Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic i Kajetan Duszyński - w takim składzie polski mikst wygrał finał igrzysk olimpijskich Tokio 2020. Ale złote medale wywalczyli też Małgorzata Hołub-Kowalik, Iga Baumgart-Witan i Dariusz Kowaluk, którzy z Duszyńskim biegli w również wygranych - i to w wielkim stylu - eliminacjach.
Małgosię i Igę kibice świetnie znają. To multimedalistki wielkich imprez ze z damskiej sztafety 4x400 m. A kim jest reprezentujący AZS AWF Warszawa, Dariusz Kowaluk?
Dariusz Kowaluk: Jeszcze się nie czuję w pełni mistrzem olimpijskim. Jeszcze nie dostałem medalu. Razem z Małgosią Hołub-Kowalik i z Igą Baumgart-Witan czekamy na nasze medale od rana i nie możemy się doczekać. Liczyliśmy, że podczas ceremonii na stadionie otrzymamy medale. Poza podium, ale otrzymamy. Nie udało się, więc do zdjęć na tle kół olimpijskich pod stadionem podeszła cała nasza siódemka z czterema medalami i tak pozowaliśmy, żeby nie było widać, że komuś brakuje złota. Kombinowaliśmy, żeby się wydawało, że tam jest siedem medali, a nie cztery.
- Od ludzi z naszej misji olimpijskiej usłyszeliśmy, że dziś do końca dnia mamy te medale dostać. Nie wiem czy organizatorom gdzieś się nasze medale zapodziały, ale w końcu mamy je mieć.
- Były takie zapewnienia już przed biegiem eliminacyjnym. Nikt u nas nie miał nikomu za złe, że są zmiany. Wszyscy byli pogodzeni z tym, że cały skład poza Kajetanem zostanie wymieniony.
- Moja droga była bardzo długa i kręta. W kadrze jestem od ośmiu-dziewięciu lat, ale dopiero w tym roku zacząłem biegać na wyższym poziomie. Na igrzyska bardzo dobrze trafiłem z formą. Trener mi zaufał i znalazłem się w składzie mieszanej sztafety. Na sprawdzianie w Japonii, na zgrupowaniu przedolimpijskim, byłem drugi. Dzięki temu zakwalifikowałem się do sztafety. I chyba pokazałem się z dobrej strony w biegu eliminacyjnym.
- Kawał dobrej roboty, prawda?
- Wiedzieliśmy, że na pewno będą zmiany. I nie ma czego żałować. Dzięki temu jest nas, złotych medalistów, więcej. Dzięki zmianom wprowadziliśmy do finału świeżą krew. Finaliści byli wypoczęci i to zaowocowało złotym medalem. Gdybyśmy dzień po dniu biegli eliminacje i finał tym samym składem, to moglibyśmy być przemęczeni i mogłoby nie być medalu. Taka jest prawda.
- To prawda.
- Tak. Dziwiłem się też, że nas nie chciano wpuścić na trybunę położoną najbliżej podium. Chcieliśmy być obok finalistów. Tak bardzo razem, jak się dało. I zrobiliśmy to. Japończycy chcieli nas wyprosić, a my zostawaliśmy trochę na siłę. Aż w końcu udało się ich ugadać.
- Bo dla mnie igrzyska to zawsze był coś niemożliwego. Jako mały chłopak nie wierzyłem, że mogę się tak rozwinąć, żeby kiedyś na nie pojechać. A jeszcze żeby się znaleźć w składzie sztafety, która wywalczy złoty medal? Przecież od 41 lat, od igrzysk Moskwa 1980, Polska nie zdobyła żadnego medalu w biegach. To jest osiągnięcie, w które trudno uwierzyć.
- 14.
- Tak. I to od sprintów na 100 i 200 metrów, a dopiero po czterech latach przekwalifikowałem się na 400 metrów. Jak widać, to była bardzo dobra decyzja.
- Że zdobędę jakikolwiek medal mistrzostw Polski. To było wielkie marzenie. Jak je spełniłem, to zacząłem marzyć o pierwszym medalu imprezy międzynarodowej. Aż w końcu celem stały się igrzyska.
- Rzuty Piotrka Małachowskiego i jego srebrny medal w Pekinie, w 2008 roku.
- I siedziałem z rodzicami, razem oglądaliśmy. Rodzice interesują się lekkoatletyką. Pierwszy telefon po złocie wykonałem do domu. Rodzice byli bardzo szczęśliwi. Nawet bardziej niż ja, bo do mnie to tak szybko nie dotarło. Ciągle nie dociera. Przyjechałem, zadebiutowałem na igrzyskach i od razu zdobyłem złoty medal!
- Na pewno nie wyobrażało mi się to, że będę miał medal. Traktowałem ten wyjazd jako naukę. Myślałem, że dostanę lekcję, która mi się przyda na przyszłość. A teraz jestem jeszcze młody, kawał kariery przede mną, a już mam to, co w sporcie najcenniejsze. Piękna sprawa.
- Studiowałem dziennikarstwo na UKSW w Warszawie, a teraz kontynuuję studia - poszedłem w marketing medialny. Został mi jeszcze rok. Bardzo pozdrawiam uczelnię i mam nadzieję, że w przyszłym roku akademickim zobaczymy się już normalnie, a nie zdalnie.
- Chciałbym. To by mogła być dobra droga. Jeżeli będę chciał jeszcze zostać w tym sporcie, to taka opcja będzie bardzo fajna. Coś takiego interesowałby mnie o wiele bardziej niż siedzenie w biurze i pisanie artykułów. Chciałbym jeździć na igrzyska przez długie lata. Czułbym, jak sportowcy odbierają różne rzeczy. Myślę, że dzięki temu mógłbym się z nimi łatwiej dogadać i robić lepsze materiały.
- Oglądałem raz nasz bieg z eliminacji. I średnio mi się spodobał komentarz, gdyż powiedziano, że oddałem pałeczkę na czwartym miejscu, a to nieprawda. Przekazałem pałeczkę jako pierwszy, to widać. Kibic, który jest mniej wyrobiony, bo nie ogląda lekkoatletyki na co dzień, mógł uznać, że słabo wypadłem w otoczce całej naszej drużyny.
- Dzięki. Natomiast finału nie mieliśmy jeszcze czasu sobie odtworzyć. Po finale wróciliśmy do wioski olimpijskiej dopiero o trzeciej w nocy.
- Przez całą rozgrzewkę naszej finałowej drużyny my rozgrzewaliśmy się z nimi. Musieliśmy być w gotowości do zmiany, gdyby u kogoś pojawiła się kontuzja. Później odprowadziliśmy ich do call roomu [pomieszczenie przedstartowe] i udaliśmy się na trybuny, żeby kibicować. Czekaliśmy w stresie na bieg pół godziny. Nogi nam chodziły, nie mogliśmy się doczekać. Emocje były takie, że po biegu wszyscy płakaliśmy i się ściskaliśmy. To jedna z przyjemniejszych chwil w życiu. Mimo że nie biegałem, czułem się zwycięzcą.
- Jestem.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!