Frida Karlsson miała być najgroźniejszą rywalką Therese Johaug w biegach dystansowych podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Sobotni bieg łączony zakończył się jednak porażką młodej Szwedki. 22-latka zajęła dopiero piąte miejsce. Największy dramat rozegrał się jednak po rywalizacji.
Szwedzka nadzieja nie przeszła przez strefę mieszaną, ale od razu poszła na kontrolę antydopingową. Menedżer reprezentacji kraju Trzech Koron tłumaczył, że biegaczka była wycieńczona i zmarznięta. Dopiero dwie godziny później poszła porozmawiać z dziennikarzami. - Czuję się pusta, niezdrowa i całkowicie wyczerpana - potwierdziła krótko. Teraz nie do końca pamięta, co mówiła w trakcie wywiadów. Była nieobecna.
W poniedziałek sześciokrotna medalistka mistrzostw świata przyznała, że po sobotnim biegu zemdlała. - Myślę, że w grę wchodziły różne czynniki. Było zimno, miałam wysoką presję, która trochę potem zeszła. Bardzo się tym przejęłam - mówiła Karlsson w rozmowie z aftonbladet.se. - Dopiero wtedy, kiedy wlali mi do ust sok, ocknęłam się. Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna - dodawała.
Rodzice biegaczki nieco się zaniepokoili. Okazuje się bowiem, że to nie jest pierwszy taki przypadek w karierze ich córki. Sześć lat temu, kiedy mogła powalczyć o medal mistrzostw świata juniorów w Salt Lake City, nie ukończyła biegu łączonego na 10 km. Straciła przytomność. - Wpadła w moje ramiona. Dobrze, że tam byłam - wspomina Mia Karlsson.
Szwedka twierdzi, że będzie gotowa na czwartkową rywalizację w biegu na 10 km stylem klasycznym. - Może w końcu musiałam zemdleć. Napięcie związane z wyścigiem na szczęście zniknęło, po prostu muszę sobie powiedzieć, że przyjechałam tutaj dobrze się bawić - przyznała Frida Karlsson.
W biegu łączonym w Pekinie po złoto sięgnęła Johaug, srebro przypadło Natalii Niepriajewej z Rosji, a brąz zdobyła Austriaczka Teresa Stadlober. Czwartkowy bieg na 10 km ruszy o 8:00 czasu środkowoeuropejskiego.