wziąć udziału w powtórce. W ten sposób w finale pobiegł tylko Halswelle, zdobywając złoty medal. Srebra i brązu nikomu nie przyznano.

Zniesmaczony Brytyjczyk po igrzyskach porzucił sport i kontynuował karierę w armii. Zginął 31 marca 1915 roku, walcząc we Francji w I wojnie światowej.

Szef światowej federacji nie wytrzymał takiej hańby

Do innego rodzaju skandalu doszło podczas igrzysk w Londynie w 2012 roku. W grze podwójnej kobiet z turnieju badmintona po rundzie grupowej zdyskwalifikowano osiem zawodniczek. I to takich, które miały grać w ćwierćfinałach i bić się o medale.

Cała układanka, która doprowadziła do haniebnego końca, zaczęła się od sensacyjnego wyniku w meczu duńskiej pary Christinna Pedersen/Kamilla Rytter Juhl z Chinkami Tian Quing/Zaho Yunlei. Zwycięstwo Europejek 22:20, 21:12 doprowadziło do tego, że zajęły pierwsze miejsce w grupie i "popsuły" całą drabinkę pucharową układającą się pod chiński medalowy dublet. Okazało się, że dwie pary z ChRL mogą się spotkać w półfinale, jeśli druga chińska para, Wang Xiaoli i Yu Yang, wygrają swoją grupę. Ta para nie była jednak w ciemię bita i też odkryła, że nie opłaca się jej wygrywać w ostatnim meczu z Koreankami – Jung Kyung Eun i Kim Ha Na. Ponieważ awans miały już zapewniony, postanowiły specjalnie przegrać mecz. Gdy przeciwniczki zorientowały się, co jest grane, również postanowiły się podłożyć. Mecz miał kuriozalny przebieg. Najlepsze pary świata grały, jakby to była kometka na plaży, a nie występ olimpijski. Lotka co rusz wpadała w siatkę, albo nawet przelatywała pod siatką. Kibice buczeli i gwizdali. Lepsze w unikaniu zwycięstwa okazały się Chinki, co doprowadziło do kolejnej komplikacji w drabince.

Teraz w kolejnej grupie następne zawodniczki zorientowały się, że nie opłaca się im wygrać. Koreanki Ha Jung Eun i Kim Min Jung nie chciały się spotkać z rodaczkami już w ćwierćfinale. Indonezyjki Meiliana Jauhari i Greysia Polii nie chciały w ćwierćfinale trafić na Chinki. Znów obie pary chciały przegrać i znów robiły to w tak nieudolny sposób, że wkurzyły widzów i sędziów. Główny arbiter turnieju pokazał nawet obu parom czarną kartkę, która oznacza dyskwalifikację. Wtedy jednak na kort wbiegli trenerzy i działacze obu ekip i wyperswadowali sędziemu tę decyzję. Mecz został dokończony.

Międzynarodowa Federacja Badmintona postanowiła jednak, że nie może sobie pozwolić na takie haniebne zakończenie rozgrywek grupowych. I zdyskwalifikowała obie pary koreańskie, jedną chińską i jedną indonezyjską za brak "dołożenia wszelkich starań" w meczach oraz "zachowanie, które jest obraźliwe i szkodliwe dla sportu".

Ostatecznie złoto zdobyła chińska para Tian Quing i Zaho Yunlei. Sensacyjnie brąz przypadł Rosjankom, Walerii Sorokinie i Ninie Wisłowej, które do fazy pucharowej awansowały dzięki dyskwalifikacjom Chinek i Koreanek.

Niemcy doczekali się zemsty za Monachium

Gdy niemieccy hokeiści na trawie wyszli na finał igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 1984 roku, mogli przeczytać transparent na trybunach: "Pakistan mści się za Monachium".

To było nawiązanie do igrzysk sprzed 12 lat. Wtedy po raz pierwszy od 1928 roku olimpijskie złoto w hokeju na trawie przypadło ekipie spoza południowej Azji. Wcześniej przez 44 lata tytuł mistrza olimpijskiego dzierżyły albo Indie (siedem złotych medali), albo Pakistan (dwa złota). Prawdziwe trzęsienie ziemi nastąpiło w Monachium w 1972 roku. Złoto przypadło Niemcom, którzy w finale pokonali Pakistan 1:0 po golu Michaela Krausego na 10 minut przed końcem meczu.

