Według opublikowanego właśnie przez RMC Sport sondażu z pytaniem, czy igrzyska są dla ciebie spełnieniem marzeń, niemal połowa ankietowanych Francuzów odpowiedziała, że nie. W tym samym sondażu zleconym na 500 dni przed największą sportową imprezą na świecie 85 proc. Francuzów boi się, że igrzyska będą dla ich kraju za drogie. Jednocześnie niemal 79 procent ankietowanych przyznaje, że będzie śledziło imprezę. To i tak bardzo optymistyczne dane, szczególnie że z innej ankiety zleconej przez RTL wynika, iż 69 proc. Francuzów jest zadowolona z paryskich igrzysk. Co prawda oznacza to spadek o pięć punktów w porównaniu z poprzednim sondażem przeprowadzonym na jesieni 2022 r., ale i tak jest się z czego cieszyć. Nawet mimo kilku "ale".
Dla porównania na kilka miesięcy przed ostatnimi igrzyskami w Tokio aż 70 proc. japońskich respondentów odpowiedziała, że nie chce tych zawodów. Japonia była jednak wówczas w środku pandemii, w kraju obowiązywał stan wyjątkowy, a igrzyska ostatecznie były zamknięte dla zagranicznych gości i rozgrywały się w smutnej scenerii.
Paryż chce pokazać, że sport wrócił do ludzi i będzie blisko kibiców. Przynajmniej tak wygląda teoria i marketingowe zapowiedzi organizatorów. Ci podkreślają, że aż 400 tys. biletów na imprezę zostanie rozprowadzona po specjalnej, przystępnej cenie 24 euro (113 zł), nawiązującej do roku igrzysk. Nie będą to co prawda karty wstępu na najbardziej interesujące Francuzów sporty, choćby lekkoatletykę, czy koszykówkę, ale cena wydaje się atrakcyjna. Przynajmniej w teorii. - Nigdzie nie byłam w stanie kupić biletów po 24 euro na zawody w Paryżu - relacjonowała "L’Equipe" jedna z paryskich pielęgniarek pytana, czy interesowała się biletami na igrzyska. Dodała, że za 24 euro można było kupić wejściówki na olimpijskie zawody żeglarskie organizowane w Marsylii. Z tej oferty nie skorzystała.
Metropolia paryska wykupiła też kolejne kilkaset tysięcy biletów, by rozdać je jako tzw. wejściówki socjalne dla najbiedniejszych rodzin lub przekazać do sportowych ośrodków, gdzie trenują dzieci. Przeciętni francuscy kibice, którzy ruszyli po wejściówki, narzekają na ceny. W sondażu dla RTL aż 82 proc. ankietowanych oznajmiło, że bilety są dla nich za drogie. Dla przykładu jedna wejściówka na średnio popularną tu dyscyplinę na 1/8 finału zmagań (np. siatkówka plażowa) to wydatek ok. 120 euro (560 zł). To kilka razy więcej niż bilet na przeciętny mecz ligowy drużyny grającej w Ligue 1 (innej niż PSG, bo tu ceny biletów przekraczają akurat 100 euro).
- Nie jestem pewna, czy na igrzyskach na żywo obejrzy mnie moja rodzina, bo to będzie dla mnie za duży wydatek - skomentowała "L’Equipe" Nafissatou Thiam, belgijska wieloboistka. Jedno z haseł paryskich igrzysk brzmi "igrzyska dostępne dla wszystkich".
- Sprzedaż wejściówek to dla nas 1/3 wpływów tej imprezy - podkreśla jednak Tony Estanguet, prezes Komitetu Organizacyjnego Igrzysk Paryż 2024. Kibice złoszczą się na ceny, ale pieniądze wydają. W pierwszej fazie sprzedaży w trzy tygodnie poszło 3,25 mln biletów z łącznej puli ponad ośmiu milionów. To we Francji rekord sprzedaży, jeśli chodzi o imprezę sportową. 15 marca startuje druga faza sprzedaży również dostępna dla wszystkich kibiców na świecie.
Spore zainteresowanie zawodami przy wysokich cenach biletów, oraz małej ich promocji należy uznać za sukces. Jak podają francuskie media na razie w stolicy Francji nie czuć i nie widać, że za 500 dni zacznie się tu najważniejsza na świecie impreza. Jak nieco ironicznie pisze "L’Equipe", "widok flag olimpijskich i banerów w Paryżu jest obecnie tak rzadki jak pustych koszy na śmieci". To nawiązanie do trwających masowych protestów przeciwko reformie emerytalnej, które poważnie zakłóciły wywóz odpadów z miasta. Paryż obecnie tonie w śmieciach, składowanych wokół przepełnionych koszy.
Jeśli chodzi o olimpijską stylizację najchętniej odwiedzanego przez turystów miasta Europy, to elementy z grafiką igrzysk będą instalowane od jesieni. Na hotelach i słynnych obiektach zawisną flagi czy całe płótna z olimpijskimi symbolami, a fragmenty ścieżek rowerowych będą przemalowane na kolory igrzysk.
Olimpijski wygląd Paryża nie jest jednak obecnie największym zmartwieniem organizatorów zawodów. Cały czas finalnego kształtu nie nabrał jeszcze projekt ceremonii otwarcia, która ma być rekordowa jeśli chodzi o frekwencję. Z tego powodu ma być też najtrudniejszy w olimpijskiej historii w kwestii zabezpieczenia.
Ceremonię otwarcia igrzysk zaplanowano na Sekwanie. Wstępnie z użyciem nawet 200 łodzi i przy 600-tysięcznej widowni rozsypanej na sześciu kilometrach brzegu rzeki. Jak podało właśnie RMC Sport, ze 160 łodzi ma się zrobić 90, a liczba widzów, którzy będą mieli bezpłatny wstęp na trasę ceremonii, będzie zmniejszona z pół miliona do 400 tys. Do tego dojdzie ok. 100 tys. osób z biletami na tymczasowe trybuny, czy strefy bliżej rzeki. Rzeką na łodziach będzie płynęło około 10,5 tys. sportowców. Ceremonię otwarcia ma ochraniać ponad 40 tys. policjantów i żandarmów, a w kolejnych dniach przy imprezie pracować będzie średnio 30 tys. funkcjonariuszy tych służb.
Biorąc pod uwagę, że igrzyska potrwają dwa tygodnie, to organizatorzy przy zabezpieczeniu imprezy będą musieli korzystać z pomocy wojska oraz prywatnych firm. We Francji po finale Ligi Mistrzów na Stade de France do spraw organizacji imprez masowych i bezpieczeństwa wszyscy podchodzą z dodatkową pokorą. Organizacja finału między Realem Madryt i Liverpoolem do tej pory odbija się Francuzom czkawką. Mecz był opóźniony o pół godziny, kibice informowali o problemach z dojazdem na stadion, gdyż trwały strajki pracowników transportu. Kilka tysięcy osób dostało się na obiekt bez biletu, po sforsowaniu barierek, część posiadała fałszywe wejściówki, inni - ponoć z tymi oryginalnymi - nie weszli na trybuny. Policja użyła gazu łzawiącego, a trwające do tej pory śledztwo polega na przerzucaniu się winą ze stroną angielską, hiszpańską oraz UEFA. Organizatorzy będą mieli też problem z transportem 15 milionów spodziewanych w mieście gości, kłopoty z kierowcami i protesty pracowników związanych z tą branżą, są we Francji na porządku dziennym.
Być może przy tym wszystkim drugorzędną wydaje się sprawa, iż władze miasta chcą, by w Sekwanie od lata 2024 r. będzie można się kąpać. Zakaz wchodzenia do rzeki istnieje w Paryżu od 100 lat. Największym problemem są ścieki i bakterie w wodach odprowadzonych tu po ulewnych deszczach. W tej sprawie trwają prace sanitarne, a pod dworcem Gare d'Austerlitz budowany jest zbiornik na wodę deszczową.
We wszystkie ambitne plany Francji jej mieszkańcy jednak nie wierzą. Co więcej, mają obawy, czy impreza odbędzie się bez problemów. W sondażu dla RMC Sport tylko 22 proc. ankietowanych jest przekonanych o zdolności kraju do przygotowania się na czas do tego wielkiego wydarzenia. To pesymistyczne dane nawet mimo tego, że rywalizacja będzie odbywała się na obiektach, które w ponad 95 proc. przypadków już istnieją. W części są delikatnie odnawiane lub remontowane.
Igrzyska w Paryżu rozpoczną się 26 lipca przyszłego roku. Poszczególne dyscypliny będą rozgrywane na terytorium całego kraju m.in. w Marsylii, Lille, Bordeaux, ale też... na Tahiti, gdzie przewidziano rywalizację surferów. Francuzi nie mają odpowiednich warunków do tej dyscypliny, wiec postanowili skorzystać ze swych zamorskich terytoriów.