Policja przeszukała olimpijczyków. "Jak przestępców". Oszuści mogą triumfować

Mateusz Król
Oszuści mogą triumfować podczas igrzysk w Pekinie. Chodzi o stosowanie zakazanego fluoru w smarowaniu nart. Przepisy tego zabraniają, ale federacje nie mają sposobu, by kontrolować serwismenów. Uczciwi mogą sporo stracić. - W biegach na najwyższym poziomie może chodzić o nawet 30 sekund - tłumaczy Sport.pl Dawid Bril, asystent trenera w kadrze młodych polskich biegaczy i biegaczek.

Najpierw skomplikowane, ale ważne informacje z pogranicza chemii i prawa. Zgodnie z przepisami w Unii Europejskiej oraz Europejskim Obszarze Gospodarczym związki fluoru w wariancie C8 są zakazane w produkcji, sprzedaży i stosowaniu. Dokładniej tłumacząc, chodzi o ten rodzaj fluoru, który ma osiem w pełni fluorowanych atomów węgla. Międzynarodowa Federacja Narciarska oraz Międzynarodowa Unia Biathlonu zgodnie uznały, że trzeba zakazać stosowania tych związków przy smarowaniu nart

Zobacz wideo Sensacyjny kandydat do medalu IO w skokach

W obu dyscyplinach jest to szalenie istotne. Taki zakaz oznaczał wręcz rewolucję w podejściu do przygotowania sprzętu. Kiedy narta ociera się o śnieg w trakcie biegu, automatycznie wytwarza się woda. Śnieg po prostu się skrapla, czego gołym okiem możemy nie zauważać. Woda w sposób naturalny ogranicza prędkość poruszania się na nartach. Dlatego właśnie serwismeni potrzebowali czegoś, co pozwoli wodę w szybki sposób oddzielić od struktury nart. I właśnie do tego służyły w wosku cząstki fluoru. On odpowiada za to, żeby wodę jak najszybciej odepchnąć na bok. Dzięki temu narta ma lepszy poślizg i biega się szybciej.

Zakaz jest, ale to martwy przepis. Bo nie ma urządzeń do kontrolowania

- Kiedy testowaliśmy parafinę z fluorem i bez niego, zauważyliśmy dużą różnicę na korzyść tej z fluorem. Na odcinku 20 metrów mówiliśmy o przewadze dwóch, trzech metrów. Teraz pomyślmy sobie, że biegnie ktoś na 10 km. Przeliczając to wszystko, wychodzi nam około 300 metrów różnicy. W biegach na najwyższym poziomie może wyjść tu strata nawet 30 sekund. Dużo — tłumaczy nam Dawid Bril, asystent trenera głównego młodzieżowej kadry w biegach w PZN.

Pierwotnie przepis zakazujący stosowanie substancji miał obowiązywać od sezonu 2020/2021. Jednak grupa powołana przez FIS i IBU do opracowania Fluorine Trackera – podręcznego urządzenia, które natychmiastowo wykryje obecność smaru fluorowego na nartach - nie zdążyła go przygotować. Zakaz wprowadzono zatem rok później, tuż przed sezonem olimpijskim. Problem w tym, że urządzenia jak nie było, tak nie ma. W regulaminie FIS nie ma też zapisu, który dałby jury możliwość dyskwalifikacji potencjalnych oszustów. Jednym słowem — martwy przepis.

W Pekinie mogą triumfować oszuści. Najgorsze jest to, że prawdy możemy nie poznać nigdy

Brak możliwości dokładnej weryfikacji powoduje, że może dojść do jego łamania. Do tego typu sytuacji już zresztą dochodziło. Podczas styczniowych zawodów Pucharu Skandynawii w biegach narciarskich w Falun kilkoro szwedzkich biegaczy miało odnosić sukcesy, stosując smary z fluorem. Sprawa wyszła na jaw, bo organizator zawodów zauważył w pomieszczeniu serwismenów proszki z zakazaną substancją C8.

O wszystkim dowiedział się delegat techniczny, który przekazał podejrzenia światowej federacji. - To oszustwo - nie miał wątpliwości cytowany przez NRK dyrektor Pucharu Świata, Pierre Mignerey. Szwedzi odnieśli zwycięstwa we wszystkich sześciu konkurencjach. Trzy należały do znakomitej sprinterki — Jonny Sundling. FIS nie zdradził jednak, którzy zawodnicy mieli stosować zakazaną substancję. 

