To może być klucz do zdobycia złotego medalu w konkursie na dużej skoczni podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Skoczkowie mieli trzy dni i osiem oficjalnych serii, żeby jak najlepiej dostosować się do nietypowego najazdu na próg w Zhangjiakou. Problemy miało wielu z nich i teraz najważniejsze będzie, kto się najlepiej z nim "zaprzyjaźnił".
Jednym z zawodników, który najbardziej narzekał na tory najazdowe na dużej skoczni kompleksu "Snow Ruyi" był Kamil Stoch. - On nie jest ani płaski, jak np. w Bischofshofen, ani w pełni nachylony, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Pucharze Świata. Jest czymś pomiędzy i trudno się do tego przystosować. Przez to wciąż borykam się z pozycją najazdową - ocenił w rozmowie dla Eurosportu po kwalifikacjach.
Ten skok Stocha - na 128 metrów, dzięki któremu zajął ósme miejsce - był już jednak najlepszym oddanym przez Polaka. Przy pierwszych próbach w środę Stoch w każdym treningu miał drugą najgorszą prędkość na progu - jeździł po 90,5 i dwukrotnie 90,6 kilometra na godzinę z 17. belki. W czwartek Stoch było tylko nieco lepiej, ale w piątek nastąpił spory przełom. Jeszcze w serii próbnej Stoch miał trzecią najgorszą prędkość, ale w kwalifikacjach z tej samej 19. belki pojechał szybciej niż ich zwycięzca, Marius Lindvik. 90,9 kilometra na godzinę to był już wyczyn dla Stocha, który nigdy demonem prędkości nie był. To znak, że Polak coraz lepiej czuje się na nietypowym najeździe.
Lindvik, który po wygraniu piątkowych kwalifikacji jest głównym faworytem do złota na dużej skoczni, też długo przyzwyczajał się do innego rozbiegu w Zhangjiakou. - Mam nadzieję, że będę w stanie oddawać podobne skoki w sobotę. W pierwszych skokach treningowych miałem spore problemy z pozycją najazdową. Długo się z tym zmagałem, ale w czwartek udało mi się rozwiązać ten kłopot i w kwalifikacjach skoczyłem już dobrze - ocenił Norweg cytowany przez oficjalną stronę FIS.
Stefan Kraft porównywał rozbieg w Zhangjiakou do tego z Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Bo tamten też nie jest regularny, ma nieco inne tory najazdowe. Ale dobrym wyznacznikiem tego, czy polski obiekt faktycznie jest podobny do tego w Chinach, jest dyspozycja Halvora Egnera Graneruda. To on zawsze narzekał na tory na Wielkiej Krokwi, mówił nawet, że niepotrzebnie przyjeżdżał tam na zawody Pucharu Świata. Tutaj wydaje się czuć dobrze - w końcu w kwalifikacjach był drugi.
Jest za to jedna inna polska skocznia, która ma być podobna do tej w Zhangjiakou pod względem najazdu. To ta imienia Adama Małysza w Wiśle-Malince. Ona też posiada tory TopSpeed firmy Mana Original, zamontowane tam w 2017 roku. Do Polski sprowadził je sam patron obiektu, który porozumiał się z producentami po jednym z kongresów FIS.
- Jestem z nich bardzo zadowolony - mówi o torach Many dyrektor skoczni w Wiśle Andrzej Wąsowicz. - To tory letnie i zimowe dobrej jakości. Nachylenie? Najistotniejszy jest sam próg i parametr 10,5 stopnia, którego się najbardziej pilnuje. Reszta parametrów musi być taka jak w projekcie, potem robi się pomiar geodezyjny, żeby je porównać i wydaje homologację - tłumaczy działacz.
Dziwi fakt, że skoro tory w Wiśle są podobne do tych w Zhangjiakou, to Polacy trenowali na nich mało. Zimą byli tam tylko przez kilka dni. - To decyzja sztabu, częściej był tu Maciej Maciusiak z drugą częścią kadry - wskazuje Wąsowicz. Na Średniej Krokwi w Zakopanem, na której Polacy trenowali częściej, też są tory firmy Mana, ale według naszych informacji już nieco innej specyfiki niż te w Chinach. Za to na porównania Wisły i Zhangjiakou w kadrze słyszymy komentarz z przymrużeniem oka: że przecież właśnie w Wiśle Kamil Stoch też często sobie nie radzi i potrzebuje kilku serii, żeby na dobre zapoznać się ze skocznią.
A kto na takim najeździe na chińskich obiektach może najbardziej zyskać? Prawdopodobnie Słoweńcy. Mana to bowiem właśnie słoweńska firma z Kranju. Ta miejscowość w 2019 roku została miastem partnerskim Zhangjiakou i to właśnie głównie ze względu na współpracę organizatorów igrzysk z Maną. Przygotowali tamtejsze skocznie niemal w całości - od projektu architektonicznego przez efekty świetlne kompleksu aż do najazdu z torami TopSpeed. Nie ma się zatem co dziwić, że wielu przypominają one dużą i normalną skocznię z Planicy.
- Było dużo pracy, robiliśmy wszystko szybko i mieliśmy trochę problemów, ale wszystko zakończyło się naszym sporym sukcesem - oceniał dla słoweńskiej agencji prasowej STA dyrektor Mana Original, Milos Sterle. Uważa, że to druga najpiękniejsza skocznia na świecie, zaraz po Holmenkollen w Oslo.
Obiekt w Zhangjiakou uważa się za podobny do chińskiej łyżki do zupy, choć organizatorzy przekonują, że projekt nawiązuje do berła Ruyi - tamtejszego talizmanu. Trzeba mieć zatem nadzieję, że w sobotę w czasie konkursu na dużej skoczni, najazd okaże się dla Kamila Stocha i reszty Polaków właśnie talizmanem, a nie zmorą, którą mógł przypominać po pierwszych dniach rywalizacji.