Cimanouska w trakcie igrzysk skrytykowała swój sztab trenerski, na skutek czego na siłę próbowano ją odesłać do kraju. - Kiedy byłam na terenie wioski olimpijskiej, ludzie z naszego zespołu przyszli do mnie i kazali powiedzieć, że jestem kontuzjowana i chcę wrócić do domu. A jeżeli tego nie zrobię, to mogę mieć problemy w kraju - powiedziała. W ostatniej chwili zawodniczce udało się uciec od pilnujących ją ludzi i nie wsiadła do samolotu do Mińska, zgłosiła się na policję i poprosiła o ochronę.
We wtorek wieczorem sprinterka przyleciała do Polski, która przyznała jej wizę humanitarną. Jej mąż, Arseń Zdaniewicz, jest już razem z nią w Warszawie - informowała w czwartek agencja Reuters. - Na razie nie wiem, jaką podejmę decyzję [w kwestii dalszej kariery], mam nadzieję, że będziemy mogli tu zostać, ja będę kontynuować karierę, a mój mąż znajdzie pracę - odpowiadała na pytania dziennikarzy Cimanouska.
Teraz wsparcie Białorusince zaproponował koncern PKN Orlen. Poinformował o tym prezes Daniel Obajtek we wpisie na Twitterze. "Będziemy zaszczyceni, jeśli przyjmie zaproszenie do Team ORLEN. Solidarnie gramy w jednej drużynie!" - czytamy.
24-letnia Cimanouska startowała w kwalifikacjach biegu na 100 m, ale w biegu eliminacyjnym zajęła czwarte miejsce i nie awansowała do kolejnej rundy. Miała również pobiec na 200 m, ale dzień przed startem jej konkurencji przedstawiciele białoruskiej drużyny przetransportowali ją na lotnisko w Tokio.
Dwóch białoruskich trenerów - Artur Shimak i Jurij Maisewicz - zostało usuniętych z igrzysk po tym, jak próbowali wsadzić ją do samolotu na Białoruś. Teraz zajmie się nimi MKOl.