Koreanki nie obronią wicemistrzostwa olimpijskiego w curlingu. "Kim Team", bo m.in. taką nazwę przyjęły od wspólnego nazwiska, w czwartek przegrały ze Szwedkami 4:8 i nie awansowały do półfinału turnieju w Pekinie. Ale stolicę Chin i tak opuszczą z podniesionymi głowami.
One najważniejszy mecz wygrały na długo przed igrzyskami. Sensacyjne medalistki z Pjonganczgu wykorzystały swoją sławę nie dla własnych korzyści, a dla dobra koreańskich sportowców. Chociaż walka z chorym systemem mogła kosztować je rozpad zespołu, to dziś, mimo braku medalu, mogą czuć się jeszcze większymi bohaterkami niż przed czterema laty.
"Czosnkowe Dziewczyny" były rewelacją tamtych igrzysk. Drużyna, która otrzymała przydomek z uwagi na miejsce pochodzenia - koreańskie hrabstwo Uiseong słynie z hodowli tej rośliny - ograła światowe potęgi curlingu i awansowała do finału. To była sensacja, bo Koreanki faworytkami do medalu nie były. Bukmacherzy oceniali ich szanse na 33:1.
Mimo to Koreanki w fazie zasadniczej przegrały tylko jeden z dziewięciu meczów, w półfinale zrewanżowały się Japonkom, a dopiero w finale przegrały ze Szwedkami 3:8. W ciągu niespełna dwóch tygodni świat sportu poznał i pokochał Koreanki, które w kraju zyskały sławę porównywalną do popowego wokalisty PSY, twórcy światowego hitu "Gangnam Style".
"Czosnkowe Dziewczyny", tak samo jak gwiazdor pop, też miały swoje ksywki. Przybrały je od produktów, które najchętniej zjadały na śniadanie. Na Kim Eun-jung wołano "Annie" - na cześć marki jogurtu. Kim Yeong-mi to "Naleśnik", a jej siostra - Kyeong-ae - "Stek". Kim Cho-hi to "ChoCho" - jak czekoladowe ciasteczka, a na Kim Seon-yeong wołano "Słoneczko", bo takie skojarzenie budziły jajka sadzone zwrócone żółtkiem do góry.
Korea Płd. pokochała "Czosnkowe Dziewczyny". Zaraz po igrzyskach wystąpiły one w reklamach odkurzaczy LG i kiełbasek o smaku czosnkowym. Ich sława skończyła się jednak szybciej, niż się zaczęła. Wszytko przez burzę, jaką rozpętali bandyci z koreańskiego związku.
Ci nie mogli znieść faktu, że zawodniczki stały się gwiazdami rozpoznawalnymi na całym świecie. Część działaczy i trener koreańskiej drużyny chcieli zrobić wszystko, by tę sławę jak najszybciej wygasić. Z takim traktowaniem nie godziły się "Czosnkowe Dziewczyny", które podjęły walkę z chorym systemem.
Zaledwie dziewięć miesięcy po sukcesie w Pjongczangu zawodniczki zwołały konferencję, w której trakcie opowiedziały o patologiach w ich sporcie. "Czosnkowe Dziewczyny" uderzyły w dwóch trenerów oraz ojca jednego z nich, który jednocześnie pełnił funkcję wiceprezesa tamtejszego związku curlingu.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Zawodniczki poinformowały, że były obrażane i poniżane. Mężczyźni zostali oskarżeni o wstrzymywanie nagród pieniężnych, krytykę za kontakty z zawodniczkami z innych krajów i zakazywanie udzielania się w mediach społecznościowych. Kim Eun-jung miała zaś być odsuwana od drużyny za plany zajścia w ciążę.
Wyniki śledztwa wykazały, że większość zarzutów stawianych mężczyznom były prawdziwe. W lutym 2019 r. rządowa komisja sportu skazała ich na dożywotnią dyskwalifikację. "Czosnkowe Dziewczyny" poruszyły do działania młodsze pokolenie koreańskich sportowców.
