Peter Thiel to miliarder, współtwórca systemu Paypal. Część liczącego sześć miliardów dolarów chce przeznaczyć na sport. Ale nie taki, jaki znamy do tej pory. Jego "Igrzyska Przyszłości" mają być alternatywą dla największej obecnie znanej imprezy czterolecia. To mają być imprezy rekordów, manifestacja siły nauki, zawody dla wszystkich. Choć nie wszystkim się ten pomysł spodoba.
Dla Thiela ćwiczenia, budowanie formy, wieloletnie starania to przereklamowane sprawy i staroświeckie metody. On chciałby igrzysk, w których sportowcy korzystają nie tylko z własnego ciała, ale też ze środków dopingujących. Tych, którzy będą wątpić, chce skusić gigantycznymi pieniędzmi.
Wizja budzi już ciarki tych, którzy stoją na straży czystości sportu. Tym bardziej że Thiel nie jest w tym pomyśle osamotniony, ale współpracuje już z innymi "wizjonerami". Choćby z Aronem D'Souzą. To prawnik, założyciel znanej firmy zajmującej się infrastrukturą technologiczną i redaktor naczelny uznanego czasopisma prawniczego. Ale też były sportowiec, kiedyś grał w rugby w Wadham College w Oksfordzie. D'Souza przedstawia projekt jako alternatywę dla igrzysk i ogłasza "koniec sportowej monarchii MKOL".
- MKOl był czymś w rodzaju państwa jednopartyjnego. Rządził światem sportu przez sto lat. A teraz stworzyła się partia opozycyjna, która jest gotowa do walki. Wiem, że MKOl tego nie zostawi, że będzie nam groził, zagra nieczysto. My się jednak obronimy – mówił D'Souza.
Ujawnionych inwestorów w projekcie, który nazwano "Enhanced Games" (Ulepszone Igrzyska), jest więcej. Swoje pieniądze wyłożyli już Balaji Srinivas, inwestor kryptowalut, czy Christian Angermayer, przedsiębiorca biotechnologiczny. Obaj uważają, że takie zawody "bez wątpienia rozbudzą wyobraźnię opinii publicznej". W sprawę zaangażowany jest także słynny amerykański genetyk, inżynier molekularny i chemik George Church. Inwestorzy, którzy projekt pierwszy raz ogłosili w 2023 r., działają z rozmachem. Założyli stronę internetową, zbudowali media społecznościowe, udzielili sporej liczby wywiadów, nagłaśniając sprawę choćby w CNN. Nagrali filmy promujące ich akcję. To z tych źródeł możemy dowiedzieć się więcej o założeniach kontrowersyjnych zawodów. W ustach i materiałach prasowych inicjatorów inicjatywa jest gloryfikowana, co wygląda absurdalnie.
Organizacja Enhanced Games po pierwsze zapowiedziała, że nie będzie testować sportowców na obecność środków dopingujących, czy przeszkadzać w stosowaniu metod poprawiających wyniki. To przy tym punkcie czytamy, że taki stan rzeczy zapewni "włączenie nauki do sportu". Jednocześnie pomysłodawcy zawodów informują, że "usprawnienia" są osobistym wyborem zawodników. Jednak już kilka punktów dalej podkreślają, że celem zawodów jest przekraczanie sportowych barier i ustanawianie nowych rekordów świata. Ponieważ w centralnym punkcie zawodów jest człowiek, który będzie miał nowe możliwości, to rywalizacje będą obejmowały tylko konkurencje indywidualne. Nie będzie gier zespołowych. Dyscypliny, w których pomysłodawcy planują rozpocząć rywalizację to: lekkoatletyka, pływanie, sporty walki, gimnastyka i sporty siłowe.
Co ciekawe organizatorzy, zachęcając do wspomagania, dopingu i eksperymentowania ze swoim ciałem, przekonują, że tworzą "najbezpieczniejsze międzynarodowe wydarzenie sportowe w historii". Chcą bowiem od uczestników pełnych badań medycznych w celu monitorowania wszelkich zagrożeń. To przez ich "wyrafinowany protokół bezpieczeństwa" zdrowie sportowców ma być na pierwszym miejscu, co – jak insynuują - obecnie nie ma miejsca.
- Współczesne testy antydopingowe nie mają często nic wspólnego z dbaniem o bezpieczeństwo i zdrowie sportowców - oznajmił cytowany w Forbsie kolejny entuzjasta projektu Michael Sagner, członek naukowej i medycznej rady doradczej gier oraz badacz w King's College London na wydziale starzenia się i medycyny sportowej.
