Szef polskiej misji mówi o bojkocie igrzysk. Jaśniej się nie da

Agnieszka Niedziałek
- Z jednej strony w sprawie dopuszczenia Rosjan i Białorusinów jest opór grupy państw, z drugiej twarde stanowisko MKOl. Obecnie jest to trochę zostawione bezładnie - na zasadzie, że może samo się rozwiąże - mówi Sport.pl Tomasz Majewski, szef polskiej misji olimpijskiej na igrzyska w Paryżu. Dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą odnosi się też m.in. do kwestii bojkotu i wpadki z Tokio dotyczącej polskich pływaków.

Równo rok przed rozpoczęciem igrzysk w Paryżu (impreza rozpocznie się 26 lipca 2024 roku) przygotowania dotyczące infrastruktury przebiegają zgodnie z planem, organizatorzy nie muszą się też martwić o restrykcje związane z COVID-19. Ale nie znaczy to, że tej wielkiej imprezie nie towarzyszą żadne znaki zapytania. Największy dotyczy udziału Rosjan i Białorusinów. Ten temat zawieszony jest w próżni, choć w wielu sportach trwają już kwalifikacje. - Nie wiemy, jak to się skończy - mówi Sport.pl Tomasz Majewski. I dodaje, że niedawne dwie sprawy dotyczące gospodarzy nie wzbudziły zbytnio niepokoju u przedstawicieli krajowych komitetów olimpijskich. Organizatorzy zaś roztoczyli przed nimi wizję pięknych igrzysk, a dostęp do aren sportowcy mają mieć już od września, choć wtedy jeszcze głównie wirtualny.

Zobacz wideo Polacy wygrali Ligę Narodów! Śliwka wychwala Nikolę Grbicia

Agnieszka Niedziałek: Łączy pan funkcje wiceprezesa PZLA, szefa misji olimpijskiej oraz ojca i męża. Zostaje czas na sen?

Tomasz Majewski: Podczas igrzysk szef misji podobno nie śpi. Na razie jest ok. Moja praca w Polskim Związku Lekkiej Atletyki dotyczy tych samych zagadnień, więc dodatkowe obowiązki nie są problemem.

Zwykle cykl przygotowań olimpijskich dla sportowców, ale i działaczy trwa cztery lata, teraz wyjątkowo trzy. Pan jako szef misji ma rok. Choć zakładam, że nie zaczął pan od zera.

- Nie, przygotowania są w toku, trwa okres kwalifikacyjny. Ale konkretne działania organizacyjne zaczynają się właśnie teraz. Trzeba zaznaczyć, że choćby ze względów logistycznych te igrzyska nie są aż tak trudne jak poprzednie i choć w tym względzie będzie trochę łatwiej. Jestem świeżo po spotkaniu szefów misji – w ubiegłym tygodniu byłem w Paryżu.

Co ciekawego przekazali organizatorzy?

- Przede wszystkim pokazali nam, jak to wszystko będzie wyglądać. Jak te igrzyska mają różnić się od poprzednich edycji. Pozytywnie różnić. Te igrzyska będą ładne, blisko, dla kibiców. To powinien być bardzo dobrych krok dla rozwoju ruchu olimpijskiego, taki powrót do korzeni. Organizacyjnie wszystko idzie bardzo dobrze i zgodnie z planem. Harmonogram prac budowlanych jest zachowany i Francuzi zdążą ze wszystkim.

To chyba rzadkość w ostatnich latach. Przyzwyczailiśmy się już, że zwykle są opóźnienia i kończenie prac na ostatnią chwilę.

- Zgadza się. Wiadomo, tutaj większość rzeczy będzie finalizowana bliżej rozpoczęcia igrzysk, ale organizatorzy będą mieli jeszcze czas, by wszystko posprawdzać. Na ten moment mają sprzedanych 70 procent biletów - to jest naprawdę imponująca liczba. Większość aren olimpijskich jest ładnie wpisanych we Francję i Paryż.

Gdzie najdalej od stolicy będzie toczyła się rywalizacja?

- Na Tahiti - największej wyspie Polinezji Francuskiej, gdzie odbędzie się walka o medale w surfingu. Ale tam będzie mała grupa, pewnie ok. 40 osób. W Marsylii zaplanowano żeglarstwo. Najbardziej rozrzucona po całym kraju będzie piłka nożna w fazie grupowej. Sporo będzie się działo w Lille, strzelcy będą ok. 200 km od Paryża, a reszta w pobliżu lub w samym mieście.

