Polska mistrzyni tuż po operacji ratującej życie. "Byli wspaniali. Będą medale"

Łukasz Jachimiak
- Nasi snowboardziści zaprezentowali się wspaniale - podkreśla Jagna Marczułajtis-Walczak. Po 20 latach od jej czwartego miejsca na igrzyskach Polacy zbliżyli się do olimpijskich medali w tym widowiskowym sporcie. Posłanka nie mogła tego przegapić, mimo że jest tuż po operacji ratującej jej życie.

Oskar Kwiatkowski zajął siódme miejsca, Aleksandra Król - ósme, a Michał Nowaczyk był dziewiąty. We wtorek na igrzyskach olimpijskich Pekin 2022 bardzo dobrze spisali się polscy snowboardziści. A może nawet lepiej niż "bardzo dobrze".

Zobacz wideo Stracona szansa na medal. "Wydaje się, że misja Kruczka powoli dobiega końca"

"Oczywiście oni czują niedosyt"

- Uważam, że nasi snowboardziści zaprezentowali się wspaniale. Pokazali, że absolutnie są w światowej czołówce i wszyscy muszą się z nimi liczyć. Oczywiście oni czują niedosyt, bo wiedzą, że mieli medale w zasięgu ręki. Ale ja jestem z nich dumna - mówi w rozmowie ze Sport.pl Jagna Marczułajtis-Walczak, dziś posłanka, a kiedyś świetna snowboardzistka.

Czwarta zawodniczka równoległego giganta na igrzyskach olimpijskich Salt Lake City 2022 wreszcie doczekała się następców. Król i Kwiatkowski dotarli do ćwierćfinałów. Zostali pierwszymi polskimi snowboardzistami w top 8 igrzysk od 20 lat.

- Jestem dumna nie tylko z nich, lecz także z całej grupy. Wyniku obu naszych panów są świetne. Bardzo się też cieszę, że aż trzy Polki były na igrzyskach - mówi Marczułajtis.

Aleksandra Król walczyła z nadsportowcem

Szczególnie dużo obiecywaliśmy sobie po Król. Ona trzy tygodnie temu wygrała Puchar Świata w Simonhoehe i w rozmowie ze Sport.pl odważnie zapowiadała, że w Pekinie będzie walczyła o medal.

Szanse na podium straciła, gdy przegrała ćwierćfinał ze wspaniałą Ester Ledecką. Czeszka broniła złota zdobytego cztery lata temu w Pjongczangu. I obroniła je w wielkim stylu.

- Nie mówmy, że Ola miała pecha. Po prostu tak się ułożyła drabinka po kwalifikacjach i absolutnie nie można na to zwalać. Taki jest sport - mówi Marczułajtis. - Oczywiście Ester jest bezkonkurencyjna. To jakiś nadsportowiec. Uprawiać dwie zupełnie różne dyscypliny sportu na poziomie olimpijskim to już coś wielkiego, a ona w obu zdobyła złote medale w Pjongczangu i teraz ma ochotę zrobić to samo! - zachwyca się Marczułajtis.

- Ja miałam problem z godzeniem jazdy w slalomach równoległych ze snowboard crossem. A ona jest tak dobra, tak pewna, że kiedy się pojawia w rywalizacji snowboardzistek, to wszystkie dziewczyny mają miękkie nogi. Widać, ile popełniają błędów, kiedy się z nią ścigają. Ola, tak samo jak inne dziewczyny, po prostu wiedziała, że musi zaryzykować, żeby mieć z Ledecką jakiekolwiek szanse - dodaje była snowboardzistka.

Jest przyszłość!

Poza Król w rywalizacji pań w Pekinie Polskę reprezentowały jeszcze 22. Weronika Biela-Nowaczyk i 24. Aleksandra Michalik. Co ważne - troje z pięciorga naszych snowboardzistów z tych igrzysk to sportowcy na tyle młodzi, że w dobrej formie powinni dojechać do następnych igrzysk, w 2026 roku.

Kwiatkowski i Nowaczyk są z rocznika 1996. A Michalik urodziła się w 1999 roku. W zbyt zaawansowanym wieku na marzenia o następnych igrzyskach nie są też ani Król, ani Biela-Nowaczyk, obie z rocznika 1991.

- Z wypowiedzi Oli nie wynika jasno, czy ma ochotę jeszcze dociągnąć do igrzysk w 2026 roku, ale myślę, że to możliwe. Chłopaki na pewno nie składają broni. Natomiast definitywnie rezygnuje Weronika Biela-Nowaczyk. Pewnie myśli z Michałem o rodzicielstwie, to jest naturalne - komentuje Marczułajtis.

- Szczególnie uważnie obserwuję Olę Michalik. To bardzo obiecująca zawodniczka. Dla niej 24. miejsce to bardzo udany start. Obserwowałam jej zjazdy, ona naprawdę prezentuje się dobrze i na pewno to dla niej będzie cenne doświadczenie na przyszłość. To przetarcie się. Ja się przetarłam w Nagano i w Salt Lake City już nie było we mnie strachu przed igrzyskami. Wierzę, że dla snowboardzistów z tej grupy jeszcze będą olimpijskie medale - dodaje była snowboardzistka.

Są problemy, ale doceńmy to, co mamy

Jagna Marczułajtis-Walczak cieszy się z rozwoju snowboardu alpejskiego w naszym kraju, ale podkreśla, że poza nim mamy poważne problemy. - Ubolewam, że mamy jedynie alpejczyków. Nie mamy zawodników ani w hafpipie, ani w big air, ani w slopestyle'u, ani nawet już w snowcrossie, odkąd Mateusz Ligocki przestał trenować. Jedna konkurencja jest na bardzo dobrym poziomie, a reszty zupełnie nie ma. Zaplecze juniorskie też jest tylko w snowboardzie alpejskim - mówi.

- Są problemy do rozwiązania, ale dziś doceńmy to, co mamy. Stworzyliśmy świetną grupę, której aż chce się kibicować. Ich starty oglądałam w łóżku szpitalnym. Przebyłam ciężkie zakażenie organizmu, miałam sepsę i wracam do życia po ciężkiej operacji. Było bardzo, bardzo źle, na szczęście lekarze mnie uratowali i skoro mogłam, to musiałam obejrzeć transmisję z Pekinu. Trudno sport wyrwać z serca. Czekałam bardzo na występy naszych snowboardzistów i nawet napisałam tweeta, że nasi jadą po medale - słyszymy od posłanki.

- Naprawdę wierzyłam, że po 20 latach od mojego czwartego miejsca ktoś ten wynik przebije. Szkoda, że to się nie stało, ale to naprawdę nie jest proste, a wszystkim, którzy próbowali to zrobić chwała, że pięknie powalczyli i naprawdę byli blisko. Trzeba ten wynik docenić, nie przechodzić nad nim tak po prostu do porządku dziennego - podsumowuje Jagna Marczułajtis.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.