Noriaki Kasai pozostaje jedynym skoczkiem narciarskim w historii, który ma na swoim koncie osiem turniejów olimpijskich. Po raz pierwszy wystąpił na imprezie tego typu w 1992 roku w Courchevel, gdzie w swoim debiucie zajął 26. i 31. miejsce indywidualnie, a także 4. drużynowo. Na liście największych sukcesów Japończyka na igrzyskach, poza srebrem w 2014 roku, należy również wymienić srebrny i brązowy medal drużynowo - odpowiednio w 1994 roku w Lillehammer i 2014 roku w Soczi.
W Pekinie nie wystartuje, jednak to nie koniec jego kariery. - W przyszłym roku skończę 50 lat, ale będę kontynuował, tak jak król "Kazu" - mówił przed kilkoma tygodniami Kasai, nawiązując do piłkarza Kazuyoshiego Miury (54 l.), który w dalszym ciągu występuje w FC Yokohama. - Jak się nie uda, to kolejne są za cztery lata. Chcę skakać do 2030 r., czyli do igrzysk, do których Sapporo zgłosiło się jako gospodarz - podkreślił Japończyk.
Więcej treści sportowych znajdziesz na Gazeta.pl
Mimo to Noriaki Kasai pojechał do Chin na zimowe igrzyska olimpijskie, jednak w nowej roli. Japończyk podjął się pracy komentatora i będzie relacjonował swoim rodakom konkursy skoków narciarskich. Być może 49-latek będzie świadkiem sukcesu innego Japończyka, Ryoyu Kobayashiego.
Kobayashi jest obecnie wiceliderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w skokach narciarskich. Traci tylko trzy punkty do pierwszego w zestawieniu Niemca, Karla Geigera. Warto jednak podkreślić, że Japończyk ma na koncie trzy konkursy mniej. Wszystko przez koronawirusa, którego wykryto u Kobayashiego na początku sezonu.