Jakub Kot: To rzeczywiście boli. Bardzo. Dla Kanadyjczyków to jest piękna historia. Ale jak to możliwe, że Kanada zdobywa medal, że Rosjanie są wicemistrzami olimpijskimi, a my nie wykorzystujemy tak ogromnych potknięć potęg? Tu trzeba się zastanowić, jakie warunki mają tacy Kanadyjczycy. Jakie wsparcie związku może mieć taki Matthew Soukup?
- No oczywiście. Kombinezony mają jak Kazachowie czy Ukraińcy. Uszyte z gorszych materiałów i przepisowo, tam się nie kombinuje, tam nie idą w to żadne inwestycje. Na pewno wielu kibiców życzyło Kanadyjczykom tego medalu, sam za nich trzymałem kciuki, gdy otworzyła się im szansa. Ale chwilę po konkursie przyszła myśl: "ja pierniczę, gdzie my jesteśmy?!". Jeśli my nie jesteśmy w stanie wygrać z Kanadą, to gdzie my jesteśmy? Ile my punktów do tej Kanady straciliśmy? Nie punkt czy dwa, prawda?
- To jest najlepszy komentarz. To jest rana i rozdrapywanie jej boli.
- Wystarczy te fakty podać. Co tu komentować? Przecież jeszcze przed igrzyskami powiedziałbym: "co ty, niemożliwe!", gdyby ktoś stwierdził, że przegramy z Kanadą. Różnica między dziewczynami z innych krajów a dziewczynami z Polski zrobiła się straszna. A przecież dziewczyny z Kanady nie mają lepiej od naszych. Kanadyjki mają gorzej. A między nimi a Polkami dzisiaj była przepaść.
- Nie rozumiem tej sytuacji. Łukasz jest naprawdę fachowcem. Można go lubić, można nie lubić, ale trzeba powiedzieć prawdę. On się zna na skokach. To nie jest jakiś chłopek-roztropek wzięty nie wiadomo skąd. Kruczek ma naprawdę ogromną wiedzę. Ale wyniki - niestety - ani trochę go nie bronią. Perfekt angielski, perfekt niemiecki, działalność w strukturach FIS-u, ogólne ogarnięcie - to wszystko się liczy. Ale od tego wszystkiego ważniejsze są wyniki. A one jasno pokazują, że nie ma postępu, a nawet więcej - że jest regres.
- One tam skakały po 90 metrów, a nie po 70 jak teraz. Wystarczyło się nie cofnąć, skakać teraz w Pekinie jak wtedy w Seefeld i mielibyśmy olimpijski medal. Strasznie szkoda. I szkoda mi Łukasza Kruczka, bo naprawdę wiem, że on dzień i noc siedzi przy różnych swoich wykresach, tabelkach, że szuka pomysłów, że on to wszystko kocha.
- Widać, że atmosfera w grupie nie jest dobra, więc chyba tak, chyba trochę trzeba to wszystko uprościć. Chwała Łukaszowi za to, że wywalczył dla dziewczyn świetne warunki. Bo od jego przyjścia one naprawdę mają wszystko. Ale chyba przez to widzimy syndrom tłustych, leniwych kotów. Takich, które i tak dostają fajny sprzęt, i tak jadą na Puchar Świata, i tak jadą na igrzyska. Dawniej Kamila Karpiel nawet za wygranie Pucharu Kontynentalnego nie dostawała zgody na wyjazd na Puchar Świata. Słyszała "nie, nie mamy środków". A teraz dziewczyny skaczą słabo, a i tak jeżdżą na Puchary Świata. Jest w sztabie fizjoterapeutka, są najlepsze kombinezony, są treningi zorganizowane jak trzeba, ale wyniku zupełnie nie ma.
- Nie, nie! Ja mam inne zdanie. PZN stwierdził, że trzecia zawodniczka sportowo odstaje od dwóch olimpijek. No na litość boską, to ile by ta trzecia niby skakała, skoro dwie skaczą po 70 metrów? Nawet jeżeli odstaje, to raczej niewiele.
- Dokładnie. Mogę tylko przypuszczać, że chodziło o Kamilę Karpiel, z którą Łukasz Kruczek się nie dogaduje. Tak naprawdę powinny pojechać trzy dziewczyny. Może przede wszystkim ze względu na covid. Widzimy, co się w Chinach dzieje. Tam powinna być zawodniczka rezerwowa. Gdybyśmy mieli pecha i któraś z dziewczyn miałaby pozytywny test, to przez obecność w Pekinie tylko dwóch Polek start w mikście by nam uciekł.
- Zgadzam się, że w tym konkursie na olimpijskim poziomie skoczyli Stoch i Kubacki, a dziewczyny skoczyły na swoim, słabym poziomie. Trudno komuś zarzucić, że mówi nieprawdę, gdy właśnie tak stawia sprawę. Ale z drugiej strony czy to jest wina dziewczyn, że innych zdyskwalifikowano i im się udało? Staram się to wypośrodkować, nie podjudzać. Oczywiście są dyscypliny jak biathlon, gdzie wystartuje 100 dziewczyn i musisz się naharować, żeby być w ósemce i zapewnić sobie stypendium, a tu dziewczynom ze skoków to przyszło łatwo. I wcale nie mówię, że skoki to łatwy sport. Ale zrozumiem każdego, kto zapyta, jakim prawem one mają stypendium.
- Wierzę, że jednak tak. Żeby się przyłożyć do treningu, musisz mieć jakiś komfort finansowy. Kiedy masz kilkanaście lat, to jeszcze nie, ale w wieku 20-25 lat, już musisz mieć jakieś pieniądze, musisz mieć zagwarantowany sprzęt i opłacone wyjazdy. Wtedy sam sobie powiesz: tak, mogę nie pójść do pracy, mogę się przyłożyć do skakania. Uwierzmy, że te dziewczyny zrozumieją, co mają, że zrozumieją, że stworzono im naprawdę dobre warunki do rozwoju. Muszą się w stu procentach przyłożyć, muszą każdego dnia walczyć o lepsze jutro. Widzę po swoich dziewczynach, że to trudne. Ich jest mało, one i tak coś wygrają, i tak zajmą jakieś dobre miejsce. Niedawno na Olimpiadzie Młodzieży powiedziałem im nawet, że za takie skoki nie powinno być miejsc 1-3, tylko że najlepsza z nich powinna mieć 4. miejsce.
- To mi się nie podoba. Słyszałem, że one nie zawsze chcą przychodzić do was do wywiadów i tego też nie rozumiem. Sara Takanashi to wzór, jak się trzeba zachowywać. Zalewała się łzami po tym jak została zdyskwalifikowana w pierwszej serii tego szalonego konkursu w Pekinie, a jednak poszła do dziennikarzy ze swojego kraju, stanęła przed kamerami, ukłoniła się, przeprosiła. Ona jest zawodniczką z krwi i kości. Rozumiem zdenerwowanie, ale ochłoń i spełnił swój obowiązek. A nie rozumiem, jak trener może usprawiedliwiać zawodniczki, gdy tego nie robią. Na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Oberstdorfie tłumaczono, że one się stresują. A przecież muszą się tego uczyć! One muszą się uczyć wszystkiego - przygotowania fizycznego i mentalnego. Nie chcę więcej wywiadów typu: "35. miejsce w debiucie olimpijskim, gratuluję", "No tak, dziękuję". Do zrobienia jest ogromna praca. Nieważne, kto ją będzie robił, ale trzeba dziewczyny ustawić nie tylko fizycznie i technicznie, ale również trzeba popracować nad psychiką, nad mentalnością zawodniczkę.