"To niesamowite zaskoczenie. Popłakałam się. Dawid Tomala jest ostatnim w historii takim mistrzem"

Dominik Senkowski
Dawid Tomala zaskoczył wszystkich, zdobywając złoty medal olimpijski w chodzie na 50 km. - Występ na igrzyskach to był trzeci start Dawida na tym dystansie. Coś niesamowitego - wzrusza się Agnieszka Dygacz, polska olimpijka w chodzie.

- To niesamowite zaskoczenie. Popłakałam się przed telewizorem. Emocjonowałam się całym wyścigiem. Dawid rozegrał to znakomicie. Od początku widać było, że czuje się dziś bardzo mocny. Nadawał tempo grupie, którą prowadził. Wychodził parę razy do przodu. Oderwał się od nich raz, dogonili go, oderwał się ponownie i już nikt tego nie wytrzymał. Z kilometra na kilometr jego przewaga rosła. To mu pewnie dodawało dodatkowego wsparcia, niosło go. I zaniosło aż do złotego medalu - mówi Agnieszka Dygacz, polska olimpijska w chodzie z Rio, nie kryjąc wzruszenia.

Zobacz wideo

- Stawiałam, że będzie w pierwszej ósemce. O medalu nawet nie myślałam. Jak zobaczyłam, jak idzie, to byłam zachwycona - dodaje.

Sapporo znów szczęśliwe

Przewaga Tomali pod koniec wyścigu zaczęła topnieć. - Obawiałam się, czy wytrzyma. Aczkolwiek gdy było tylko 4 km do mety, to pomyślałam, że musi zdarzyć się coś wyjątkowego, by tego nie wygrał. Musiałoby mu odciąć prąd kompletnie, zwolniłby do 6 minut na kilometr. Istniała taka możliwość, ale było widać, że choć zwolnił, to zachował siły. Niosła go ta euforia, poczucie, jak jest blisko wygranej. Nawet bez sił można jeszcze coś wyciągnąć z siebie, gdy walczy się o medal olimpijski - przyznaje.

Chodziarze wyjątkowo nie startowali w Tokio, a w wysuniętym o 800 km na północ Sapporo, gdzie miało być chłodniej. Nam ta miejscowość kojarzyła się do tej pory głównie ze skokami narciarskim. Wojciech Fortuna zdobył tam złoto olimpijskie w 1972 roku. Teraz dołączył do niego Dawid Tomala w chodzie na 50 km.

Start chodu zaplanowano na 5:30 rano czasu tokijskiego. Wszystko po to, by zawodnicy jak najkrócej rywalizowali w największym upale. Ale i tak było gorąco, bo w Japonii tego lata żar leje się z nieba przez cały czas. Jak do tych warunków przygotowywali się polscy chodziarze? - Byli na obozie w Sankt Moritz przed wyjazdem na igrzyska. Do Japonii udali się wcześniej, by zaaklimatyzować się odpowiednio - powiedziała Dygacz.

Ostatni taki mistrz

To był ostatni występ chodziarzy na 50 km na igrzyskach olimpijskich. - To pewnie była dodatkowa motywacja dla wszystkich. To historyczny moment, bo Dawid został ostatnim zwycięzcą tej konkurencji. Jakie są powody tej decyzji, by zrezygnować z 50 km? Podejrzewam, że zadecydowały medialne kwestie, że to za długi dystans, by dalej go rozgrywać. Słyszałam, że mają być sztafety mieszane, by uatrakcyjnić konkurencję - tłumaczy nasza rozmówczyni.

 Podczas przyszłorocznych mistrzostw świata w Oregonie nie będzie już chodu na 50 km. W zamian pojawi się dystans 35 km oraz pozostanie 20 km. Zmiana nastąpi też od igrzysk w Paryżu w 2024 r.

Jak Patryk Dobek

Sukces Tomali zaskakuje także dlatego, że nie ma doświadczenia w starcie na 50 km. - Wcześniej chodził tylko na 20 km. Pierwszy raz wystartował na 50 km w 2017 roku, a pierwszy raz ukończył ten dystans w marcu na mistrzostwach Polski, gdzie okazał się najlepszy. Zdobył wtedy także kwalifikację do Tokio. Występ na igrzyskach to jego trzeci start na tym dystansie. Coś niesamowitego - kończy Dygacz.

Przypomina się sytuacja Patryka Dobka, który kilka miesięcy temu zamienił 400 m przez płotki na 800 m, a w Tokio na nowym dystansie wywalczył brązowy medal olimpijski. Za takie historie jak Tomali i Dobka kochamy igrzyska olimpijskie!

Więcej o:
Copyright © Agora SA