Przebiegające zgodnie z planem przygotowanie infrastruktury to pewnie w dużej mierze zasługa tego, że większość obiektów była już wcześniej wybudowana?

- Tak, rzeczywiście mało będzie powstających od postaw, głównie chodzi o odnawianie. Wybudowana będzie np. duża pływalnia zaraz przy Stade de France, gdzie będzie się toczyć rywalizacja w piłce wodnej, skokach do wody i pływaniu synchronicznym. Część obiektów powstanie w historycznych punktach miasta. Np. szermierka i taekwondo w Le Grand Pavillon, niedaleko mostu świętego Alberta. Tam już kiedyś były mistrzostwa świata w szermierce. Trzy konkurencje będą rozgrywane w pobliżu, na Place de la Concorde. Na otwartej przestrzeni, w pięknym otoczeniu. Przy Pałacu Inwalidów będzie m.in. meta maratonu i wyścigów kolarskich. Pływanie w ramach triathlonu odbędzie się w Sekwanie.

Co do obiektów, które już są i zostaną dostosowane, to np. zmagania pływackie będą w La Defense Arena, naprawdę imponującym obiekcie. To największa hala widowiskowa w Europie o pojemności 40 tysięcy miejsc. Podczas igrzysk znajdować się tam będą dwa baseny, a na trybunach będzie mogło zasiąść ok. 15 tys. osób, ale to wciąż bardzo imponująca widownia. Zapowiada się to świetnie. Ceremonia otwarcia też będzie innowacyjna – to będzie parada łódkami na Sekwanie na długości 6 kilometrów.

Brzmi ciekawie. Pozostaje chyba tylko trzymać kciuki, by udało się zrealizować wszystkie plany.

- Francuzi pokazali, jak to wszystko jest naprawdę dobrze skoordynowane. System działa. Ludzie – na bazie wcześniejszych doświadczeń - obawiali się m.in. o komunikację. Ale tu jest zupełnie inne podejście. Wszystko jest fajnie pomyślane. To też widać na przykładzie wioski olimpijskiej. To kilka obiektów, które powstają w jednym miejscu z różnym zastosowaniem.

Po igrzyskach zostaną one tradycyjnie zamienione na budynki mieszkalne?

- Mieszkania, akademiki, hotele. To będzie część osiedla, która zostanie dobrze wykorzystana.

Łóżka – jak w Tokio - z kartonu?

- Z kartonu. Ale siedziałem już na nich i leżałem, a skoro ja już przetestowałem, to znaczy, że dadzą radę (uśmiech). To jedno z rozwiązań pod kątem dbania o środowisko.

A jakie są inne?

- Ograniczenie do minimum plastiku. Tam nie będzie jakiś luksusowych warunków. Ważne, by były takie same dla wszystkich.

Z tym w Japonii różnie bywało. Niektórzy członkowie polskiej ekipy opowiadali mi tam, że mieli pokoje bez okien, kiedy inni z pięknym widokiem.

- Tutaj okna będą u wszystkich (uśmiech). Mamy swoją, polską część w bardzo dobrym logistycznie punkcie, z widokiem na most i rzekę.

W Tokio kibiców nie było, teraz wreszcie będą mogli wrócić na trybuny.

- To widać po sprzedaży biletów. Trzeba powiedzieć wprost – są one drogie, a mimo to 70 procent już jest sprzedanych. Są drogie, ale na pewno warto.

Po Tokio i Pekinie wreszcie igrzyska będą bez obostrzeń związanych z pandemią COVID-19. Czy z uwagi na rangę imprezy jednak można się spodziewać wciąż jakiś dodatkowych środków ostrożności pod względem zdrowotnym?

- Żadnych. Paryż jest normalnie funkcjonującym miastem.

Skoro temat COVID-19 to już przeszłość, to głównym wśród uczestników pozostaje udział Rosjan i Białorusinów z powodu wojny w Ukrainie?

- Tak. Trwają już kwalifikacje i ten temat stale się przewija. Nie ma jak na razie żadnej finalnej decyzji w tej sprawie.

