Dorota Borowska płacze... 10 sekund. "Trudno, doczekam się"! Zapamiętajcie to nazwisko

Łukasz Jachimiak
Debiutantka Dorota Borowska czwarta w olimpijskim sprincie kanadyjkarek na 200 metrów. Zapamiętajcie to nazwisko. Już warto, bo medal olimpijski uciekł o zaledwie śmieszno-straszne 0,08 s. A przyszłość będzie należała do tej dziewczyny.

Dwa dni temu na torze Sea Forest Waterway mieliśmy srebro olimpijskie dwójki Karolina Naja/Anna Puławska, a przed nim było czwarte miejsce Marty Walczykiewicz w konkurencji K1 na 200 metrów.

Zobacz wideo Nowicki zdobył złoto i wyszedł z cienia Fajdka. "To był dla niego konkurs-marzenie"

W czwartek znów mamy czwarte miejsce w jedynce - w C1 na 200 metrów. Znów medal był o jedno, malutkie wyciągnięcie wiosła, o jeden płynniejszy ruch.

Czekanie na wyniki dłuższe niż cały wyścig

Dorota Borowska na igrzyskach olimpijskich jest po raz pierwszy. W tym roku wygrała mistrzostwa Europy. Już to dowodziło, że moc jest. Ale o medalu dla niej nikt w Tokio głośno nie mówił. W finale na ten medal długo się zanosiło. Jeszcze po 150 z 200 metrów tablica świetlna na torze pokazywała, że Polka płynie druga, za Amerykanką Nevin Harrison. Liderka nikomu nie dała się dogonić. A nasza kanadyjkarka osłabła, co niestety wykorzystały Laurence Vincent-Lapointe z Kanady i Ludmiła Łuzan z Ukrainy.

Do brązowej medalistki Dorota straciła 0,08 s. A wyniki poznała po oczekiwaniu, które trwało dłużej niż 45-sekundowy finał.

"Jak już zobaczyłam..." Dorota płacze

- Wiedziałam, że dwie zawodniczki były przede mną. To było widać. Ale ani Ukrainka, ani ja nie wiedziałyśmy, która ma brązowy medal. Wynik się długo nie wyświetlał, długo czekałam, a jak już zobaczyłam... - Dorota płacze. Ale tylko trochę. Opanowuje się w pięć sekund. No, może w dziesięć. - Na łódce było gorzej. Tam byłam sama i emocje wygrały. Tu jestem z wami i nie chcę tak się odkrywać - tłumaczy.

Z naszej strony chwila ciszy. - Dobrze organizatorzy zrobili, że tak długo czekali z wyświetleniem wyników, że się nie pomylili jak w wyścigu Marty - dodaje Borowska.

"Tu zawsze można gdybać". Tylko po co?

W wyścigu Marty Walczykiewicz było tak, że tablica wyników szybko pokazała pierwszą trójkę z brązem dla Polki. Przez kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund świętowaliśmy. Niestety, Marta też zdążyła się bardzo ucieszyć, zanim sędziowie dostrzegli pomyłkę i ją naprawili. - Zafundowano mi emocjonalny rollercoaster - mówiła nam później Walczykiewicz.

A Borowska do rollercoastera nie chce wsiadać. - Sprint ma to do siebie, że różnice na mecie zawsze są bardzo małe. Tu zawsze można gdybać - zauważa przytomnie.

- Boli. Ale muszę się z tym pogodzić, muszę to przespać. A później na pewno będę przepracowywała ten start z moją panią psycholog. Nie przestaję walczyć o złoty medal olimpijski. Mam trzy lata - dodaje nasza kajakarka.

"Trudno, niektórzy muszą na swoje podium czekać dłużej"

- Myślę, że srebrny medal też boli, bo się nie jest najlepszym. A każdy sportowiec chce być najszybszy, najlepszy, najsilniejszy - słyszymy od Doroty. Dobrze to słyszeć. Bo prawda jest taka, że wcale nie każdy sportowiec myśli w ten sposób. Tak myślą ci najbardziej ambitni.

- Podium napędziłoby mnie jeszcze lepiej do dalszego działania, dałoby już jakieś spełnienie. Trudno, niektórzy muszą na swoje podium czekać dłużej. Jestem dobrej myśli. Doczekam się. Zrobię wszystko, żeby się doczekać. Paryż jest już za trzy lata. Celem jest złoto. Zawsze celem jest walka o złoto - kończy Borowska.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.