Te ostatnie 10 minut i to, co się potem zdarzyło, przeszło do historii. Na stadionie zaczęły się dziać dantejskie sceny. Kibice i działacze z Pakistanu nie mogli pogodzić się z decyzją sędziego, który uznał gola, a wcześniej podyktował krótki róg, który Niemcy zamienili na bramkę. Mecz był przerywany dwa razy, aby usunąć kibiców z boiska. Gdy rozbrzmiał ostatni gwizdek, kibice i pakistańscy działacze zaatakowali najpierw niemieckich policjantów i ochroniarzy, a gdy się już przez ich kordon przebili, ruszyli do tzw. stolika sędziowskiego. Obalili go, a szefa światowej federacji hokeja Rene Franka oblali kubłem zimnej wody. W tym czasie hokeiści z Pakistanu demolowali szatnię.

Podczas ceremonii medalowej Pakistańczycy nie dali sobie zawieszać srebrnych medali na szyi. Odbierali je do ręki, kręcili młynka, chowali do kieszeni. Podczas niemieckiego hymnu ostentacyjnie odwrócili się plecami do flagi rywali.

Po finale posypały się kary. Wszystkich jedenastu Pakistańczyków, którzy grali w finale, zostało dożywotnio zawieszonych w zawodach międzynarodowych. Dopiero po odwołaniach i przeprosinach złagodzono karę. Zostali zawieszeni na dwa lata w reprezentacji i na osiem lat, jeśli chodzi o start w igrzyskach olimpijskich.

Po 12 latach rewanż się udał. Pakistan pokonał w Los Angeles Niemców 2:1 po dogrywce i odzyskał olimpijskie złoto.

Sowiecka hańba w pięcioboju

Boris Oniszczenko był gwiazdą pięcioboju nowoczesnego. W swojej kolekcji miał cały worek medali igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Brakowało mu tylko olimpijskiego złota w zawodach indywidualnych, bo w drużynowych już je miał. W 1976 roku postanowił trochę pomóc swojemu szczęściu, by w ostatnich zawodach w karierze spełnić w końcu marzenia.

W tamtych czasach pięciobój rozgrywany był w pięć kolejnych dni. Zaczynał się od jazdy konnej, potem była szermierka, następnie strzelanie, pływanie i bieg przełajowy. Drugiego dnia, podczas zmagań na szermierczej planszy, Brytyjczycy zauważyli coś dziwnego w ich rywalizacji z Sowietami. Oniszczenko wygrał swoją walkę z Adrianem Parkerem, choć nie trafił Brytyjczyka (pojedynki odbywały się do pierwszego trafienia). To samo przydarzyło się podczas walki Ukraińca z Jeremym Foxem. Elektroniczna aparatura odnotowała trafienie, choć Brytyjczyk nie został nawet tknięty szpadą rywala. Wtedy pokonani w tak kuriozalnych okolicznościach rywale zażądali sprawdzenia broni Oniszczenki. Już po godzinie okazało się, że major armii sowieckiej zamontował w uchwycie szpady sprytnie ukryty przycisk, którego wciśnięcie sygnalizowało trafienie. Istniało podejrzenie, że Oniszczenko nie pierwszy raz dopuścił się oszustwa w szermierce.

Ukrainiec natychmiast został wyrzucony z wioski olimpijskiej i dożywotnio zdyskwalifikowany. Po powrocie do kraju wezwał go sam pierwszy sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, czyli jedynowładca kraju – Leonid Breżniew. Osobiście zbeształ Oniszczenkę i wyrzucił z armii. Były pięcioboista musiał dodatkowo zapłacić 5 tysięcy rubli kary. Został też pozbawiony wszelkich odznaczeń państwowych za zasługi dla sowieckiego sportu. Aby zarobić na życie, został taksówkarzem w Kijowie.

Wcześniej w pięcioboju wybuchł inny gruby skandal – to właśnie w tym sporcie zawieszono pierwszego w historii olimpijczyka za doping. Stało się to w 1968 roku w Meksyku, a dopingowiczem okazał się Szwed Hans-Gunnar Liljenvall. Przez jego wpadkę Szwedzi zostali pozbawieni brązowego medalu w rywalizacji drużynowej. Liljenvall wpadł, bo wykryto w jego organizmie zbyt wysokie stężenie alkoholu po zawodach strzeleckich. Tajemnicą poliszynela było, że pięcioboiści piją przed strzelaniem, by obniżyć poziom stresu. Liljenvall przesadził, a potem tłumaczył się tak jak wszyscy polscy kierowcy złapani na podwójnym gazie: Panie władzo, to były tylko dwa piwka.

Redagował Łukasz Cegliński

Michał Kiedrowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: