• Link został skopiowany

Żółte kartki w skokach? Niemcy proponują zmiany, bo "FIS niszczy ten sport"

- Coś musi się zmienić - zapowiada prezes Niemieckiego Związku Narciarskiego, Franz Steinle, odnosząc się do sprawy pięciu dyskwalifikacji za nieprzepisowe kombinezony podczas konkursu mikstów w skokach narciarskich na igrzyskach w Pekinie. Według niego kontrole sprzętu potrzebują reform, a jedną z nich mogłoby być wprowadzenie "żółtej kartki".
Kombinezon Kathariny Althaus, Sara Takanashi podczas igrzysk w Pekinie
Screen Eurosport Player

Przypomnijmy: W konkursie drużyn mieszanych na normalnej skoczni podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie kontrolerka sprzętu na zawodach kobiet, Agnieszka Baczkowska podjęła decyzję o dyskwalifikacji aż pięciu zawodniczek. Nieregulaminowe kombinezony miały Japonka Sara Takanashi, Austriaczka Daniela Iraschko-Stolz, Niemka Kathariny Althaus i dwie Norweżki: Anna Odine Stroem oraz Silje Opseth.

Zobacz wideo "Mamy teraz taki sezon, jak w 2014/2015"

Niemcy wciąż są wściekli o skandal na igrzyskach

Najgłośniej o sprawie po konkursie było w niemieckich mediach. - Jesteśmy wściekli. Dziewczyny skakały w tych samych kombinezonach, co w indywidualnym konkursie. To jest niepojęte. To jest prawdziwa porażka dla naszego sportu. To skandal, który trudno pojąć. Czy FIS nie rozumie, że niszczy sport? - denerwował się na antenie ZDF Horst Huettel, dyrektor sportowy niemieckich skoków narciarskich. - Oczywiście, to bardzo gorzka pigułka. Trzeba tylko powiedzieć, że na igrzyskach kontrolerzy zaczynają kontrolować i mierzyć inaczej i więcej. Dla mnie powoli staje się to show "Punch and Judy" [angielski teatr kukiełek, w którym przedstawienie zazwyczaj kończy się okładaniem kijem] - mówił za to trener Stefan Horngacher

Co ciekawe, Niemcy udzielali komentarza tylko swoim dziennikarzom. Na nasze prośby komentarza lub rozmowy odmawiali trener niemieckich skoczkiń, Maximillian Mechler, czy rzecznik prasowy kadry podczas igrzysk w Pekinie, Florian Schwarz, który uzasadnił taką decyzję brakiem czasu dla dziennikarzy niepracujących w Chinach. 

Prezes niemieckiego związku zabrał głos ws. dyskwalifikacji. Domaga się prowadzenia "żółtej kartki"

Ale w niemieckich mediach nadal często pojawiają się odniesienia do tej sytuacji. Zwłaszcza ze strony Kathariny Althaus, która wciąż nie może darować sobie straconej szansy na medal, choć pisaliśmy o tym, że u niej łamanie regulaminu pod kątem zbyt dużego kombinezonu było widoczne gołym okiem już podczas konkursu indywidualnego skoczkiń. 

Teraz głos zabrał jednak także prezes Niemieckiego Związku Narciarskiego, Franz Steinle. 72-latek chciałby reformy w przeprowadzaniu kontroli sprzętu. - Coś musi się zmienić. Według mnie wiele więcej sensu miałoby sprawdzać zawodników przed konkursami, a potem poruszać się wedle ściśle ustalonych reguł - uważa działacz w rozmowie dla Niemieckiej Agencji Prasowej cytowany przez Suddeutsche Zeitung.

Potem proponuje ciekawe rozwiązanie. Chciałby, żeby w skokach narciarskich pojawiły się "żółte kartki" za niektóre przypadki łamania zasad. Steinle twierdzi, że wśród kadr pojawia się wiele rodzajów materiałów, które trudno rozpatrywać w ten sam sposób. - Szczegóły muszą zostać wyjaśnione, ostatecznie ustalone przez ekspertów w odpowiednich komisjach i komitetach - wskazuje. 

Kontrolerzy już od dawna dają zawodnikom ostrzeżenia. Dopiero po nich przychodzą dyskwalifikacje

Faktycznie, w skokach nie istnieje zasada karania "żółtą kartką" oficjalnie - nie pojawia się w protokołach ani tym bardziej w grafikach telewizyjnych, jak w innych dyscyplinach - choćby biegach narciarskich, czy skicrossie. W wielu sportach "żółte kartki" mają jednak inne znaczenie i służą czasem tylko jako niewielkie ostrzeżenie, a czasem już jako podstawa do zmiany wyników zawodów. Pytanie zatem, o jaką opcję chodzi w tym przypadku prezesowi niemieckiej federacji. 

Zresztą, jeśli Steinle tego nie wie, to ktoś powinien uzmysłowić działaczowi, że ostrzeżenia kontrolerów sprzętu FIS wobec zawodników w skokach już istnieją. Są przyznawane nieoficjalnie, o czym wielokrotnie wspominał w przeszłości Sepp Gratzer, a obecnie Mika Jukkara - kontrolujący sprzęt zawodników podczas zawodów mężczyzn. Zawodnik dostaje takie upomnienie i jest pod obserwacją. Jeśli problemy ze sprzętem się powtórzą, pojawia się dyskwalifikacja.

I takie ostrzeżenie pojawiło się także przed konkursem drużyn mieszanych podczas igrzysk w Pekinie. Było ogólne, skierowane do wszystkich reprezentacji. To one powinny najlepiej wiedzieć, czy ich kombinezony są przepisowe, czy nie. - Naprawdę nie miałam wyjścia. Nie mówimy o połowie centymetra czy nawet o centymetrze luzu za dużo - tłumaczyła nam sprawę dyskwalifikacji w mikście Agnieszka Baczkowska. Zgodnie z jej słowami, najlepsze kadry najpierw powinny spojrzeć na siebie i ocenić, czy na pewno nie przesadziły z naginaniem przepisów.

Więcej o: