Chiny poszły na całość. Prawda wychodzi na jaw, gdy realizator zmienia perspektywę

Dla chińskich władz organizacja igrzysk była tak ważna, że w czasie przygotowań nie liczyła się ani natura, ani człowiek. By wyprodukować odpowiednią ilość sztucznego śniegu skierowali wodę ze zbiornika zaopatrującego Pekin i przesiedlili tysiące ludzi.

"Chiny nie musiały przenosić gór, by zorganizować igrzyska. Ale musiały zalać wyschnięte koryto rzeki, przepompować wodę ze zbiornika zaopatrującego Pekin i przesiedlić setki rolniczych rodzin, by zorganizować jedną z najbardziej skomplikowanych operacji naśnieżania w historii igrzysk" - pisze "New York Times". Biegi, zjazdy i wyścigi, które oglądamy od kilku dni, odbywają się praktycznie tylko na sztucznym śniegu. A kiedy operator transmisji pokaże widok z szerszej perspektywy, tu już wyraźnie widać, że białe trasy to właściwie pojedyncze kreski lub zawijasy narysowane wśród brunatnych gór lub lasów.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski wybrał na organizatora zawodów olimpijskich kraj, w którym po prostu brakuje białego puchu.

Zobacz wideo Wściekłość i bezradność Maliszewskiej. Koniec marzeń

Zapasy wody porównywalne do Nigru

Korzystanie ze sztucznego śniegu podczas zawodów sportowych to oczywiście już norma. W wielu ośrodkach sportów zimowych śnieżne armatki są w pogotowiu, nierzadko uzupełniają trasy, na których odbywają się rywalizacje w wielu konkurencjach. Do produkcji sztucznego śniegu potrzebna jest jednak woda. A to, co w tej kwestii negatywnie wyróżnia Chiny, to jej ograniczone zapasy.

Gwałtownie rozwijająca się gospodarka w dużym stopniu wyssała wody gruntowe. "New York Times" przywołuje dane sprzed pięciu lat (nie ma nowszych), z których wynika, że już wówczas Pekin miał mniej więcej tyle zasobów słodkiej wody w przeliczeniu na jednego na mieszkańca, co zachodnioafrykański Niger zlokalizowany na skraju Sahary (ok. 36 tys. galonów). Dla porównania - w USA wyliczono 2,3 mln galonów na osobę.

400 basenów olimpijskich - na sam początek!

Ile wody zużyli Chińczycy do produkcji sztucznego śniegu? Oficjalnie nie wiadomo. Firma TechnoAlpin odpowiedzialna za pomoc przyznała, że na początku potrzeba było około miliona metrów sześciennych wody, co starcza na zapełnienie 400 basenów olimpijskich. Ale w trakcie trwania igrzysk potrzeby tylko wzrosną.

Jak transportowano wodę? Władze zbudowały specjalne przepompownie. Państwowa telewizja poinformowała, że woda popłynęła z Pekinu - a dokładnie z miejskiego zbiornika Baihebao - korytem wysychającej zimą rzeki Guishui, która płynie w pobliżu terenów olimpijskich. Wcześniej dostarczano ją ze zbiornika Miyun, jednego z największych magazynów czystej wody dla gospodarstw domowych w stolicy Chin.

Nikt się nie liczył z mieszkańcami. Jednych przesiedlono, by zbudować sieć kanałów. Rolnikom wyłączono nawadnianie pól, a na koniec kazano się wynieść tym, którzy mieszkali na terenie obecnych obiektów olimpijskich.

Smutna przyszłość sportów zimowych

Chińczycy wykorzystują w czasie zawodów prawie 300 armatek śnieżnych napędzanych wentylatorami - je też trzeba chłodzić. I choć prezydent Xi Jinping obiecywał bardziej "zielone" igrzyska, organizatorzy twierdzą, że wszystkie obiekty olimpijskie wykorzystują energię odnawialną, by zminimalizować ślad węglowy, a władze posadziły także dziesiątki tysięcy drzew - specjaliści twierdzą, że to wciąż za mało.

- Poleganie w prawie 100 procentach na sztucznym śniegu oznacza, że igrzyska wylądowały w miejscu, które nie jest odpowiednie z punktu widzenia klimatu - wskazuje w rozmowie z "Time" Madeleine Orr, ekolożka z Uniwersytetu Loughborough w Wielkiej Brytanii.

Tegoroczne igrzyska zostaną rozegrane niemal w całości na sztucznym śniegu. To zresztą nie tylko kwestia Chin, ale i znak czasów związany z globalnym ociepleniem. Już cztery lata temu pisaliśmy na Sport.pl w artykule zatytułowanym "Czy sporty zimowe umrą śmiercią naturalną? Za 30 lat sezon na śniegu ma być krótszy o 50 dni": "Zimy w Alpach są dziś krótsze o miesiąc niż pół wieku temu. Bez magazynów śniegu i urządzeń do jego produkcji startu sezonu nie wyobrażają sobie wyczynowcy. Zależni od nowych technologii stają się też amatorzy. - Do 600 metrów nad poziomem morza śniegu już niebawem nie będzie - prognozują klimatolodzy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.