W sobotę Piotr Żyła zajął trzecie miejsce w kwalifikacjach do niedzielnego konkursu olimpijskiego na skoczni normalnej. Naszego aktualnego mistrza świata z takiego obiektu wyprzedzili tylko Marius Lindvik i Robert Johansson. Natomiast najsłabiej z czterech Polaków wypadł Kamil Stoch. Trzykrotny mistrz olimpijski bardzo dobrze wyglądał na treningach (jeden wygrał, w innym był drugi), a w kwalifikacjach zajął dopiero 36. miejsce.
- Nie czułem, żeby było cokolwiek pod nartami. Wręcz czułem, jakby mi ktoś położył pustaki na narty - komentował na gorąco Stoch przed kamerą Eurosportu.
Stoch skoczył tylko 83,5 metra. Startujący minutę przed nim Żyła lądował o 19 metrów dalej. To przepaść na każdej skoczni, a zwłaszcza na tych mniejszych.
I to naprawdę efekt bardzo zmiennych warunków. Żyła miał uśredniony wiatr pod narty aż o sile 2,30 m/s. Natomiast Stochowi wiało już tylko z prędkości 0,97 m/s. Oczywiście Żyle odjęto od noty więcej punktów - 18,4, a Stochowi 7,8. Ale Stoch na pewno chętnie zamieniłby się z Żyłą na warunki.
- Oczywiście, że każdy woli mieć odjęte 18 punktów i polecieć ponad 100 metrów niż mieć odjęte tylko 8 punktów, ale walczyć o przejście nad bulą. Przy bardzo niskiej belce słaby wiatr bardzo utrudnia zadanie. Gdy nie masz powietrza pod nartami, to lądujesz tak blisko jak Kamil i jak Peter Prevc, który jechał zaraz po Kamilu i też walczył o przetrwanie, a przecież jest w dobrej formie - zauważa Jakub Kot. Prevc skoczył 82 metry, odjęto mu 6 pkt i sklasyfikowano go na 38. miejscu.
Podobno w niedzielę w Zhangjiakou ma wiać trochę mniej. Ale - nie łudźmy się - i tak będzie loteryjnie, i tak będą tacy, którzy wyciągną szczęśliwy los, i tacy, którzy będą mieli ochotę zapytać: "No i co, panie Borku?".
- Tak będzie. Ale co ten Borek Sedlak [włącza skoczkom zielone światło] może zrobić? Co może zrobić jury? Obawiam się, że niewiele - mówi wprost Kot.
- Konkursy są rozgrywane na powietrzu, a nie w halach i nawet jak próbujesz skocznię od wiatru osłonić, to z przyrodą nie wygrasz. Borek Sedlak jest czasami bezradny. Jeśli w takiej pogodzie chciałby stworzyć takie same warunki dla każdego skoczka, to jedna seria trwałaby pół dnia. Mówię wam, na każdego czekałby po pięć minut, żeby go puścić - dodaje ekspert Eurosportu.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Tak naprawdę nawet długie wyczekiwanie na odpowiednie warunki dla każdego skoczka nie zagwarantowałoby, że będzie sprawiedliwie.
- Pamiętajmy, że od włączenia przez Borka zielonego światła może minąć kilkanaście sekund zanim skoczek będzie w locie. To dlatego, że na zielonym świetle trener ma 10 sekund, żeby puścić zawodnika i często czeka 7-8 sekund. Do tego dochodzą trzy sekundy jazdy skoczka do progu. Często widzimy, że warunki przez ten czas się zmieniły. A przecież skoczek spod progu już nie zawróci - podkreśla Kot.
Jedyne, co można i trzeba zrobić, to udoskonalić system przeliczników. Wprowadzono je po igrzyskach w Vancouver w 2010 roku. Ale choć od lat podkreśla się, że w trudnych warunkach sprawdzają się średnio, to Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) nie pracuje - a przynajmniej nie chwali się niczym takim - nad ich udoskonaleniem.
- To nie jest nowy temat. Od kilku lat mówimy, że to system, na którym musimy bazować, ale który dobrze byłoby poprawić, unowocześnić. Nie jestem biomechanikiem albo aeorodynamikiem i nie wiem, co trzeba zrobić, ale jest tak, że ten system się sprawdza, gdy jednemu skoczkowi trzeba odjąć 2 punkty a innemu 4. Natomiast przy mocnych podmuchach nie wiemy, jak liczony jest boczny wiatr, wiemy, że mocny podmuch pod narty jest uważany za korzystny, a przecież kiedy dmuchnie tak na progu, to wcale nie jest dobrze, bo to skoczka wyhamowuje. Wiemy też, że bywa jak w Pjongczangu przy skoku Stefana Huli [mowa o drugiej serii konkursu na skoczni normalnej, gdy Hula spadł z miejsca pierwszego na piąte], że wiatr pod narty zczytało mu z tego momentu, gdy on już lądował i tak naprawdę nie miał już jak z niego skorzystać - punktuje Kot.
- To wszystko jest niedokładne. Czujniki są umieszczone na bandach skoczni, a przecież na środku, tam gdzie leci skoczek, często zawiewa inaczej. Zwłaszcza na tych większych skoczniach, gdzie od bandy do bandy jest kilkanaście metrów - dodaje jeszcze ekspert.
- Uważam, że Sandro Pertile [szef Pucharu Świata w skokach] powinien wyjść i powiedzieć: "słuchajcie, wiemy, że system trzeba poprawić i grupa ekspertów w laboratorium nad tym pracuje". Tymczasem nikt z nas nie wie czy ktoś się zajmuje tematem - mówi Kot.
I radzi, żebyśmy po prostu przygotowali się na loteryjny konkurs o medale. - Miejmy nadzieję, że naszym skoczkom dopisze szczęście. Czysto sportowo moim zdaniem żaden z nich nie ma formy na medal. Uważam, że top 6 czy top 8 to bardziej realny cel. Ale bierzmy pod uwagę wersję optymistyczną. Piotrek i Kamil pojadą obok siebie, może akurat obaj będą mieli bardzo dobre warunki i na tym skorzystają - kończy Kot.