- Po 150 metrach ktoś zahaczył moją piętę. Tu musiała pójść bardzo duża siła, mam rozdarty but - pokazywał Michał Rozmys polskim dziennikarzom. Był przekonany, że olimpijski półfinał kończył w tylko jednym bucie nie ze swojej winy. Na szczęście nasi działacze zdołali to udowodnić i w sobotę Rozmys, który w półfinale dobiegł jako ostatni, wystąpił w finale.
Rozmys jeszcze przed półfinałem zapewniał, że jest w dobrej formie. Ale w tym roku nie pobiegł tak szybko, jak pozostali finaliści biegu na 1500 metrów. - Stoi, zapuścił wąsy, by dodać sobie odwagi - zapowiadał Rozmysa w TVP Przemysław Babiarz.
Wąsy pomogły, ale tylko w pobiciu o dwie sekundy rekordu życiowego, bo Rozmysowi czas 3:32.67 dał ósme miejsce. - Po półfinale byłem zrozpaczony, nie mogłem tego okazywać, bo nie wypada. Ale się pozbierałem i pokazałem, jak polski żołnierz potrafi powalczyć na każdym froncie. Czy jest brud, smród, czy pada deszcz, czy śnieg. Stajemy do walki i dajemy z siebie wszystko - mówił Rozmys po finale.
Po złoto w biegu na 1500 metrów sięgnął Norweg Jakob Ingebrigsten, który po wspaniałej końcówce z czasem 3:28.32 pobił rekord olimpijski i Europy. Drugi był Kenijczyk Timohy Cheruiyot (3:29.01), a trzeci Brytyjczyk Josh Kerr (3:29.05).