Mamy komentarz polskiej kontrolerki z Pekinu. "Nie miałam wyjścia"

Łukasz Jachimiak
- Nie mówimy o połowie centymetra czy nawet o centymetrze luzu za dużo. Naprawdę nie miałam wyjścia - mówi w rozmowie ze Sport.pl Agnieszka Baczkowska. Po aż pięciu dyskwalifikacjach od Polki olimpijski konkurs drużyn mieszanych miał sensacyjne wyniki. Od Baczkowskiej dowiadujemy się też, że Dawidowi Kubackiemu dyskwalifikacja nie groziła, mimo że miał defekt sprzętu.

Jedną Japonkę, jedną Austriaczkę, jedną Niemkę i dwie Norweżki - aż tyle zawodniczek zdyskwalifikowała Agnieszka Baczkowska. Zauważając, że kombinezony Sary Takanashi, Danieli Iraschko-Stolz, Kathariny Althaus, Anny Odine Stroem i Silje Opseth są zbyt duże kontrolerka sprzętu z ramienia FIS-u doprowadziła do sensacyjnych rozstrzygnięć.

Zobacz wideo Kubacki potrafi wstawać z kolan. "Większość zawodników by się nie podniosła"

Wobec tego, że szanse na medale straciły cztery potęgi, na olimpijskie podium wskoczyły ekipy Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego i Kanady. Te drużyny uplasowały się za zdecydowanie najlepszą Słowenią. W rozmowie ze Sport.pl Baczkowska przekonuje, że inaczej być nie mogło, bo kandydatki do walki grubo przesadziły.

Łukasz Jachimiak: Dzień dobry pani Agnieszko "Żyleto".

Agnieszka Baczkowska: Ha, ha! Taką mam ksywę? Ja?

Stefan Horngacher mówi, że zrobiła pani teatr kukiełek i twierdzi, że nie wie, czy ma ochotę dalej uczestniczyć w czymś takim. Wykosiła pani wszystkich! Dlaczego tak ostro?

- A czemu ma nie być ostro? Są przepisy, których zawodniczki muszą przestrzegać. Moim zadaniem jest egzekwowanie przepisów. Jeżeli przepisy nie są respektowane, to - niestety - może się to dla zawodniczek zakończyć właśnie tak, jak w olimpijskim konkursie drużyn mieszanych.

Ostrzegała je pani po konkursie indywidualnym? W internecie można było trafić na zdjęcia naprawdę obszernych strojów niektórych zawodniczek.

- Nie wszystkie zawodniczki są kontrolowane w konkursie indywidualnym. Nie da się sprawdzić wszystkich 40 skoczkiń z pierwszej serii i 30 z drugiej. Dlatego wtedy niektórym się upiekło. A niektóre założyły, że skoro już dwa dni temu były kontrolowane, to może tym razem im się uda. Niestety, nie udało się.

Rozumiem, że przepisy są ważne, ale wyobrażam sobie, że nie było pani łatwo być aż tak surową w olimpijskim konkursie. Dużo stresu to panią kosztowało?

- Bardzo. To było naprawdę trudne.

Były protesty?

- Oficjalnych protestów nie było. Ale oczywiście, że teamy były lekko skonsternowane.

Lekko?

- Oczywiście mówię eufemistycznie. Było gorąco, ale musiałam zrobić swoje. Wszyscy wiedzą, że w każdym momencie każdy element sprzętu może zostać skontrolowany.

Rozmawiała pani z Horngacherem?

- Nie, nie przyszedł.

Baliśmy się, że przyjdzie zgłosić awarię w kombinezonie Dawida Kubackiego. Dawidowi się udało uniknąć dyskwalifikacji, bo nikt nie zauważył i nie zgłosił, że gumka w jego lewej nogawce puściła?

- Trudno mi powiedzieć, bo o całej sytuacji dowiaduję się od pana! U mnie w pomieszczeniu już w tamtym czasie trwało naprawdę spore zamieszanie, dlatego nic o Dawidzie nie słyszałam. Ale pęknięta gumka przy nogawce może tylko przeszkodzić zawodnikowi, a nie pomóc. Jeśli nogawka przestaje być naciągnięta, to krocze kombinezonu idzie do góry, a nie w dół. I za coś takiego nie może być dyskwalifikacji.

Wracając do pani pomieszczenia - najtrudniej było pani zdyskwalifikować Sarę Takanashi? Widząc, jak później zalewała się łzami i wiedząc, że przepraszała rodaków za pośrednictwem mediów, domyślam się, że już u pani nie wytrzymała.

- Żadna dyskwalifikacja nie jest miła. Człowiek zna te dziewczyny od wielu lat. Naprawdę trudno jest przekazywać zawodniczkom, że nie przeszły kontroli sprzętu. Ale na tym też polega moja praca, chociaż po ludzku bardzo mi zawodniczek szkoda. Przykro mi, że to wszystko stało się na igrzyskach. Ale teamy próbują być na limicie, wykorzystać wszelkie możliwości, a jeśli ktoś te limity przekracza, to musi zostać zdyskwalifikowany.

Nie można było nikomu odpuścić? To były grube przekroczenia limitu?

- Tak, nie mówimy o połowie centymetra czy nawet o centymetrze luzu w stroju więcej niż na to pozwalają przepisy. Naprawdę nie miałam wyjścia.

Rozumiemy, ale gdyby spotkała pani trenera Horngachera, to może lepiej mimo wszystko zejść mu z drogi.

- Całe szczęście, że mamy teraz przerwę! Może wszyscy ochłoną.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.