Inicjatorzy pomysłu chwalą się, że ich turniej, będzie jednym z "najbardziej dostępnych dla ludzi" sportowym wydarzeniem w historii. Bo wystartować będą mogli w nim nie tylko sportowcy, czy byli olimpijczycy, ale też amatorzy. W domyśle każdy, kto się odpowiednio usprawni. Raczej nie tylko ciężkimi treningami, odpowiednim stylem życia, dietami, fizjoterapiami, bo te wszystkie elementy zalecane obecnie sportowcom nazywają "anachronicznymi systemami".
W ich retoryce przejawia się jeszcze jeden przekaz. "44 proc. sportowców stosuje nielegalne wspomaganie. Nadszedł czas, aby bezpiecznie świętować to, co daje nauka" - czytamy. To dane nawiązujące do badań zleconych przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) w 2011 r. W anonimowej ankiecie po jednej z mistrzowskich imprez okazało się, że 43,6 proc. elity sportowców, objętych skądinąd antydopingowym monitoringiem WADA, przyznało się do stosowania w ciągu ostatnich 12 miesięcy zakazanych suplementów i środków. Właśnie tu pomysłodawcy Enhanced Games uderzają we współczesny system, twierdząc, że jest on wadliwy. Przypominają, że w krajach wysokorozwiniętych programy antydopingowe działają lepiej, a testów między zawodami wykonuje się dużo, ale nie dzieje się to wszędzie. Testowanie leży np. na Jamajce. Była dyrektor tamtejszej agencji antydopingowej, ujawniła w 2013 roku, że "agencja przeprowadziła tylko jedno badanie poza zawodami" w okresie pięciu miesięcy przed igrzyskami w Londynie. To miało ułatwić Jamajczykom zdobycie kilkunastu medali tej imprezy w lekkiej atletyce. Australijscy biznesmeni teraz chętnie odnoszą się do tych wypowiedzi i liczb sprzed dekady. Dodajmy, że według danych Światowej Agencji Antydopingowej sprzed trzech lat mniej niż 2 proc. sportowców decyduje się na doping. Raphaela Faissa, kierownik ds. badań w centrum badań i wiedzy specjalistycznej na Uniwersytecie w Lozannie przekazał CNN, że on ten odsetek dekadę temu określił w przedziale od 15 do 18 procent.
Dla inwestorów nieludzki jest też system ADAMS, w którym sportowcy raportują, gdzie się znajdują lub będą danego dnia w konkretnych godzinach - tak, aby w każdej chwili można było pobrać od nich próbki moczu i krwi i sprawdzić je pod kątem dopingu. Ten system nazywają "orwellowską praktyką".
To jednak tylko didaskalia. D'Sousa w kolejnych wywiadach wykłada na stół nowe argumenty. Przekonuje, że zachęcanie do wspomagania ciała poprawi sytuację całego społeczeństwa.
- Wspomaganie poprawi produktywności naszego społeczeństwa nawet bardziej niż zapobieganie starzeniu się. Teraz brzmi to jak science-fiction, ale żyjemy w czasach rozwoju sztucznej inteligencji i innych technologii. Powodem, dla którego walka ze starzeniem się w środowisku naukowym utknęła w martwym punkcie, jest fakt, że setki milionów dolarów od podatników na całym świecie trafiają na finansowanie organów antynaukowych: WADA, USADA i innych agencji antydopingowych, których zadaniem jest, aby zatrzymać postęp naukowy – przekonuje. Jego zdaniem 100 metrów w dziewięć sekund mogą biegać nawet 40, 50 latkowie, a dotychczasowe rekordy świata mogą być dostępne też dla nich.
Odpowiedź ekspertów, sportowych związków i organizacji w sprawie "Enhanced Games" jest krótka. "Ten projekt nawet nie zasługuje na komentarz" - przekazał mediom dział prasowy MKOl. Komentarza odmówiła też WADA. Szef Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA) przekazał CNN, że sprawa jest dla niego "niebezpiecznym przedstawieniem kilku klaunów". Travis Tygart nazwał ją "farsą". Dodał, że w kilku miejscach na ziemi nie byłoby nawet mowy, by zawodnicy mogli kupować czy podawać sobie np. sterydy czy inne środki, gdyż handel nimi, czy też ich przyjmowanie jest zabronione i karalne. Komitety antydopingowe w różnych krajach też zmiażdżyły pomysł inwestorów, nazywając tę ideę "nieprzemyślaną, krótkowzroczną i lekkomyślną, w której nie ma nic z idei sportu".
Były szef Moskiewskiego Laboratorium Antydopingowego Grigorij Rodczenkow, który niegdyś wspierał systemowy rosyjski doping, a potem uciekł do USA i został sygnalistą w tej sprawie, przekazał CNN: - Takie myślenie jest niebezpieczne. Może wyrządzić ogromne szkody młodszemu pokoleniu sportowców, którzy mogli błędnie uwierzyć w korzyści płynące z Ulepszonych Igrzysk.
Nawet w Rosji stosunek do takich zawodów jest negatywny. - Myślę, że nikt nie zalegalizuje takich zawodów, bo to będzie wyścig po śmierć - mówił Sports.ru Dmitrij Wasiliew, dwukrotny mistrz olimpijski w biathlonie. - Raz wygrasz, a potem znowu trzeba będzie coraz więcej "chemii" i ludzie zaczną umierać. Najważniejsze dla miliarderów jest tu zarabianie pieniędzy, nawet jeśli pochodzą one z Igrzysk Śmierci. Konsekwencje tych zawodów dla uczestników będą katastrofalne - opisał.
Idea australijskich działaczy przypomina nieco to, co działo się w NRD w latach 70. i 80. Wtedy to władze republiki postawiły sobie za cel stworzyć armię zdobywających złote medale sportowców. To miało udowodnić wielkość ich kraju i wyższość socjalizmu nad kapitalizmem. W pewnym momencie zdecydowano się na przymusowe i potajemne wprowadzenie dopingu dla młodych adeptów sportu, którzy nie wiedzieli, że codziennie zamiast witamin i odżywek łykają głównie steryd anaboliczny Oral-Turinabol. Program "rozwoju" sportowców rzeczywiście dał NRD wiele medali, ale u samych zawodników w późniejszym życiu często skutkował zatrzymaniem rozwoju płciowego, bezpłodnością, impotencją, marskością wątroby, nowotworami, problemami z sercem, nerkami i zaburzeniami psychicznymi. Niektóre z tych osób szukające potem sprawiedliwości w sądzie uzyskały drobne odszkodowania od Niemieckiego Komitetu Olimpijskiego, czy firmy farmaceutycznej produkującej wspomagacze.
O tej historii i skutkach innych afer związanych z dopingiem organizatorzy "Enhanced Games" nie wspominają. Na wzmianki o skutkach ubocznych dopingu włączają swe przygotowane odpowiedzi: że "zagrożenia związane ze sterydami i innymi środkami są mocno przesadzone i że pod właściwym nadzorem lekarza wszelkie skutki uboczne ich stosowania zostaną zredukowane do zera". Zresztą u nich słowo doping zastąpiono innym. Sportowców dopingujących się każą nazywać "wzmocnionymi", a zamiast "czystych sportowców" używać słowa "naturalny sportowiec".
To, co czyni ich niebezpieczny projekt silniejszym, są oczywiście pieniądze. Inicjatorzy na razie obiecują potężne nagrody pieniężne, chociaż dokładne kwoty mają przekazać w połowie 2024 r. Według ich planów każdy startujący coś dostanie. Za pobicie rekordu Usaina Bolta na 100 metrów już teraz oferują co najmniej milion dolarów.
Nie jest jeszcze znane możliwie miejsce rozegrania zawodów, ani ich czas. Plany mówią o perspektywie roku. Biznesmeni szacują, że na inauguracyjnych zawodach chcieliby gościć około dwóch tysięcy sportowców. Turniej ma nie być tak kosztowny jak igrzyska olimpijskie, bo będzie mniejszy i zorganizowany przy wykorzystaniu dostępnej infrastruktury. Organizatorzy chwalą się, że w inicjatywę już włączają się sportowcy i eksperci. Na przykład olimpijczyk w pływaniu Brett Fraser (Kajmany), mistrz olimpijski w pływaniu Roland Schumann (RPA), 10-krotny mistrz Szwajcarii w pływaniu David Karasek, medalistka Pucharu Świata w bobslejach Christina Smith (Kanada) i inni. D'Souza twierdzi, że stale otrzymuje wiadomości od sportowców (w tym tych z czołówki) z podziękowaniami za pomysł i z cichym wsparciem "Enhanced Games". Przeciwnicy zawodów mówią, że to tylko marketingowa zagrywka i próba wytworzenia wrażenia dużego poparcia dla cyrku, w którym nie weźmie udziału żaden z obecnych czynnych i szanujących się sportowców, bo byłby to zapewne ostatni występ w jego karierze.