Sara Takanashi, Daniela Iraschko-Stolz i Katharina Althaus w pierwszej serii i Anna Odine Stroem oraz Silje Opseth w drugiej - to zawodniczki zdyskwalifikowane z wyników konkursu drużyn mieszanych podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie.
Kontrolę sprzętu na skoczni w Zhangjiakou przeprowadzała Agnieszka Baczkowska. To ona zdecydowała, że aż cztery reprezentacje - Japonia, Austria, Niemcy i Norwegia - przestały liczyć się w walce o medale w poniedziałkowych zawodach.
Sprawę dyskwalifikacji komentuje dla Sport.pl Chika Yoshida, dyrektorka zawodów Pucharu Świata kobiet. - Zeszłam do pokoju kontroli sprzętu tuż po pierwszej serii i dowiedziałam się o tym, co się stało. Mogę powiedzieć, że wszystkie zawodniczki miały sprzęt, który odstawał od zasad FIS. Wszystkie zespoły próbują znaleźć jak najlepsze rozwiązania i kombinezony, które będą dawały im przewagę, a tym samym dobre wyniki. Tak rozumiem to, co się stało - mówi nam Japonka.
- To był trudny i niemiły dzień - kontynuuje Yoshida. - Te dyskwalifikacje to nic dobrego dla naszego sportu. Zasady są jednak zasadami. Nie możemy ich zmieniać, musimy ich przestrzegać. I dlatego dzisiaj pojawiło się tak dużo dyskwalifikacji. Bo ktoś nie miał sprzętu, który byłby z nimi zgodny - tłumaczy.
- To nie powinno się wydarzyć. Nieważne, czy to igrzyska, mistrzostwa świata, czy Puchar Świata. Porozmawiamy z kadrami o tym, co się stało. Nie chcemy już tego widzieć. Co innego możemy teraz zrobić? Co mam powiedzieć? - pyta bezradnie Yoshida.
Po konkursie pojawiło się wiele słów krytyki pod kątem FIS, a także Agnieszki Baczkowskiej. Yoshida broni Polki. - Dziś mieliśmy wiele kontroli i przypadki zdyskwalifikowanych zawodniczek to mniejszość. Większość przeszła kontrolę bez problemu. Inni niestety nie. Na spotkaniu z kapitanami drużyn Agnieszka Baczkowska poruszyła kwestię kombinezonów. Poinformowała, że pojawiła się skarga na to, jak wyglądały one w jednym zespołów podczas sobotniej rywalizacji indywidualnej. Kontrola sprzętu zwyczajnie wykonała swoją robotę. Ale to reprezentacje mają wiedzieć, w jakich kombinezonach skaczą. To ich zadanie, żeby je sprawdzać i skakać w tych regulaminowych. Przypadki wykraczające poza zasady kończą się wykluczeniem z wyników zawodów tak, jak dzisiaj - ocenia.
- Nie nazwałabym tego konkursu katastrofą. Czy ktoś stracił kontrolę nad tym, jak kadry rozwijają sprzęt? Nie, nie, nie. Dyskwalifikacja to dyskwalifikacja. To nie jest błąd z naszej strony - zapewnia Yoshida.
Przebieg konkursu tuż po zawodach komentował trener niemieckiej kadry Stefan Horngacher: - Oczywiście, to bardzo gorzka pigułka. Trzeba tylko powiedzieć, że na igrzyskach kontrolerzy zaczynają kontrolować i mierzyć inaczej i więcej. Dla mnie powoli staje się to show "Punch and Judy" [angielski teatr kukiełek, w którym przedstawienie zazwyczaj kończy się okładaniem kijem]. Już w skokach mężczyzn jest wiele problemów i każdego dnia powstają nowe zasady. To nie jest w duchu sportu. Będę o tym myślał przez dłuższy czas - powiedział po konkursie dla telewizji ZDF. - Będę musiał przemyśleć, czy będę chciał brać udział w tym teatrzyku - dodał przed kamerami Eurosportu.
Pytamy Yoshidę, jak zareaguje na tę wypowiedź. - Nie chcę komentować słów Horngachera. Każdy ma prawo do własnej opinii. To wszystko - kończy działaczka FIS.