Amerykański gej adoptował chłopca z Kambodży. I zrobił z niego olimpijczyka

- Pewnego dnia zostanie mistrzem kraju. Pewnego dnia może nawet zostać uczestnikiem igrzysk olimpijskich - usłyszal Jerry Windle wiele lat temu. Jordana, kambodżańskiego chłopca, adoptował ponad 20 lat temu. Obecnie Jordan spełnia swoje wielkie marzenia i startuje na igrzyskach olimpijskich w Tokio w konkurencji skoków z wieży do wody.

Jerry Windle z Kalifornii adoptował Jordana z Kambodży, gdy ten miał zaledwie 18 miesięcy. - Od najmłodszych lat zawsze wiedziałem, że chcę być tatą. To było wrodzoną częścią tego, kim byłem - powiedział Windle dla "Good Morning America". 

Zobacz wideo Kto odejdzie z kadry? "Widać ile ich to zdrowia kosztuje"

Windle jest gejem. Ponad dwie dekady temu nawet nie marzył o tym, że w przyszłości będzie mu dane mieć syna. - Byłem trochę smutny i przygnębiony faktem, że nigdy nie mógłbym mieć dziecka. Ale zaakceptowałem to - mówił.

Kiedyś zainteresował go artykuł zamieszczony w jednym z czasopism. Dotyczył on profilu samotnego ojca, który postanowił adoptować syna. 

- Zadzwoniłem do agencji, która była podana w artykule i powiedziałem: "Czy jedna osoba może adoptować?" Usłyszałem z ich strony odpowiedź: "Tak" - opowiedział Windle. I dodał: - Otrzymałem pakiet informacji i wniosek około tydzień później. Zajęło mi to prawdopodobnie trzy dni, aby wypełnić każdy dokument. Pobrano od mnie odciski palców, uzupełniłem informacje, zrobiłem wszystko - podkreślił Windle.

Wkrótce po złożeniu wniosku o adopcję Windle powiedział, że dowiedział się o chłopcu w Kambodży, który przebywał w sierocińcu i czekał na adopcję. Kiedy agencja adopcyjna wysłała zdjęcie chłopca, który wtedy nazywał się Pisey, co po kambodżańsku znaczy "kochanie", Windle już wiedział, że chce go adoptować.

- Otworzyłem kopertę i zobaczyłem jego zdjęcie. Później wysłałem do ośrodka adopcyjnego moje zdjęcie i poprosiłem, aby dali mu je w naszyjniku i wyjaśnili mu, że jestem jego tatą i zamierzam po niego przyjechać - opowiadał Windle.

Później sprawy potoczyły się błyskawicznie. Windle przywiózł adoptowanego syna do swojego domu w USA w czerwcu 2000 roku, zaledwie pięć miesięcy po tym, jak rozpoczął się cały proces adopcyjny. Dał mu na imię Jordan. 

- Kiedy w pierwszej chwili trzymałem go w ramionach, obiecałem mu, że będę dla niego najlepszym ojcem, jakim mógłbym być. Chciałem, aby jego młodość była pełna podziwu - powiedział Windle. I dodał: - To była moja misja od pierwszego dnia.

"Musisz nakłonić to dziecko do nurkowania. Pewnego dnia zostanie mistrzem kraju"

Windle wychowywał Jordana w Fort Lauderdale na Florydzie. Talent sportowy chłopca został wykryty przypadkiem - na jednym z letnich obozów pływackich. Jordan miał wówczas siedem lat, ojciec zapisał go na ten obóz w ostatniej chwili.

- Pewnego dnia pozwolili im zeskoczyć z trampoliny. A potem podszedł do mnie jeden mężczyzna i powiedział. "Musisz nakłonić to dziecko do nurkowania. Pewnego dnia zostanie mistrzem kraju. Pewnego dnia może nawet zostać uczestnikiem igrzysk olimpijskich" - wspomina Windle.

Człowiekiem, który powiedział Windle'owi, że jego syn może być nurkiem olimpijskim, był Tim O'Brien, którego ojciec, dr Ron O'Brien, był długoletnim trenerem nurkowania olimpijskiego i trenerem czterokrotnego złotego medalisty olimpijskiego Grega Louganisa.

- Zachęciłem go do uprawiania tego sportu. Zanim rok się skończył, robił szalone nurkowania - emocjonuje się Windle. Jordan szybko udowodnił, że drzemie w nim ogromny potencjał, ponieważ w kolejnym roku wygrał mistrzostwa kraju juniorów.

Później Jordan wraz ze swoim adoptowanym ojcem przeniósł się do Indianapolis, a następnie Karoliny Północnej, gdzie mógł kontynuować karierę nurka.

Skoki do wody i nurkowanie stały się wielką pasją Jordana

W Północnej Karolinie Jordana trenował Nunzio Esposto, główny trener nurkowania na Duke University. - Marzeniem trenera jest pracować z takim dzieckiem, dla którego sport jest pasją - mówił Esposto o Jordanie. - Ma zapał, determinację i uwielbia nurkować. Jeśli na niego patrzysz, zawsze się uśmiecha.

Esposto opowiedział również o tym, że po latach trenowania zauważył u Jordana szczególną więź, jaka łączyła go z ojcem. - Jerry zawsze był bardzo pomocny. Był gotów do podróżowania i do wzięcia wolnego w pracy, aby mieć pewność, że będzie obecny na jego spotkaniach. Miał do mnie duże zaufanie, pozwalał mi wykonywać moją pracę i Jordanowi robić swoje, wiedząc, że mamy jego wsparcie.

Windle nie zapomniał również, skąd pochodził Jordan. Na każdym kroku wspierał miłość swojego syna nie tylko do nurkowania, ale także jego korzenie, ucząc go o Kambodży, jej mieszkańcach i kulturze.

Kiedy Jordan miał 16 lat, Windle przyjechał po raz pierwszy do Kambodży od czasu jego adopcji. Jordan brał udział w zawodach nurkowania i został powitany jak gwiazda rocka, a ludzie wykrzykiwali jego kambodżańskie imię Pisey.

- Ludzie w Kambodży naprawdę wierzą, że Jordan może im przynieść światło – powiedział Jerry i dodał, że Jordan niedawno wytatuował sobie na ramieniu flagę Kambodży w miejscu, w którym ludzie mogą ją zobaczyć podczas nurkowania.

Jerry Windle na swojego syna patrzy teraz tylko w telewizji. Igrzyska olimpijskie w Tokio są jednym z niewielu zawodów, które Windle kiedykolwiek opuścił. Fani, w tym członkowie rodzin sportowców, nie mogą uczestniczyć w tegorocznych IO ze względu na ograniczenia COVID-19. Zamiast tego Jerry codziennie rozmawia z Jordanem na FaceTime, będzie razem z przyjaciółmi i rodziną w Kalifornii, obserwując, jak jego syn spełnia nieprawdopodobne marzenie.

- Jego zamiarem jest wyjść i dać z siebie wszystko, co ma, a ja nie mógłbym prosić o nic więcej. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę, jak rozwinie się reszta jego historii, ponieważ wiem, że to dopiero początek - zakończył Jerry Windle.

Windle w eliminacjach skoku do wody zajął 15. miejsce i awansował dalej.

Więcej o: