Miała trzy lata, gdy na rowerku już bez doczepianych bocznych kółek wybrała się na wycieczkę do cioci. To było półtorej mili drogi od jej domu. Kto wie, czy nie trenowałaby speedroweru (żużla na rowerze), gdyby urodziła się i dorastała nie w St. Charles w stanie Missouri, tylko w Rawiczu. Jak Anita Włodarczyk. Ale DeAnna to dziewczyna z USA, więc próbowała swoich sił w softballu. Miała już 15 lat, gdy zaczynała liceum i szkolny nauczyciel zobaczył, że piłkę rzuca z taką mocą, której żal byłoby nie użyć inaczej. Miał rację.
Nastoletnia DeAnna daleko pchała kulą i rzucała dyskiem. Ale młot za pierwszym razem ją poturbował. - Wymachiwałam nim nad głową, aż uchwyt uderzył mnie w czoło. Postanowiłam, że nigdy więcej nie wezmę do rąk tej kuli na łańcuchu - opowiadała kiedyś dla oficjalnej strony internetowej World Athletics. - Ale trener Gary Cooper był tak słodkim i miłym człowiekiem, że ze wszystkim mi pomógł - wyjaśniała.
Pierwszy trener DeAnny uczył ją podstaw techniki w betonowym kole, które wylał przed swoim domem. A siłę to już DeAnna dostała od Boga. Chociaż długo myślała, że to przekleństwo. Dużo większą dziewczynę rówieśnicy odtrącali, a nawet zastraszali, wykorzystując to, że DeAnna jest krucha psychicznie.
- Marzyłam o graniu w softball, ale wiedziałam, jaki mam potencjał w młocie. I to dzięki niemu stałam się kimś, kto teraz spotyka się w szkołach z dziećmi i mówi im, że są wspaniałe takie, jakie są. I że nie mogą dawać się źle traktować, a nawet zastraszać. Ja tego doświadczyłam - mówi Price.
Dziś 28-letnia DeAnna waży 120 kg, a na siłowni dźwiga sztangę, na której jest 170 kilogramów. - I to w pełnym zarzucie - mówi Krzysztof Kaliszewski, były trener Anity Włodarczyk.
Z nim Anita została multimedalistką wszystkiego, chociaż na jej sztandze zazwyczaj było "tylko" 100, a nigdy więcej niż 110 kg. Anita drogą techniki, a nie wielkiej mocy, doszła do pozycji niekwestionowanej młociarki wszech czasów.
I teraz stajemy przed pytaniem, na które we wtorek dostaniemy odpowiedź - czy największa w historii jest największą jeszcze tu i teraz? W wieku 36 lat?
Włodarczyk i Kaliszewski razem wygrali igrzyska w Londynie w 2012 roku i w Rio w 2016. Do tych w Tokio już nie wytrwali. Mistrzyni najpierw przeszła dwie operacje kolana, później rozstała się ze szkoleniowcem w dziwnych okolicznościach i teraz pracuje z Ivicą Jakeliciem. Chorwat nie wychował żadnej wielkiej młociarki, ale z tą największą chyba pracować umie.
W eliminacjach w Tokio Anita rzuciła 76.99 m. To najdalszy rzut w historii olimpijskich kwalifikacji. Minimum Polka przekroczyła aż o trzy i pół metra (wynosiło 73.50). I kto wie, czy nie pokazała, że kolejny raz porządzi w najważniejszym konkursie.
Na tegorocznych światowych listach numerem jeden jest Price. W czerwcu w Eugene rzucia 80.31 m. I została drugą w historii kobietą, która złamała granicę 80 metrów. Anita zrobiła to w życiu dziesiątki razy. Rekord świata wywindowała do poziomu 82.98 m. Ale po wszystkich perypetiach Polka już aż tak daleko nie rzuca.
- W tym roku na pewno nie będę rzucać po 80 metrów. To jest niemożliwe i o tym trzeba jasno powiedzieć. Najważniejsze, że wróciłam po dwóch latach. Bo wszyscy mówili, że wrócę, ale to jest organizm, nie jestem robotem, więc pewności nie było - mówiła nam miesiąc przed igrzyskami.
Wtedy miała dopiero 12. wynik na świecie. Teraz ma trzeci. Treningowa praca zaczęła oddawać cały trud. 77.93 m, najlepszy w sezonie wynik Anity, jest wyraźnie gorszy od najlepszego wyniku DeAnny. Ale DeAnna chyba nie jest w stanie być w Tokio najlepszą wersją siebie.
W eliminacjach rzuciła tu tylko 72.55 m. Do 12-osobowego finału weszła z dziewiątym wynikiem (za ósmą Malwiną Kopron a przed 10. Joanną Fiodorow). A później zdradziła, że od trzech tygodni walczy z bólem, bo na jednym z ostatnich treningów przed wylotem do Tokio złamała kość śródstopia.
W tym samym czasie Włodarczyk mówiła dziennikarzom tak: - Jak zobaczyłam wynik, to sama byłam bardzo zaskoczona. Myślałam, że to będą 72 metry. To był rzut najwyżej na 40 procent.
- Pytaliście mnie przed mistrzostwami Polski czy mogę rzucić 80 metrów i powiedziałam, że nie. Teraz mogę zmienić zdanie. Rezerwy są duże - cieszy się Anita.
Czy to nie brzmi jak zapowiedź powrotu królowej na tron? Inne zdanie może mieć Brooke Andersen, teoretycznie druga po Price kandydatka do złota. Ona w tym roku ma drugi najlepszy wynik na świecie - 78.18. Ale ona jeszcze nigdy nie zdobyła medalu żadnej wielkiej imprezy, a Price była już mistrzynią świata w Dausze. Pod nieobecność Włodarczyk. Andersen w eliminacjach nie postraszyła - jej 74.00 było trzecim wynikiem (74.29 miała druga Chinga Zheng Wang). Ale od rezultatu Anity gorszym aż o 2.99 m. Andersen w żaden sposób nie pokazała jeszcze gotowości do przerzucenia 80 metrów - 78.18 to jej życiówka. Lot jej młota aż o dwa metry w finale byłby jak lot w kosmos.
Jedyną zawodniczką mogącą rzucić w Tokio 80+ wydawała się być Price. A teraz kimś takim wydaje się być Włodarczyk. Ameryce pewnie przydałaby się historia siłaczki, która wygrywa z inną, niepokonaną siłaczką i pokazuje coś ważnego dziewczynom z problemami, jakie sama przeżywała.
"Dla mnie młot to narzędzie, którym uwalniam swoją energię i pokazuję, że kobiety mogą być silne i jednocześnie piękne. Młot sprawił, że akceptuję swoje 265 funtów wagi [120 kg], że kocham swoje ciało i nie zamieniłabym go na inne" - mówiła kiedyś Price.
Ale Anita też może wykonywać ważną misję. To nie przypadek, że kilka miesięcy temu właśnie na jej podobieństwo firma Mattel stworzyła lalkę Barbie.