Absurdalny atak na siatkarzy. "Kompromitacja. Zwykły produkt marketingowy, nic więcej"

Polscy siatkarze przegrali w ćwierćfinale igrzysk z Francją. Rozumiem emocje, jakie panują wśród rozczarowanych kibiców i dziennikarzy, ale skala krytyki jest momentami absurdalna.

Klątwa ćwierćfinałów igrzysk trwa. Piąty raz z rzędu polscy siatkarze wyszli z grupy, ale nie dostali się do strefy medalowej. Wydawało się, że może tym razem się uda, bo Polacy zapewniali, że ich forma rośnie, a Francja to teoretycznie słabszy zespół niż np. Brazylia czy Rosja. Ale znów się nie udało.

Zobacz wideo "Vital Heynen nie jest stworzony do igrzysk olimpijskich"

Drużynę trzeba będzie merytorycznie rozliczyć. Przeanalizować, co nie wyszło, zastanowić się, dlaczego zawiedli z Francją praktycznie wszyscy oprócz Bartosza Kurka i Wilfredo Leona. Błędy i niedociągnięcia były, nie ma wątpliwości. Nie zgadzam się jednak ze skalą krytyki, której doświadcza reprezentacja ze strony części kibiców i dziennikarzy.

Siatkarze krytykowani po porażce

- To jest większa kompromitacja niż udział reprezentacji piłkarskiej w Euro. Na nic wcześniejsze wygrane, bo igrzyska są najważniejsze, a siatkarze nie potrafią na nich grać. Zwykły produkt marketingowy, nic więcej. Szkoda tu cokolwiek komentować - napisał Stefan Bielański, korespondent "La Gazzetta dello Sport" w Polsce.

Porównywanie rezultatów z innych dyscyplin zawsze jest ryzykowne. Porównywanie występu piłkarzy na Euro z siatkarzami na igrzyskach brzmi absurdalnie. Piłkarze nie awansowali nawet z grupy, z której wychodziły trzy z czterech drużyn, przegrywając na otwarcie z przeciętną Słowacją. Rywalizowali na turnieju, na który pojechała prawie połowa drużyn z Europy. Od siatkarzy oczywiście wymagamy więcej, jak na podwójnych mistrzów świata przystało, ale nie nazywajmy ćwierćfinału igrzysk kompromitacją. To nie wstyd przegrać z Francją, czołową ekipą na świecie na igrzyskach, na które zjechało się tylko 12 drużyn z całego świata.

Wszystkie sukcesy już się nie liczą?

Zawody olimpijskie są w siatkówce najważniejsze, ale przekreślanie wszystkich innych sukcesów jest niesprawiedliwe. "Włosi mają zapomnieć o piłkarskim Euro, jeśli odpadną na mundialu? A Francuzi to frajerzy, bo odpadli z Euro? Przegraliśmy normalny mecz 2:3 z czołową drużyną w ćwierćfinale igrzysk" - napisał słusznie Marcin Lepa z Polsatu Sport. Ze skrajności w skrajność - to niestety częste podejście do sportu w naszym kraju. Jak Iga Świątek odpadła w drugiej rundzie w Tokio, niektórzy nazywali ją beztalenciem.

Napiszmy to raz jeszcze, widocznie niektórym trzeba przypominać: polscy siatkarze to dwukrotni mistrzowie świata, jedna z najlepszych reprezentacji na świecie. Owszem, najważniejszy mecz roku przegrali, ale rywalem była także jedna z najlepszych siatkarskich drużyn świata. Owszem, przegrali rozczarowująco, prowadząc 2:1 w setach i 7:4 w czwartej partii, ale nie przegrali po blamażu i jednostronnym spotkaniu.

Stefan Bielański pisze, że "polska siatkówka to zwykły produkt marketingowy, nic więcej". No i znów, po raz kolejny, można wyliczyć: a podwójne mistrzostwo świata? A regularne występy na igrzyskach od Aten? A sukcesy polskich drużyn w Lidze Mistrzów?

Poza tym - jeśli siatkarze mieliby być produktem czysto marketingowym, to czym są piłkarze? Polskie drużyny piłkarskie zaczynają eliminacje do europejskich pucharów na początku lata, gdy najlepsi grają jeszcze na Euro czy mundialu, albo mają wakacje. Siatkarze, mimo sukcesów, nie mają wcale wybitnie mocnej pozycji marketingowej. Występują w niewielu reklamach, nie mają takich zasięgów w mediach społecznościowych jak piłkarze.

Prawo do odczuwania presji

"Jestem wielkim kibicem siatkówki. Leon, Kubiak, Kurek. Ale porównywanie do Euro piłkarzy to nieporozumienie. Lewy i reszta są oceniani co tydzień przez miliony kibiców. Siatkarze raczej nie, więc trzeba zdjąć klosz. Szykowali formę na igrzyska i zawiedli całkowicie" - napisał Piotr Koźmiński z WP Sportowe Fakty.

Oczywiście, konkurencja w futbolu jest znacznie większa niż w siatkówce. Ta druga bywa obraźliwie nazywana "sportem świetlicowym". Zresztą podczas samego turnieju olimpijskiego w Tokio widać różnicę w zainteresowaniu. Na meczach siatkarzy dominowali dziennikarze z Polski. Na ćwierćfinale prawie nie było mediów z Francji, mimo że ich drużyna biła się o strefę medalową. Siatkówka nie rozpala tak globalnych emocji jak piłka, ale nie stawiajmy przez to zarzutu siatkarzom. To tak, jakby krytykować Kamila Stocha czy Adama Małysz za to, że skokami interesuje się kilka krajów na świecie.

Mecze reprezentacyjne siatkarzy oglądają miliony kibiców w Polsce. Nasi zawodnicy występują w mocnych europejskich klubach. Walczą na największych imprezach międzynarodowych. I nawet jeśli nie są co tydzień oceniani przez tak dużą rzeszę kibiców, jak piłkarze, to nie odbierajmy im prawa do odczuwania presji.

Porównywanie rozczarowań - piłkarskiego z Euro i siatkarskiego z igrzysk - jest karkołomne, bo same oczekiwania były na innych poziomach. I to podwójnie, bo po pierwsze: nikt o zdrowych zmysłach nie liczył na medal piłkarzy, natomiast każdy wiedział, że dla siatkarzy to realny cel. A po drugie: nadzieje na dobry występ przebudowywanej naprędce drużyny Paulo Sousy były mimo wszystko życzeniowe, natomiast budowany od lat zespół Vitala Heynena - jako jeden z najlepszych na świecie - był po prostu jednym z faworytów igrzysk.

Faworyt swojej roli nie udźwignął, zawiódł, zalał się łzami. Na pytanie o skalę rozczarowania każdy kibic odpowie sobie sam. Bez względu na to, kto nas rozczarował bardziej - piłkarze czy siatkarze, krytykując tych drugich warto zachować zdrowy rozsądek. Bo skoro ćwierćfinał igrzysk jest "kompromitacją", to czym jest nieobecność pozostałych polskich zespołów w konkurencjach drużynowych w Tokio?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.