Dodatkowo 18 stycznia branżowy portal langrenn.com opublikował raport, w którym delegat techniczny z zawodów w Falun nie wykluczył, że norweskie drużyny również stosowały zakazany fluor. Pewności nie ma, ale podejrzenia są. I to tylko podkreśla powagę problemu i niebezpieczeństwo oszustw podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie.

Chociaż producenci zarzekają się, że już nie zajmują się tworzeniem proszków z fluorem, to jednak ktoś ekipom ma go dostarczać. Nieoficjalnie mówi się, że po wprowadzeniu zakazu przez UE i EOG, rozpoczęła się wyprzedaż substancji na czarnym rynku. Obawy przed igrzyskami są zatem uzasadnione. - Na pewno nie będziemy mieli wiedzy czy ktoś to stosuje, ale też z drugiej strony w biathlonie jest taka sytuacja, że jeśli w kabinach serwismena znajdzie się substancja z wysokim procentem zawartości fluoru, to może to oznaczać dyskwalifikację. Jakaś kontrola jest, ale też wiadomo, że jeżeli ktoś chce, to zawsze kombinuje. Trudna sytuacja do oceny. Wiemy, że możliwość oszustwa istnieje — mówi Sport.pl Tomasz Sikora, wicemistrz olimpijski w biathlonie z 2006 roku.

Policja robiła naloty na budki serwisowe. "Wszystko przetrzepali. Brali i dotykali"

Polacy zapewniają, że fluor odstawili całkowicie. I martwią się, że podczas różnych imprez mogą przez to przegrywać. Niektóre nacje podczas zakulisowych rozmów wręcz śmiały się z tego, że wprowadzony został przepis, którego nie da się egzekwować. Mieli też podkreślać, że nie zrezygnują ze stosowania zakazanych substancji. - Za półtora tygodnia pojedziemy na mistrzostwa świata juniorów do Norwegii. Nie będziemy mieli proszków z fluorem, ale ktoś to wyciągnie i przez to bardzo dużo stracimy. Przecież nikt tego nie sprawdzi, bo jak — martwi się Dawid Bril. 

W kontrolowanie posiadania zakazanych fluorów w niektórych krajach angażuje się policja. Szczególnie w Niemczech często organizuje "naloty", podczas których funkcjonariusze sprawdzają budki serwisowe. Wygląda to niemal tak jak kontrolowanie stosowania się do przepisów antydopingowych.

Wzmożone kontrole miały być także przed wylotem do Chin. - Widziałem, że policja sprawdzała wszystkie skrzynie i ich zawartości oraz zadawała pytania. Nie wiem, o co dokładnie chodziło, bo policja nic nie tłumaczyła. Nasi serwismeni mówili mi tylko, że dokładnie wszystko przetrzepali — opowiada nam Bril. W Pekinie zakaz fluoru nie jest wprowadzony przepisami państwowymi, więc tam kontroli policyjnych nie będzie.

Temperatura wzrośnie, będzie skandal?

Do kontroli doszło podczas Tour de Ski. Mundurowi dokładnie przeszukiwali serwismenów, kilka substancji mieli zabrać też do dalszych badań. Dotąd jednak nie ujawniono żadnych nieprawidłowości w zawodach najwyższej rangi. Jak mówi asystent trenera głównego naszych młodych biegaczy - jeśli nie dochodzi do dokładnej kontroli, to ktoś może po prostu przełożyć proszki do opakowań po tych dozwolonych, albo zwyczajnie zerwać etykiety. 

- Gdy czytałem o tym, że nie ma jeszcze urządzenia weryfikującego, a już trwają prace o przepisie zakazującym, to pomyślałem, że to bezsens. Ktoś się pospieszył — twierdzi Sikora. - Nie o to chodzi w sporcie, żeby policja ścigała zawodników jak przestępców. A tak to właśnie wygląda. Te organizacje, które wprowadzają przepisy, powinny mieć jakieś możliwości kontroli. Teraz zdają się na policję, która ma przecież też inne zadania — dodaje. 

Aktualnie w Chinach jest ogromny mróz. W tych warunkach fluor nie daje ogromnej przewagi. Im cieplej, tym większa ilość wody pod nartami. Jak piszą dziennikarze norweskiego Dagbladet: "W środku globalnego kryzysu klimatycznego z pewnością nie jest wykluczone, że tradycyjna zimowa pogoda w północnych Chinach, nagle się zmieni, a wyższe temperatury i opady zamienią igrzyska olimpijskie w sportowy skandal związany z fluorami". 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.