Dwukrotni mistrzowie świata jechali do Tokio po swoje. Mieli pokazać, że są drużyną mocniejszą od wszystkich, jakie mieliśmy we współczesnej siatkówce.
Na ćwierćfinał z Francuzami, czwartym zespołem olimpijskiej grupy B, wyszedł nasz żelazny skład - Fabian Drzyzga, Bartosz Kurek, Michał Kubiak, Wilfredo Leon, Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski oraz Paweł Zatorski.
Ten żelazny skład był na początku jak żelazna pięść. Mocna zagrywka, pewny atak, zero litości - po pierwszym secie wygranym do 21 wydawało się, że zobaczymy powtórkę z olimpijskich kwalifikacji. Dwa lata temu w Gdańsku zdmuchnęliśmy Francuzów z parkietu 3:0. Teraz jak piórko na wietrze odleciały nasze marzenia.
Dlaczego od drugiego seta Drzyzga tak źle współpracował ze środkiem Dlaczego nie istniał nasz blok? W tym elemencie po dwóch setach przegrywaliśmy z Francuzami aż 1:10! Jeden do dziesięciu - naprawdę!
Mimo problemów dochodziliśmy rywali zrywami, sercem. Ale jednak problemy ze swoją grą mieliśmy zbyt duże, żeby nie dać Francuzom złapać seta i nadziei na więcej.
My w drugim, przegranym, secie przestaliśmy dobrze zagrywać. Niby od trzeciego znów zaczęliśmy, ale nie na stałe. W drugim secie nie istniał nasz środek, niby od trzeciego znów był widoczny. Ale sporadycznie. W drugim secie zaciął nam się Leon (skończył tylko 1 z 5 ataków), ale od trzeciego znów bił ile sił i trafiał.
Tylko że to za mało. W drugim secie skończyło się dobre granie kapitana Kubiaka. I trzeba było wprowadzać Aleksandra Śliwkę. A on nie dawał jakości, jakiej na lewym skrzydle potrzebowaliśmy. Zdecydowanie nie dawał. Wprowadzony za niego Kamil Semeniuk też nie błyszczał.
Co z tego, że Leon i Kurek robili swoje. Trzymali nas w meczu. Ale grając swoją normalną siatkówkę nie wypuścilibyśmy meczu, wygrywając 2:1 i 7:4 w czwartym secie. Tym razem zamiast odjechać, straciliśmy cztery punkty z rzędu. I gdy Francuzi wyszli na prowadzenie, już do końca byliśmy za nimi. We wciąż nieudanym, chaotycznym pościgu.
Nie da się wygrać z klasowym rywalem, maksymalnie upraszczając swoją grę. Kurek skończył w ćwierćfinale 25 ataków na 39 prób, a Leon 28 na 41. Statystyki świetne. Ale kompletnie nieważne. Polska - Francja 2:3 (25:21, 22:25, 25:21, 21:25, 9:15) - tylko to się liczy.
Ateny, Pekin, Londyn, Rio i teraz Tokio - po raz piąty z rzędu polscy siatkarze żegnają się z igrzyskami przegranym meczem o strefę medalową.
To pewnie będzie koniec kadencji Vitala Heynena. Po mistrzostwach Europy kończy się jego umowa z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej. Woli jej przedłużenia chyba nie będzie.
To może być też koniec niektórych karier. Ale nie wskazujmy palcem czyich. Żal jest w nas wielki, ale przecież w nich jeszcze większy. Dajmy im i sobie też chwilę na ochłonięcie. Wielka, ogromna szkoda, że to się tak kończy. I chyba w tym momencie nic więcej nie można powiedzieć.