- Zostałam postawiona trochę w trudnej sytuacji, bo o tym, że pojadę, dowiedziałam się dwie godziny przed biegiem. To Natalka powinna dziś jechać, to ona powinna walczyć o medale - powiedziała Kamila Stormowska po biegu eliminacyjnym na 500 metrów w Eurosporcie.
A później był płacz przed kamerą. Poprzedzony pauzą. Naprawdę długim zwieszeniem głosu. Nawet trochę dłuższym niż słynne już osiem sekund Roberta Lewandowskiego po meczu z Włochami (0:2), kiedy skrytykował Jerzego Brzęczka.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Stormowska nikogo nie chciała krytykować. A po długim milczeniu i pytaniu reportera, czy nieobecność Natalii Maliszewskiej odbiła się na całej ekipie, odparła ze łzami w oczach: - Ciężko coś powiedzieć... Na pewno. Przeżywamy to razem z nią. Ale ciężko coś powiedzieć, bo to jest bardzo ciężka sytuacja. To są zawody, na które pracujemy nie tylko cztery lata, ale całe życie.
Stormowska, która w eliminacjach z czasem 44,053 zajęła czwarte miejsce, powiedziała w rozmowie z Eurosportem, że łzy pojawiły się już wcześniej. - Natalka była zamknięta w swoim pokoju, ale że mamy razem apartament, chwilę porozmawialiśmy. Wiadomo, że jest na izolacji - na close contact - ale zdążyła sama przyjechać na lodowisko. Kiedy nas zobaczyła, to się rozpłakała. A my już wiedziałyśmy, o co chodzi - dodała Storomowska, która wywiadu dla Eurosportu udzielała w maseczce z namalowanym sercem i napisem "Nat".
"Nat", czyli właśnie Natalia Maliszewska, największa polska nadzieja medalowa na igrzyskach w Pekinie, która ostatecznie nie znalazła się na liście startowej eliminacji w short tracku na dystansie 500 metrów. Walka z czasem i wyjście z izolacji do wioski olimpijskiej w nocy z piątku na sobotę na nic się zdały. W sobotę przed południem PKOl wydał krótki komunikat, w którym przekazał, że Maliszewska znowu otrzymała pozytywny wynik testu na koronawirusa i nie wystartuje w eliminacjach na swoim koronnym dystansie.