Publikujemy odświeżoną wersję artykułu z 28 marca 2021 roku.
110 podiów, 61 zwycięstw w Pucharze Świata i cztery Kryształowe Kule - to nie dorobek żadnego z wielkich mistrzów, Mattiego Nykaenena, Adama Małysza, Gregora Schlierenzauera czy Janne Ahonena. To gablota wielkiej mistrzyni, Sary Takanashi, której pomimo tak wielkich sukcesów towarzyszy pech.
I ten nie odpuścił jej nawet w Pekinie. Już po pierwszej serii sobotniego konkursu indywidualnego na normalnej skoczni, gdy była piąta po skoku na 98,5 metra i traciła do podium 5,2 punktu, wiadomo było, że o medal Japonce będzie trudno.
W finałowej rundzie poleciała na 100. metr i wydawało się, że zrobiła wszystko, co mogła, żeby wywalczyć, chociaż brązowy krążek. Nic z tego. Rywalki okazały się po kilka punktów lepsze. Takanashi wyprzedziła tylko Emę Klinec, ale z Niką Kriżnar, Kathariną Althaus i Ursą Bogataj. Po skoku Niemki, prowadzącej po pierwszej serii zwiesiła głowę. Wcześniej klaskała jeszcze ze smutnym spojrzeniem, gdy wyłapywał ją realizator transmisji. Potem uroniła już łzy podczas rozmów z japońskimi dziennikarzami. - Może to podium nie jest już dla mnie - mówiła cytowana przez japońskich dziennikarzy Takanashi. O przyszłości nie chciała rozmawiać. "Bogowie skoków znów wystawili ją na próbę" - piszą dziennikarze grupy medialnej Chunichi Sports.
Takanashi to jedna z najlepszych zawodniczek w historii skoków kobiet i z pewnością najlepsza Japonka w dyscyplinie. Wielką inspiracją była dla niej jedna z pierwszych tamtejszych skoczkiń - Izumi Yamada. To zawodniczka, która zaczęła skakać jeszcze w 1984 roku. - Pomogła mi, sugerując, żebym została trenerką przez dwa lata w okresie początków kariery, kiedy mi nie szło. Zyskałam nową motywację i potem wróciłam do skakania - mówiła w rozmowie z agencją Kyodo News Takanashi. Yamada wystartowała podczas mistrzostw świata w Libercu w 2009 roku, ale nie doczekała początków Pucharu Świata. Przez kilka lat przed startem na imprezie w Czechach zajmowała wysokie pozycje w Pucharze Kontynentalnym i FIS Cupie, ale zanim stworzono dla kobiet cykl zawodów najwyższej rangi, Yamada wypadła z formy i zakończyła karierę.
Pojawiła się jednak Takanashi, która odnosi zwycięstwa w PŚ od pierwszego sezonu w historii. To już 10 lat z co najmniej jednym wygranym konkursem dla Japonki. Była faworytką do złota w Soczi w 2014 roku, kiedy przez cały sezon nie schodziła z podium. Ale zabrakło jej na nim właśnie na igrzyskach. Cztery lata później w Pjongczangu trafiła na lepszą formę swoich rywalek - choćby dominującej sezon Norweżki Maren Lundby. Sama zdobyła brąz, ale pozostał jej niedosyt. Taki sam jak po każdych mistrzostwach świata.
Takanashi ma bowiem tylko jedną złotą śnieżynkę wręczaną przez FIS za wygranie konkursu na MŚ. Wraz z koleżankami i kolegami z drużyny mieszanej byli najlepsi w Predazzo w 2013 roku. Poza tym zgromadziła sześć medali, w tym cztery indywidualne, ale to "tylko" srebrne i brązowe krążki.
24-latka pomimo sporej popularności w Japonii pozostaje bardzo skromna. Poza skocznią lubi książki i gotowanie, a swoich sukcesów nie tłumaczy niczym poza podążaniem za rywalkami. - Poziom skoków narciarskich kobiet się podnosi, więc muszę coraz bardziej pracować nad swoją formą. Staram się jej udoskonalić i przez to także ja podnoszę swoje umiejętności - tłumaczyła w rozmowie dla portalu skijumping.pl sprzed dwóch lat.
Popularność w kraju? Takanashi tego nie odczuwa, choć na Instagramie obserwuje ją już blisko 87 tysięcy osób, co jak na to środowisko jest dość imponujące. - Nie czuję się kimś sławnym. Widzę jednak, jak skoczkowie narciarscy potrafią wzbudzać zainteresowanie, więc mam nadzieję, że kiedyś nasza dyscyplina zanotuje podobny wzrost - stwierdziła Takanashi.
Rok temu Takanashi walczyła o swoją piątą Kryształową Kulę w karierze. Podczas zawodów Pucharu Świata w Czajkowskim kończących sezon cyklu pobiła rekord podiów w skokach, jeśli policzymy konkursy kobiet i mężczyzn. Miała ich 109 i wyprzedziła Janne Ahonena. - Męskie i kobiecie konkursy są zupełnie inne, ale rekord daje mi motywację. Spróbuję przekuć to w pewność siebie - wskazała wówczas Japonka dla agencji Kyodo News. W Rosji przegrała jednak rywalizację z Niką Kriznar o Kryształową Kulę. I to o zaledwie dziewięć punktów. I jak tu nie powiedzieć o niej, że często ma pecha w decydujących momentach.
W sezonie olimpijskim Takanashi była na podium tylko raz - gdy wygrała w Ljubnie i wyśrubowała rekord zwycięstw w PŚ do 61. Pokazywała, że stać ją na walkę z najlepszymi, ale na igrzyskach trzy zawodniczki skakały na lepszym poziomie i zgarnęły medale, których dla niej nie starczyło.
Takanashi nieustannie utrzymuje jednak swoje skoki na niezwykłym poziomie pomimo upływu lat. Pozostaje młoda i zdolna do śrubowania swoich niezwykłych osiągnięć. Już jest legendą skoków narciarskich kobiet, teraz pozostaje jej się dalej nimi cieszyć. Choć przegrane rywalizacje na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich na zawsze pozostaną częścią jej historii. Jedno łączy ją z inną legendą skoków, Adamem Małyszem. Oboje mogą mieć cztery Kryształowe Kule, ale w kolekcji wciąż brakuje im złota igrzysk.