- Ta sytuacja kosztowała je mnóstwo sił. W Korei panuje tak wielki szacunek do starszych, że każde wystąpienie przeciwko nim traktowane jest niemal jak zbrodnia. A przecież to one były poszkodowane - w rozmowie z "Wall Street Journal" powiedziała osoba będąca blisko drużyny.
W 2008 r. powołana przez rząd Narodowa Komisja Praw Człowieka stwierdziła, że prawie 80 proc. uczniów-sportowców w gimnazjach i liceach padło ofiarą przemocy fizycznej i słownej ze strony trenerów i starszych kolegów z drużyny. Dla starszego pokolenia Koreańczyków to było zupełnie normalne. Oni przez lata przyzwyczaili się do morderczych treningów i nadużyć ze strony przełożonych.
Po wystąpieniu "Czosnkowych Dziewczyn" młodzi Koreańczycy odważyli się sprzeciwiać systemowi. Konferencja prasowa ich idolek pomogła ożywić dyskusje na temat złego traktowania sportowców w Korei Płd., gdzie nepotyzm, wyzysk i wykroczenia są powszechne od dziesięcioleci.
Shim Suk-hee, czterokrotna medalistka olimpijska w short tracku, wyznała, że została wielokrotnie zgwałcona przez byłego trenera. W zeszłym roku szkoleniowiec został skazany na 10 lat bezwzględnego więzienia. Za zimowymi olimpijczykami podążyli ci letni, bo kilka zawodniczek judo, taekwondo i zapasów także oskarżyło byłych trenerów o gwałty i molestowanie seksualne.
"Nie zmienimy całego zła na świecie, ale możemy przynajmniej walczyć z tym, co dzieje się w naszym sporcie i kraju, licząc na to, że te rzeczy już nigdy nie będą miały miejsca" - napisała w liście do "New York Timesa" Kim Kyeong-ae.
"Czosnkowe Dziewczyny" stanęły przeciwko systemowi, choć wiele wskazywało na to, że ich wystąpienie sprawi, że już nigdy nie wystąpią razem na żadnej imprezie. Do tej pory Koreańczycy bali się mówić o swoich problemach w obawie, że ich kariery zostaną zniszczone.
Tak też było w przypadku "Kim Team", bo drużyna została rozwiązana, a współpracujący z nimi trener - Peter Gallant - przejął reprezentację Szwajcarii. Jednak po wyroku skazującym trzech mężczyzn znające się jeszcze z gimnazjum "Czosnkowe Dziewczyny" wróciły do wspólnych treningów.
- Nie mogłem im odmówić. Chociaż wśród nich jest tylko para sióstr, to dla mnie wszystkie są jak córki. Jesteśmy rodziną - powiedział Gallant, który został mianowany głównym trenerem Koreanek. To pod jego wodzą "Czosnkowe Dziewczyny" wywalczyły awans na igrzyska w Pekinie.
A nie było to wcale proste, bo przez pandemię wiele zawodów zostało odwołanych. Z uwagi na restrykcje w różnych krajach i na różnych kontynentach Koreanki miały tym bardziej utrudnione zadanie. Misja zakończyła się jednak powodzeniem. "Czosnkowe Dziewczyny" najpierw zdobyły mistrzostwo Korei, co dało im prawo startu na mistrzostwach świata. Chociaż w ich trakcie nie udało im się awansować do fazy pucharowej, to przepustkę olimpijską wywalczyły w grudniu, w trakcie ostatniego turnieju kwalifikacyjnego.
- Postanowiłyśmy, że w Pekinie będziemy po prostu dobrze się bawić. Wyniki zeszły na dalszy plan - mówiła przed turniejem Kim Eun-jung. - Igrzyska w porównaniu do tego, co przeszły w ostatnich latach, to naprawdę nic szczególnego. Dajcie im cieszyć się chwilą. One i tak już wygrały więcej niż, mogły zakładać - dodał Gallant.