Trochę słabo to wygląda na rok przed najważniejszą imprezą czterolecia.

- Słabo. Z jednej strony jest opór grupy państw, z drugiej twarde stanowisko MKOl. Nie wiemy, jak to się skończy. Bardzo możliwe, że Rosjanie i Białorusini w Paryżu wystąpią. W niewielu konkurencjach, ale wystąpią. Obecnie zależy to trochę od poszczególnych światowych federacji. Bo kwalifikacje trwają, gdzieniegdzie już dość zaawansowane. Część federacji dopuszcza ich start, inne są zdecydowanie przeciwne.

Jak długo może trwać taki stan zawieszenia i niepewności? Jak będzie już blisko igrzysk, to też część zostanie dopuszczona, by zadowolić obie strony?

- Tak to trochę obecnie jest zostawione bezładnie - na zasadzie, że może samo się rozwiąże. Gdyby władze Francji podjęły decyzję o niewpuszczeniu Rosjan i Białorusinów, to rozwiązałoby to sprawę.

Opcja bojkotu jest jeszcze aktualna?

- Teraz nie ma już tego tematu. To było bardziej jako karta przetargowa. Teraz dominuje temat kwalifikacji, który jest bardzo trudny.

Główny okres zdobywania kwalifikacji dopiero przed nami. Ile Polska ma ich obecnie?

- 18. Ta liczba będzie się cały czas powiększać. W większości sportów cały czas trwa walka o punkty do rankingu olimpijskiego.

Ile osób, według szacunków PKOl, może liczyć polska reprezentacja w Paryżu?

- Wskazaliśmy w specjalnym kalkulatorze, że maksymalnie nasza ekipa będzie składać się z 294 osób. Finalnie będzie ich pewnie dwieście kilkanaście lub dwieście kilkadziesiąt. Zobaczymy. Sporo tu zależy od sportów drużynowych. Siatkarze są właściwie pewni przepustki, siatkarki bardzo nadrobiły i ich szanse się zwiększyły. Jest też temat dziewczyn w rugby 7, jakieś szanse mają też koszykarze.

A jak przedstawiają się szanse i nadzieje medalowe?

- Rok do igrzysk to jeszcze bardzo dużo czasu w większości sportów. Ale zapewne będą jakieś zdobycze w lekkoatletyce…

... która w Tokio dostarczyła sporo krążków, więc teraz pewnie też oczy wielu kibiców będą na nią mocniej zwrócone.

- Ale to jednak było dwa lata temu, a to dość długi okres w lekkoatletyce. Oczywiście, po mistrzostwach świata w Budapeszcie będziemy mądrzejsi. Choć to wciąż będzie rok do igrzysk. Mamy jeszcze kajaki i wioślarstwo, które regularnie dostarczają medale. Są siatkarze, Iga Świątek, dziewczyny we wspinaczce sportowej na czas. Trochę tych szans medalowych się uzbiera. Teraz można tak wskazywać, ale realnie to dopiero forma robiona w przyszłym roku będzie pokazywać, kto naprawdę będzie mocny. Wiadomo, że będzie wysoki poziom. W każdej kolejnej edycji jest on wyższy. Po lekkoatletyce to widać wynikowo.

Dla nas cenne, że igrzyska są blisko, więc nie będzie problemu ze zmianą strefy czasowej i długą podróżą. To na pewno będzie nas premiowało i będzie pod tym względem łatwiej.

A czy jest sposób, by zminimalizować liczbę tzw. turystów olimpijskich?

- Samo uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej to naprawdę duża sprawa. Liczba uczestników w poszczególnych sportach jest ustalona, są limity w poszczególnych konkurencjach. To zamyka temat. To nie tak, że ktoś pojedzie za zasługi. Jak jedzie, to jest po prostu dobry, to nobilitacja. Czy mu wyjdzie start, czy nie, to już inna sprawa. Nie jest tak łatwo dostać się z rankingu, trzeba mocno zasuwać. A w niektórych sportach liczba startujących jest bardzo mała. Już sama kwalifikacja to wyczyn.

W ostatnich tygodniach przeczytać można było o przeszukiwaniach siedziby komitetu organizacyjnego paryskich igrzysk. To budzi niepokój wśród poszczególnych krajowych komitetów olimpijskich?

- Organizatorzy mieli jakieś swoje problemy, ale na bazie naszych wszystkich dotychczasowych spotkań wygląda, że wszystko jest już ok.

Podobno chodziło o zlecenia publiczne.

- Możliwe. Na pewno widać zaangażowanie wszystkich miast. Na wszystkich naszych spotkaniach pojawiali się różnej rangi urzędnicy.

Zrezygnowała też szefowa Francuskiego Komitetu Olimpijskiego...

- Tak, ale jest wciąż ta sama minister sportu. Patrząc na cały proces organizacji, to wszystko idzie w dobrą stronę. Moi bardziej doświadczeni w tym zakresie koledzy spokojnie do tego wszystkiego podchodzą. Nie widzą tu żadnych zagrożeń. Omawiamy tylko konkretne rzeczy, które wymagają usprawnienia.

Nam odpadają tym razem kłopoty związane z daleką podróżą i zmianą strefy czasowej. To plusy. A czy jest jakiś haczyk związany z taką lokalizacją?

- Pod tym względem to będą dla nas dobre igrzyska. Tak jak był Londyn. Blisko, można się w domu przygotowywać, krótki lot. Niebezpieczeństwa? Zobaczymy. Mam nadzieję, że żadne się nie pojawią. Trzeba robić swoje, przygotowywać się. Przygotowywać się na wszystko, ale mam nadzieję, że nic nieplanowanego się nie wydarzy.

Skoro nie będzie obostrzeń covidowych, to wróci opcja nocowania poza oficjalnym systemem wioski olimpijskiej?

- Nie będzie z tym problemu.

A ktoś już zgłaszał wstępnie taką potrzebę?

- Zobaczymy, co będzie z osobami startującymi w konkurencjach, które będą odbywać się kilkanaście czy kilkadziesiąt km od oficjalnych noclegów. Czasem łatwiej w takim wypadku znaleźć hotel niż jechać z wioski na poranne eliminacje. Im będzie bliżej igrzysk, tym pewnie będziemy mądrzejsi w tym temacie. Poza tym wcześniej będą też testy przedolimpijskie, podczas których zostanie sprawdzona również logistyka. Patrząc na wioskę olimpijską i jej umiejscowienie subwiosek, to nie widzę powodu, by trzeba było szukać alternatywy. Bo będzie gdzie trenować, jest w miarę blisko aren olimpijskich. Tu logistyka nie będzie bardzo uciążliwa, ale będziemy też indywidualnie rozpatrywać konkretne przypadki.

Ile jeszcze wizyt czeka pana w Paryżu przed igrzyskami?

- Najprawdopodobniej jeszcze jedna, w listopadzie. Potem na arenach będą wspomniane testy, ale to już w sezonie letnim. W większości są to obiekty już istniejące, więc też po części znane sportowcom. Fajną nowością jest to, że we wrześniu udostępnione mają zostać wirtualne modele każdej areny, by można było się z nią w ten sposób wcześniej zaznajomić.

To bardziej skierowane jest do kibica czy sportowca?

- Myślę, że bardziej do sportowców, którzy potrzebują nieraz przerobić sobie wcześniej, którędy będą wchodzić itp. Część lubi takie drobiazgowe przygotowanie. Pamiętam, jak mistrzyni olimpijska z Pekinu w rzucie dyskiem Stephanie Brown Trafton mówiła mi, że zrobiła sobie przed startem fototapetę w pokoju ze stadionem, by się wcześniej przyzwyczaić do niego.

Czterokrotny olimpijczyk - zostając szefem misji olimpijskiej - od razu wie, jak będzie chciał pełnić nową rolę?

- Na pewno doświadczenie pomaga. Przeżyło się to na własnej skórze i mniej więcej wiadomo, na co położyć nacisk, by to było z korzyścią dla sportowców. Tutaj dużo daje bliskość Paryża. Te pobyty będą krótsze, nie będzie długiego czekania na start. Niektórych to męczy.

Jakie są pana obowiązki poza organizacją transportu i ulokowaniem sportowców w wiosce olimpijskiej?

- Rozwiązywanie problemów, przygotowania, współpraca ze związkami, przejście oficjalnego procesu zgłoszeń, cała logistyka, no i atmosfera.

Zadbanie o tę ostatnią jest najłatwiejsze czy najtrudniejsze?

- Najtrudniejsze. To nie jest takie proste, ale na pewno więcej kibiców z Polski teraz przyjedzie i to z pewnością pomoże.

A co z pływakami? Po wpadce z Tokio, gdzie nie wszyscy z wysłanych na igrzyska zostali dopuszczeni do startu, są teraz mocniej wyczuleni?

- Polski Związek Pływacki jest bardzo wyczulony (śmiech). Taka sytuacja nie ma prawa się powtórzyć. Jesteśmy w kontakcie z panią prezes. Teraz są tam od tego trzy osoby i nie ma opcji, by była powtórka.

Który ze sportów najbardziej pana zaskoczył czy jest największym wyzwaniem organizacyjnym?

- Są różne rzeczy. Np. pojawiło się pytanie o to, jaką paszę dla koni będziemy przewozić czy też będziemy kupować na miejscu. To faktycznie dla mnie nowość (uśmiech). Teraz same konie będzie nam łatwiej przetransportować niż w przypadku Tokio czy Rio de Janeiro. Sporty z trudną logistyką - jeździectwo, żeglarstwo, kajakarstwo - są u nas bardzo dobrze zorganizowane, więc im po prostu trzeba nie przeszkadzać.

Ile wcześniej trzeba przetransportować na miejsce konie czy łódki?

- Żeglarze już mają tam przygotowane miejsce na przechowywanie ich, z którego korzystali niedawno podczas testów (finalnie mają tam dotrzeć najprawdopodobniej w maju - red.). Konie dotrą później, bo zawodnicy muszą na nich trenować. Ale oni na co dzień mają takie problemy, więc musieli nauczyć się sobie z tym radzić. W przypadku tych igrzysk nie ma tu zbytnio problemu – to ta przewaga europejskiej lokalizacji.

Jak szef misji patrzy np. na breaking? Sport czy nie do końca?

- Igrzyska muszą ewoluować, zmienia się więc część sportów. Pojawiają się nowe, obok klasycznych. To chyba normalne. Będziemy więc oglądać breaking.

A w przyszłości też np. e-sport?

- To już bardzo daleka perspektywa. Spełnia jednak znamiona rywalizacji sportowej, bardzo dużo osób go ogląda, więc może pewnego dnia znajdzie się w programie igrzysk. Czemu nie?

Tak samo podchodzi pan do MMA?

- Przyjęliśmy ten sport ostatnio jako PKOl. Ale wydaje mi się, że trudno byłoby wprowadzić łagodniejszą wersję MMA, bo to nie byłoby "to". Straciłoby atrakcyjność. To trochę jak sytuacja z boksem amatorskim.

Im bliżej igrzysk, tym mocniejszy wydźwięk może mieć słowo "doping". Planują państwo z ramienia PKOl jakieś dodatkowe szkolenia, akcje zalecające ostrożność?

- Takie organizowane są bardziej pod kątem dzieciaków. Ale na pewno ważne jest dbanie, by nie było wpadek, zaniedbań proceduralnych. Bo te się zdarzają. Nie mieliśmy zbytnio głośnych przypadków "twardego dopingu" co właśnie bardziej właśnie wykroczenia proceduralne. Trzeba o to dbać, przypominać. Bo jak jest dużo spraw na głowie, to takie rzeczy mogą prędzej uciec.

To na koniec porozmawiajmy o pieniądzach. Ile mogą kosztować całe przygotowania do igrzysk w Paryżu?

- Nie wiem, szczerze mówiąc. Na pewno mniej niż poprzednie przez samą bliskość. Trudno pewnie też to teraz oszacować. Tymi kwestiami zajmują się inni, ja mam swoja zadania.

Ale nikt ze sportowców nie przyszedł do pana i nie narzekał, że nie ma za co przygotować się do igrzysk?

- Nakłady na sport wzrosły w tym roku, wszystkie związki mają tego świadomość. My – jako PZLA – mamy świadomość, że dostaliśmy naprawdę porządne pieniądze na przygotowanie. U nas nikt nie narzeka, bo nie miałby za bardzo na co. Idziemy grubo z przygotowaniami. Mam nadzieję, że następny rok będzie podobny, mimo że po drodze są wybory.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.