Zainteresowanie nową dyscypliną olimpijską było tak duże, że w centrum medialnym brakowało miejsc siedzących. Część polskich dziennikarzy, zamiast jechać na lekkoatletykę (w sesji wieczornej występowała m.in. Maria Andrejczyk w finale rzutu oszczepem), wybrało wspinaczkę.
Nowa konkurencja w stolicy Japonii składała się z trzech elementów:
Czasówka to specjalność naszej Aleksandry Mirosław, która w tej konkurencji jest dwukrotną mistrzynią świata. Polka liczyła na dobre otwarcie. Widać to było po jej twarzy, trochę zestresowanej debiutanckim startem na igrzyskach. Z każdym kolejnym występem (ćwierćfinał, półfinał) była coraz szybsza. W finale jej rywalką była Francuzka Anouck Jaubert.
To na ten bieg Mirosław zachowała najwięcej sił. Wygrała, bijąc rekord świata - 6.84. Polka była szczęśliwa, szczęśliwi byli polscy sportowcy i działacze, którzy obserwowali ją z dołu. Wśród nich m.in. potrójna mistrzyni olimpijska Anita Włodarczyk oraz Ryszard Czarnecki, tu występujący jako wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej.
Pół godziny przerwy i przyszedł czas na drugą wspinaczkową konkurencję - buldering. W Tokio zrobiło się już wtedy ciemno - zmrok przychodzi tu wcześniej niż w Polsce, bo po godzinie 18:00. Ścianka prezentowała się jeszcze bardziej efektownie. Można było poczuć się jak na koncercie. Spiker, głośna muzyka (popularna, japońska, ale też np. „Marsz Imperialny" z „Gwiezdnych Wojen"), sztuczne kolorowe światła i przestrzeń ustawiona tak, jak na festiwalu muzycznym.
Nie brakowało też elementów typowych dla japońskiej kultury. Na prawo od ściany wspinaczkowej dostrzegłem takiego oto robota.
W bulderingu Polka spisała się niestety gorzej. Zajęła ostatnie ósme miejsce. Nie było to duże zaskoczenie, bo jeszcze przed igrzyskami mówiła nam, że ma świadomość swoich braków. - Wspinaczkę trenuję od 2007 roku i jako juniorka zaczynałam od wszystkich trzech konkurencji. Trening specjalistyczny po kątem konkurencji "na czas" realizuję mniej więcej od 2012 roku. Dopiero od 2018 roku wróciłam do korzeni i ponownie zaczęłam startować we wszystkich trzech konkurencjach - mówiła w rozmowie ze sport.pl. Opowiadała wtedy, jakie ma problemy ze znalezieniem miejsca do treningu w Polsce.
W innym miejscu zapewniała: „Bouldering czy prowadzenia to przede wszystkim doświadczenie, wykonanie ogromnej ilości różnych konfiguracji ruchów wspinaczkowych. Przez rok czy nawet dwa lata nie jestem w stanie nadrobić tego co rywalki zrobiły przez ostatnie 10 lat lub więcej. Natomiast zrobię wszystko, aby różnice między nami zmniejszyć."
Zawodniczki w bulderingu pokonywały problemy z lepszym lub gorszym powodzeniem. Jedynie Mirosław w każdej z trzech prób rezygnowała przed czasem. Wyglądało tak, jakby nie wierzyła w sukces w tej konkurencji.
W trzeciej konkurencji Polka znów była ósma i ostatecznie zajęła czwarte miejsce.
Wspinaczkę oglądałem na żywo pierwszy raz w życiu i nie żałuję. Jedna z jej części - czasówka - będzie na kolejnych igrzyskach w Paryżu osobną konkurencją. Stanie się wtedy najszybszą dyscypliną olimpijską, chyba że do tego czasu Międzynarodowy Komitet Olimpijski doda do programu igrzysk np. lekkoatletyczny bieg na 60 metrów [rekord świata wynosi tam 6.37 s].
W stolicy Francji Polka będzie miała dużo większe szanse na medal, może nawet na złoty. Nie będzie musiała wtedy rywalizować w bulderingu i prowadzeniu. Skupi się na swojej koronnej konkurencji. Dziś w pozostałych częściach wspinaczki wyglądała jak koszykarz specjalizujący się w konkursach wsadów, któremu kazano wziąć udział w konkursie rzutów za „trzy".