Trwa konflikt wśród polskich biegaczek. W trakcie igrzysk olimpijskich w Pekinie doszło do ostatecznego rozłamu naszej drużyny. Izabela Marcisz kilka dni temu otwarcie przyznała, że nie zamierza startować w sprincie drużynowym, ponieważ to dla niej zbyt duże obciążenie. Poza tym 21-latka miała nie chcieć biec wraz z Moniką Skinder.
Obie panie nie pałają do siebie zbyt dużą sympatią, ponieważ Skinder nie podoba się to, że Marcisz trenuje na swoich własnych zasadach z Justyną Kowalczyk i Aleksandrem Wierietielnym, a nie tak jak ona - z trenerem kadry Martinem Bajciciakiem.
Aferę w kadrze biegaczek skomentowała Justyna Kowalczyk. Trzykrotna mistrzyni olimpijska opowiedziała "Przeglądowi Sportowemu" o swojej współpracy z Izabelą Marcisz. - Ja ten etap w biegach na razie zakończyłam, zajęła się życiem prywatnym i biathlonem. W pewnym momencie Iza jednak odezwała się przez jeden z komunikatorów. To sport na najwyższym poziomie i prowadzenie zawodnika przez wysyłanie mailowo planów treningowych, to nie jest dobre rozwiązanie - zaznaczyła 39-latka.
Kowalczyk przyznała więc, że miała spore obawy przed związaniem się z młodą biegaczką. - Nie chciałam się więc zgodzić, bo po pierwsze mam dużo na głowie, a po drugie tak się nie robi, po prostu. To nie jest fair wobec zawodnika - zaznaczyła była biegaczka.
Ostatecznie jednak nasza mistrzyni ugięła się pod namowami Marcisz. - Powiedziała, że ma pozwolenie Polskiego Związku Narciarskiego na taką drogę. Przedstawiłam jej wszystkie wielkie minusy takiego układu, bo ja jej nie widzę na większości treningów, nie mogę zmieniać tych planów zależnie o tego, co się dzieje. A jednak Iza bardzo chciała - dodała Kowalczyk.