Przez kilka pierwszych dni Norwegia nie zajmowała czołowego miejsca w klasyfikacji medalowej zimowych igrzysk olimpijskich. Świetną passę mieli bowiem Szwedzi, ale także przez moment Niemcy. Na koniec pierwszego tygodnia imprezy faworyci igrzysk są już liderami. I nikogo to nie dziwi, chociaż kraj ten nie należy do największych na świecie. Mieszka tam nieco ponad 5 mln ludzi, czyli 7 razy mniej niż w Polsce.
Pierwszy złoty medal dla Norwegów zdobyła w Pekinie Therese Johaug. Absolutna gwiazda narciarstwa biegowego czekała na ten krążek 12 lat od debiutu w Vancouver. Kilka dni później sięgnęła po kolejny tytuł w biegu na 10 km stylem klasycznym. W tej dyscyplinie dla kraju fiordów złoto zdobył jeszcze Johannes Klaebo, który potwierdził swoją dominację w sprintach.
Jednak biegi narciarskie, w których Norwegia króluje od lat, nie wypadają na tych igrzyskach tak świetnie, jak można byłoby się tego spodziewać. Przegrali bowiem obie sztafety, a mężczyźni nie stanęli na podium w biegu łączonym. To nadrabiają jednak biathloniści. Znakomite igrzyska ma Marte Olsbu Roeiseland, która dotąd zdobyła już cztery medale, w tym trzy złote. Nie zawiódł też Johannes Boe. Dominator ostatnich sezonów wywalczył trzy medale, wygrywając sprint oraz sztafetę mieszaną i zajmując trzecie miejsce w biegu indywidualnym.
Norweskimi mistrzami olimpijskimi zostawali dotąd jeszcze Birk Ruud w narciarstwie dowolnym oraz Marius Lindvik w skokach narciarskich. Łącznie kraj ten ma już na swoim koncie 21 medali, z czego 9 złotych, 5 srebrnych i 7 brązowych. A przed startem rywalizacji w Pekinie mówiło się, że mogą nawet pobić rekord sprzed czterech lat, kiedy ich sportowcy 39 razy stawali na podium.
– Mawiamy, że rodzimy się z nartami na stopach. W niedziele wszyscy wychodzą do lasu, aby na nich pojeździć. Każdy chce to robić — mówił cztery lata temu jeden z norweskich bohaterów w Korei - Johannes Klaebo. Pokazywał w ten sposób, jak bardzo ważne jest narciarstwo w jego kraju. Ale to nie jest jedyny powód, dzięki któremu jego rodacy osiągają takie sukcesy.
- Wydaje mi się, że są dwa powody takiego sukcesu Norwegów. Pierwszym z nich jest szkolenie zawodowe. Posiadają organizację Olimpiatoppen, która szkoli elitarnych sportowców: kadry narodowej, mistrzostw Europy i świata, igrzysk olimpijskich. Są w niej najlepsi lekarze, fizjoterapeuci, najnowsze nowinki techniczne, wszelkie środki - twierdzi Maria Aleksandrowa, mieszkająca na co dzień w Norwegii dziennikarka rosyjskiego sports.ru. - Na przykład przed igrzyskami olimpijskimi w Korei uruchomili program opracowania nowych smarów do nart. Zainwestowali w to dużo pieniędzy - przytacza.
Potomkowie Wikingów zdają sobie sprawę, że w sporcie warto korzystać z techniki. Świetnie wykorzystują metodologię GPS. Dzięki temu w Seefeld podczas mistrzostw świata triumfował Martin Johnsrud Sundby, który dobrze wiedział, kiedy może przyspieszyć na trasie biegu, a kiedy odpocząć. Podobnie zresztą mówiło się w kontekście Johaug w ubiegłorocznym czempionacie.
- Drugi to mentalność. Po 15 latach zaczynają zawodowo uprawiać sport w narciarstwie i biathlonie. Nie ma przymusu, wyścigu o wynik i nacisku ani ze strony rodziców, ani trenerów. Oceny są wystawiane dopiero od ósmej klasy. W szkole dzieci nie wiedzą, jakie oceny otrzymują inni, znają tylko własne. I żaden nauczyciel nie powie dziecku, że jest głupi lub gorszy od innych. Wszystkim dzieciom mówi się, że są mądre i dobre. I to działa. Dlatego dorastają z inną psychologią - twierdzi Aleksandrowa.
To, co szczególnie ważne w norweskim podejściu do sportu, to oparcie się o ideę "Radość sportu dla wszystkich". Kiedy Amerykanie i Kanadyjczycy już w młodym wieku kierują dzieci do konkretnych dyscyplin, w Norwegii dają pole do ogólnego rozwoju. Tam dba się o to, aby rodzice nie byli obarczani ogromnymi kosztami utrzymania sportowca. Podjęto też decyzję o tym, aby kluby nie mogły prowadzić klasyfikacji ligowych ani nawet zapisywać wyników meczów dzieci poniżej 13. roku życia - pisaliśmy na początku igrzysk.
– Zależy nam, aby zajmowali się sportem, bo tego chcą – wyjaśnił Tore Oevreboe cytowany przez CNN, obecnie szef norweskiej misji olimpijskiej w Pekinie. – Kluczowe jest pytanie: "Co mogą na sporcie zyskać?" Ciąży na nas odpowiedzialność, aby wybrać im odpowiednią dyscyplinę do rozwoju. I to nie na zasadzie "Dobrze, potrzebujemy wielu, żeby stworzyć zespół narodowy" - podkreślił. Wszystkie zasady dotyczące sportu dzieci w Norwegii spisane zostały w dokumencie "Prawa dziecka w sporcie". Jego główna sentencja głosi, że najmłodsi powinni czerpać pozytywne doświadczenia ze sportu za każdym razem, gdy tylko startują w zawodach czy biorą udział w treningach.
- Norweska mentalność mówi, że należy dać dzieciom szansę na bycie dziećmi. W wielu krajach rodzice wożą dzieci na treningi. W Norwegii często to rodzice trenują razem z dziećmi — zaznacza Tor-Arne Hetland, trener biegów narcigriarskich i złoty medalista olimpijski. Sam, będąc dzieckiem, zajmował się różnymi dyscyplinami. - Latem graliśmy w piłkę nożną, a zimą jeździliśmy na nartach — wspomina.
Młodzi mają zaszczepioną miłość do aktywności fizycznej. Szacuje się, że 80 proc. Norwegów należało do jakiegoś klubu sportowego w dzieciństwie, a około połowa nastolatków jest jego aktywnymi członkami. 90 proc. dzieci w wieku 6-12 lat uprawia przynajmniej jeden sport - wynika z artykułu kanadyjskiego "The Globe and Mail". W całym kraju istnieje około 12 tysięcy klubów. To właśnie na nich opiera się tamtejszy rozwój sportu.
To, co w wyjątkowy sposób pozwala Norwegom od młodości rozwijać się w sporcie, to także bogata infrastruktura sportowa. - W Norwegii młodzi ludzie kładą spory nacisk na sport, a wielu z nich staje się bardzo dobrymi zawodnikami. Także dlatego, że blisko miejsca zamieszkania mają trasy zjazdowe lub rodziców, którzy będą wozić ich na treningi – przyznała była norweska minister sportu, Erna Solberg.
Wszystko to wskazuje na doskonały model wychowania mistrzów w sporcie. Choć są też tacy, którzy twierdzą, że sukcesy odnoszone przez Norwegów to rzecz naturalna. - Sporty zimowe są najpopularniejszymi w Norwegii. Nie musieliśmy podejmować strategicznych działań. Po prostu zwiększaliśmy stopień profesjonalizacji w dyscyplinach, które już kochamy. W ten sposób proces rekrutacji staje się całkiem prosty - twierdzi Tore Oevreboe.