Doleżal już się nie hamuje. Trzeźwo wskazuje kluczowy błąd i przyczyny słabego sezonu

Piotr Majchrzak
Michal Doleżal po zakończeniu igrzysk olimpijskich dla polskich skoczków bez wahania wskazał największe błędy, które doprowadziły do nieudanego sezonu biało-czerwonych. Czech wziął też na siebie winę za problemy ze sprzętem.

Po zakończeniu startów w Pekinie nadszedł czas rozliczeń w polskich skokach narciarskich. Mimo że do zakończenia sezonu jeszcze sześć tygodni, a przed nami mistrzostwa świata w lotach, to PZN i trenerzy zaczynają wskazywać przyczyny nieudanego sezonu. Adam Małysz w rozmowie ze Sport.pl mówil, że po sezonie będzie chciał uzyskać od sztabu analizę tego, co nie zafunkcjonowało w sezonie olimpijskim i dlaczego cała układanka rozsypała się tuż przed startem zimy. Michal Doleżal kilka swoich przemyśleń zdradził już dziennikarzom i trzeba przyznać, że jego otwartość i trzeźwość oceny może zaskakiwać wielu kibiców.

Zobacz wideo

Czech twardo stąpa po ziemi i doskonale przeanalizował problemy skoczków. Na pewno nie dopadła go choroba wielu trenerów z różnych dyscyplin, którym z czasem zdarza się tracić kontakt z rzeczywistością i wysnuwać pokrętne teorie, by tylko utrzymać się na stanowisku.

Michal Doleżal rozlicza się błędów po igrzyskach

W rozmowie z Tomaszem Kalembą z Onetu Doleżal przyznał: - Trzymałem to w sobie, bo nie chciałem o tym mówić do tej pory, ale może teraz powiem. To był trochę systemowy błąd. Dzięki połączeniu grup chcieliśmy pociągnąć trochę młodych zawodników, ale przez to straciliśmy trochę tych najlepszych - mówi. 

- Teraz jestem pewien, że to był główny błąd. Grzesiek Sobczyk mi zwracał na to uwagę, bo jest trochę bliżej tych doświadczonych zawodników. I muszę mu przyznać rację. Do tego wszystkiego mieliśmy w grupie za dużo trenerów. Nie mówię, że ktoś robił coś źle, ale zawodnik dostawał zbyt wiele informacji. I to był problem - dodał Doleżal. 

Czech przedstawił wnioski, które nasuwały się już kilka tygodni temu. W grudniu wszystkich mógł irytować dwugłos, a nawet trójgłos płynący z kadry. Denerwował kibiców, dziennikarzy i pracowników związku. Nie od dziś wiadomo, że przy burzy mózgów trenerów Sobczyka, Maciusiaka i właśnie Doleżala nie zawsze udawało się wypracować wspólne stanowisko. Do tego dochodził także mocny głos Adama Małysza.  Zawodnicy też czuli, że mają zbyt dużo bodźców. A warto też podkreślić, że takie gwiazdy jak Kamil Stoch, Dawid Kubacki czy Piotr Żyła też mają w kadrze bardzo ważny głos, który trenerzy muszą brać pod uwagę. Oni doskonale wiedzą, co w danym momencie jest im akurat potrzebne.  

Będą zmiany w kadrach PZN

Natomiast mówiąc o połączeniu grup Doleżalowi chodzi o to, że przed sezonem 2020/2021 PZN stworzył jeden duży sztab trenerski, przy którym połączono kadry A i B, tworząc 13-osobową drużynę. I trzeba przyznać, że w pierwszym sezonie zadziałało rewelacyjnie. Aż 11 polskich skoczków zapunktowało w Pucharze Świata, co było rekordowym wynikiem. Znakomicie skakał Andrzej Stękała, duży krok zrobił też Paweł Wąsek, a na początku zimy mocno liczyliśmy na Klemensa Murańkę. Niestety, kolejny, trwający sezon, jest już zdecydowanie gorszy. Cała kadra trenowała w jednym systemie, dlatego jeśli został popełniony jakiś błąd, to dotykał on wszystkich skoczków.

Nie było więc takiej sytuacji jak w sezonie 2015/2016. Wtedy zawodziła drużyna Łukasza Kruczka, ale skoczkowie Macieja Maciusiaka ratowali sezon niezłymi wynikami. Teraz tak być nie mogło, bo kryzys dotknął wszystkich. Zresztą PZN do wniosków, które teraz przedstawił trener, doszedł już przed kilkoma tygodniami - wszystko wskazuje na to, że w kwietniu dojdzie do naprawdę sporych roszad w kadrach skoczków. 

Kilka błędów złożyło się na nieudany sezon

Wracając do połączenia kadr - przed dwoma laty było to bardzo dobrym pomysłem i pozwoliło na większą dynamikę rozwoju niektórych skoczków, na przykład Pawła Wąska. Dziś widać, że błędem było utrzymywanie razem tak dużej grupy w kolejnym sezonie. Szczególnie w sytuacji, gdy na horyzoncie były igrzyska olimpijskie. Główny trener powinien wtedy dużo mocniej skoncentrować się na doskonaleniu formy i sprzętu dla najlepszych skoczków. Tymczasem okazało się, że właśnie tutaj były największe niedociągnięcia.

Na dodatek można też usłyszeć, że w ostatniej fazie przygotowań do zimy, już po przejściu na tory lodowe, było trochę za dużo testowania sprzętu, co mogło wpłynąć na technikę naszych zawodników. Z tym, że akurat w tej sytuacji kadra i jej plany w tym zakresie zależą od tego, jak szybko otrzyma sprzęt od producenta. Wówczas trzeba zdecydować, czy podejmować ryzyko, czy doskonalić to, czym już się dysponuje. W tym sezonie Polacy to ryzyko podjęli, ale ono się nie opłaciło. Nie był to na pewno czynnik decydujący o słabym sezonie, a jeden z wielu, który wpłynął na bardzo nieudany początek zimy. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.