Za nami indywidualny konkurs olimpijski na dużej skoczni w Zhangjiakou. Złotym medalistą został Marius Lindvik, srebrnym Ryoyu Kobayashi, a brązowym Karl Geiger. Wśród polskich kibiców pozostało uczucie niedosytu, bo tuż za podium uplasował się Kamil Stoch.
W pierwszej serii konkursu Stoch wypadł świetnie i skoczył na odległość 137,5 metra, dzięki czemu na moment został rekordzistą olimpijskiej skoczni. Na moment, bo konkurs stał na znakomitym poziomie i jego wyczyn przebili m.in. Marius Lindvik oraz Ryoyu Kobayashi, którzy wylądowali powyżej 140 metra. Mimo to przed drugą serią Polak miał dobrą pozycję do ataku na medal - do trzeciego Timiego Zajca tracił tylko 0,4 punktu.
Choć ostatecznie Stoch ukończył konkurs przed młodym Słoweńcem, to z medalu się nie cieszył. Wyprzedził go szósty po pierwszej serii Karl Geiger. W drugiej serii Niemiec skoczył aż 138 metrów, na co Stoch odpowiedział skokiem na odległość 133,5 metra. Choć Polak cieszył się bezpośrednio po skoku, to widać było, że może nieco zabraknąć do krążka. Po próbie Zajca Stoch wciąż był drugi, ale potem wyprzedzili go pewniacy do medalu - Marius Lindvik oraz Ryoyu Kobayashi.
Bezpośrednio po zakończeniu konkursu emocji nie krył siedzący w studiu TVP Sport Adam Małysz. Na jednym z filmów widać, jak dyrektor kadry kręci głową, a później chowa ja w rękach. Niedosyt - to dobre słowo, które określa jego reakcję. Bo choć po wcześniejszych skokach Stocha na dużej skoczni w Zhangjiakou niewiele wskazywało na to, że włączy się w walkę o medale, to do podium zabrakło naprawdę niewiele - 4,1 punktu, czyli około dwa metry.