Polska wstrzymała oddech. Stoch upadł i zaczęła się panika. Telewizje zrobiły wydanie specjalne

Piotr Majchrzak
Cała Polska czekała na drugie złoto Kamila Stocha na igrzyskach w Soczi w 2014 r., kiedy trzy dni przed drugim konkursem Polak groźnie upadł na treningu. A reszta kraju wpadła w panikę. I choć skoczek schodził z zeskoku z temblakiem, to koniec tej historii okazał się niemal perfekcyjny.

12 lutego 2014 r. mógł zmienić historię polskich skoków. Tego dnia kadrowicze zapoznawali się ze skocznią K-125 w Soczi. W planie były trzy treningi, ale Polska wstrzymała oddech już w czasie drugiej serii.

Zobacz wideo 50 lat od skoku po złoto. Fortuna: Po sprzedaży medalu odniosłem kolejny sukces

Było tuż przed godziną 22 polskiego czasu. - Kamil skakał jako ostatni. Natychmiast przy lądowaniu jedna narta przykantowała, zbiła drugą, obie odjechały w bok i skoczek się przewrócił. Nie ruszał się. Natychmiast podbiegli do niego ludzie z obsługi medycznej oraz polski fizjoterapeuta Łukasz Gębala, który zawsze jest na dole i przekazuje ocieplacze skoczkom. Po dłuższej chwili, trwającej około trzech minut, Stoch się podniósł i w eskorcie zszedł ze skoczni - pisał wówczas Paweł Wilkowicz.

Wydanie specjalne w telewizjach. Cały kraj drżał o Stocha

Trzy dni wcześniej Kamil Stoch w kapitalnym stylu sięgnął po złoty medal na skoczni K95 i stał się drugim polskim skoczkiem w historii, który wygrał igrzyska. W takich okolicznościach serie treningowe śledził cały kraj. Żadna telewizja ich jednak nie transmitowała, dlatego informacje o upadku Kamila Stocha najszybciej rozchodziły się po raczkującym w Polsce Twitterze. Niedługo potem informacja stała się numerem jeden wszystkich serwisów informacyjnych. TVN24 i TVP Info przygotowały wydania specjalne, zastanawiano się, czy Stoch będzie mógł wystąpić w konkursie. Łączono się z ekspertami i pokazywano rozmowy z Soczi. 

 

Upadek wyglądał groźnie. Polak poklepał się po lewej ręce, dając znać ratownikom, że coś jest nie tak. Ci po chwili założyli mu temblak. - Łokieć tylko zbity, ale to nic. Obróciło mnie na brzuch, szorowałem buzią po zeskoku. W pierwszej chwili sprawdziłem, czy mam wszystkie zęby. Na szczęście są - mówił Stoch, który w nocy miał przejść jeszcze dokładne badania. 

Kibice i media czekały na nie jak na wyrok, ale lekarz polskiej kadry Aleksander Winiarski przekazał w TVN24, że badanie rentgenowskie nie wykazało złamań. Potwierdził to również poranny komunikat PKOl. - "Po groźnie wyglądającym upadku po drugim skoku treningowym na dużej skoczni, Kamil Stoch doznał skręcenia stawu łokciowego lewego ze stłuczeniem. Przeprowadzone w godzinach nocnych w poliklinice Górskiej Wioski Olimpijskiej badanie rentgenowskie nie wykazało u pacjenta żadnych zmian kostnych, co oznacza, iż nie doszło do złamań" - pisano.

Sypki śnieg przyczyną upadku

Wszyscy skoczkowie podkreślali, że na igrzyskach olimpijskich w Soczi był duży problem ze śniegiem. Podobnie jak teraz w Pekinie i Zhangjiakou śnieg trzeba było produkować sztucznie, choć w Rosji był też problem z wysokimi temperaturami. Właśnie dlatego tam produkowany tam śnieg przypominał kryształki lodu. Biały puch miał więc sypką konsystencję i organizatorom nie udało się odpowiednio ubić skoczni. Skoczkowie podkreślali, że gdyby skoczek stanął na zeskoku nie na nartach, a na zwykłych butach, to jego noga zapadłaby się na kilkanaście centymetrów. Powodowało to również problemy z lądowaniami, bo tego samego dnia upadł także Rosjanin Michaił Maksimoczkin. 

- Przyczyną upadku było moje lądowanie w nie najlepszym stylu. Ale też warunki śniegu na zeskoku. Było bardzo miękko na zeskoku i ten śnieg nie pomógł mi się uratować od upadku. To, że wyszedłem z tego bez urazu, zawdzięczam instynktowi, bo przecież nie uczymy się upadków. Było nierówno od skoków innych, śnieg się zrobił jak cukier, trudno było odstawić narty od siebie - tłumaczył Kamil Stoch. 

- Zrobił najlepsze, co mógł zrobić: kontrolowany upadek. Na szczęście to tylko łokieć. Takie upadki Kamil ma co pół roku. Dla skoczka najgorsze są urazy od pasa w dół - dodawał w rozmowie ze Sport.pl ówczesny trener Łukasz Kruczek.

Stoch był zły na rozpętaną aferę. Ojciec apelował o spokój

Temat upadku Stocha nie schodził z czołówek stron internetowych i telewizji. - Czas zaapelować do wszystkich mediów, by z umiarem podchodziły do wszystkich wywiadów. Ja rozmawiałem z synem dzień wcześniej i on ledwo mówił. Był zachrypnięty i wyczerpany. Miejcie wzgląd na to, że to są ludzie w zaawansowanej pracy - apelował Bronisław Stoch, ojciec Kamila, w specjalnym wydaniu TVP Info. - Później tylko Kamil się denerwował, że taka afera wybuchła - mówiła w 2014 r. Ewa Bilan Stoch.

Okazało się, że upadek Stochowi nie przeszkodził i trzy dni później Polak sięgnął po drugi złoty medal igrzysk w Soczi. Skoczek pokonał Noriakiego Kasai i Petera Prevca, choć sam przyznawał, że jego skok z drugiej serii był prawdopodobnie najgorszym, z jakim udało mu się wygrać jakiekolwiek zawody.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.