Ma tyle medali co Stoch i Małysz, a nie poznasz jej na ulicy. "Niedoceniana"

Karolina Naja ma na Instagramie mniej obserwujących niż Michał Kucharczyk, a na ulicy większość kibiców nie rozpozna jej nawet, gdy będzie niosła w rękach wiosła. To nie przeszkadza jej być od soboty jedną z najwybitniejszych postaci polskiego sportu olimpijskiego.

Londyn 2012 - brązowy medal w parze z Beatą Mikołajczyk, Rio 2016 - kolejny brąz w duecie z Mikołajczyk, Tokio 2021 - srebro z parze z Anną Puławską oraz brąz w czwórce. Karolina Naja ma już cztery medale olimpijskie. Właśnie dołączyła do grona największych polskich olimpijczyków. Pod względem liczby medali zajmuje trzecie miejsce razem z Kamilem Stochem, Adamem Małyszem, Witoldem Woydą i Robertem Korzeniowskim.

  • Irena Szewińska 7 medali (3 złote - 2 srebrne - 2 brązowe)
  • Jerzy Pawłowski 5 (1-3-1)
  • Justyna Kowalczyk 5 (2-1-2)
  • Kamil Stoch 4 (3-0-1)
  • Adam Małysz 4 (0-3-1)
  • Witold Woyda 4 (2-1-1)
  • Robert Korzeniowski 4 (4-0-0)
  • Karolina Naja 4 (0-1-3)
Zobacz wideo Ile medali przywiozą Polacy z igrzysk olimpijskich w Tokio?

Mniej medali olimpijskich mają m.in. Anita Włodarczyk i Otylia Jędrzejczyk (obie po 3). Naja to nie tylko czterokrotna medalistka igrzysk. Wywalczyła także 12 medali mistrzostw świata (1-5-6) i 10 medali mistrzostw Europy (4-5-1). Nie było dotąd w Polsce lepszej kajakarki.

Mimo to Naja do sukcesów podchodzi spokojnie. - Ja tych medali olimpijskich nie liczę. Nie podchodzę do tego szczególnie. Liczy się historia, jaką tworzymy razem z drużyną, a nie sama liczba medali. Jestem szczęśliwa będąc tu z dziewczynami na podium. Rankingi mnie nie interesują - powiedziała w sobotę po wywalczeniu olimpijskiego brązu w czwórce.

Małe zainteresowanie

Wielkim sukcesom nie towarzyszy jednak odpowiednie zainteresowanie. Naja była dwa razy nominowana do plebiscytu „Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca Polski (a raczej: najbardziej popularnego). W 2012 roku wraz z Mikołajczyk zajęły 16. miejsce. Cztery lata później kapituła znów wybrała je do najlepszej „20", ale głosujący nie znaleźli dla nich miejsca w top 10.

Naja ma 3 tys. obserwujących na Instagramie, 10 tys. na Facebooku. Taki Michał Kucharczyk, młodszy od kajakarski o rok, choć zagrał w reprezentacji Polski tylko dziewięć razy, a jego największy sukces to mistrzostwo Polski z Legią Warszawa, tylko na Instagramie mam ponad 20 tys. fanów. Kucharczyka na ulicy w Polsce poznałoby wielu kibiców. Naji zapewne prawie nikt, nawet gdyby niosła w rękach wiosła i była ubrana w strój olimpijski. Taka jest cena uprawiania mniej popularnej dyscypliny.

Regularność i perfekcja

W przypadku Naji, jak i ogólnie polskich kajaków najbardziej imponująca jest umiejętność utrzymania się przez lata na wysokim poziomie. Igrzyska w Tokio to dla polskiej kobiecej dwójki szóste zawody olimpijskie z rzędu zakończone krążkiem. - W 2009 roku weszłam do kadry trenera Tomasza Kryka. Nasz trener od zawsze chciał, by kadra zawodniczek była bardzo obszerna. Starał się traktować wszystkie zawodniczki równo - i te młode, wchodzące do drużyny i starsze. Gdyby kadra nie była tak obszerna, nie było zaplecza młodszych dziewczyn, nie miałabym z kim startować w tej konkurencji. Ania jako młoda utalentowana zawodniczka wbiła się idealnie w te igrzyska - tłumaczyła Naja.

Wiele zawdzięcza trenerowi Krykowi, który jest absolutnym perfekcjonistą. - Wsiadam za kółko i jadę sam, wioząc w przyczepie przenośne lodówki, miksery i urządzenia do wypiekania chleba. Naszej grupie niczego nie może zabraknąć. Tego wymaga współczesny sport - opowiadał.

Trener Kryk zdradził też, że kadra była tak wyrównana, iż nawet nasza multimedalistka była w pewnym momencie bliska wypadnięcia z dwójki na Tokio. - Ja swoje przeżyłam, wiem. Trener mógł mieć swoje wątpliwości co do mojej osoby, bo zeszły rok był trudny dla wszystkich sportowców. Dla mnie szczególnie, bo byłam mocno nastawiona na powrót na igrzyska po urodzeniu dziecka. Przez ten rok wszystko się przesunęło, co spowodowało lekkie załamanie i podświadomie odpuszczenie tamtego sezonu, by wykrzesać siły na ten rok - przyznała szczerze Naja, która została mamą w grudniu 2017.

Bezcenne wsparcie partnera

Rodzinę założyła z partnerem Łukaszem Woszczyńskim, który jako kajakarz występował na igrzyskach w Atenach w 2004 roku. Przyznaje, że bardzo ją wspierał, przyjął nawet rolę mamy. - Dedykuję to srebro mojemu partnerowi Łukaszowi, który przez ostatni rok pełnił funkcję mamy, bo wyjeżdżałam na większość zgrupowań już bez dziecka i nie było to łatwe. Zawsze sobie żartował, ze tamtych wcześniejszych medali olimpijskich nie zdobyłabym bez jego pomocy. Śmiało mogę powiedzieć, że gdyby nie jego decyzja i słowa, bym wracała do sportu, dziś by mnie tu nie było - mówiła Naja po wywalczeniu srebra w Tokio.

A jak już jesteśmy przy jej medalach, który ceni najbardziej? - Każdy ma swoją historię. Na pierwsze igrzyska jechałam podobnie młoda, jak dziś jest Ania. Medal był wtedy dla mnie najcenniejszy. Kolejny był okupiony presją, bo wcześniej przez cztery lata stawałyśmy z Beatą zawsze na podium mistrzostw Europy czy świata i pojawiły się oczekiwania, że równie dobrze wypadniemy na igrzyskach. W tym roku droga do medali była inna. Po urodzeniu dziecka, wyjazdy z dzieckiem i partnerem na zgrupowania, łączenie to z reprezentacją, bo nie trenowałam sama, a z kolegami. Droga do tych medali była najcięższa - przyznała.

Chciała być bardziej doceniana

Urodzona w Tychach Karolina Naja pierwsze kajakarskie kroki stawiała w wieku 11 lat na Jeziorze Paprocańskim. Po 20 latach ma prawie 30 medali z największych imprez na świecie. I niewykluczone, że za trzy lata powiększy kolekcję medalową na igrzyskach w Paryżu.

Uprawianie mało popularnej dyscypliny sportowej to nie tylko mniejsze zainteresowanie fanów, ale też mniejsze wsparcie finansowe. Z tego powodu Naja zmieniła rok temu klub. Media spekulowały, że zamieniła Gorzów, gdzie otrzymywała od miasta tylko 400 zł miesięcznie w ramach stypendium, na Poznań, gdzie otrzymuje 13 tys. - Niektórzy dziennikarze lubią podkręcać informacje i pewne kwoty mnożyć. Oczywiście zdecydowałam się na zmianę klubu również ze względów finansowych. Ale przede wszystkim czułam, że chociaż jestem medalistką olimpijską i szykuję się do kolejnych igrzysk, to miasto nie interesuje się ani mną, ani moją dyscypliną sportu. Czułam się niedoceniana i nie chodziło tylko o finanse. Po co się dusić, jeśli są inne opcje? - mówiła w rozmowie ze Sport.pl.

- W Gorzowie było słabo. Tam miasto interesuje się żużlem i nie znalazło pomysłu na promowanie dwóch kajakarek i jednej wioślarki, które osiągnęły kwalifikacje olimpijskie i mają bardzo duże szanse na start w Tokio. Ale nie chciałam i nie chcę się wyżalać. Postanowiłam się przenieść, jestem już 30-letnią kobietą, wychowuję dziecko i dla samej idei trenować nie mogę. I nie chcę, widząc, że w polskim sporcie jest dziś znacznie lepsze finansowanie zawodników niż jeszcze kilka lat temu - dodała.

Więcej o:
Copyright © Agora SA