Piąta w eliminacjach, piąta w półfinale, piąta także w finale. Stabilność formy Katarzyny Wasick, która jeszcze nie tak dawno w ogóle porzuciła pływanie, musi budzić szacunek. - Z panieńskiego jestem "Wilk", a wilk łatwo skóry nie oddaje - mówiła po półfinałach. Słowa dotrzymała, ale do medalu jej odrobinę zabrakło.
- Uważam, że jestem w stanie popłynąć rekord świata - mówiła z kolei po eliminacjach. Do medalu to nie było jednak niezbędne. Wystarczyłby rekord Polski (24,17s), ale i tego wyniku osiągnąć się nie udało. Czy to rozczarowanie? Na pewno nie. Na 50 metrów stylem dowolnym liczy się każdy niuans i setne setne sekundy. Wasick popłynęła na swoim bardzo dobrym poziomie, świetnie wystartowała, później osiągnęła wynik 24,32 sekundy, co dało jej piąte miejsce.
Zwyciężyła najlepsza na tym dystansie w Tokio Australijka Emma McKeon, która wynikiem 23,81 po raz kolejny w Tokio pobiła rekord olimpijski. Druga była Szwedka Sarah Sjoestroem (24,07), a trzecia rewelacyjna Dunka Pernille Blume. Jej wynik (24,21) oznacza, że Polce do brązowego medalu zabrakło zaledwie 11 setnych sekundy.
Szkoda, ale dla Wasick to i tak wielki sukces. Dla 29-letniej pływaczki to już czwarte igrzyska olimpijskie, w poprzednich trzech nie przebiła się eliminacje. To sprawiło, że Polka z Las Vegas na dwa lata porzuciła pływanie, ale teraz wróciła w bardzo dobrym stylu - na najkrótszym dystansie 50 metrów dostała się do ścisłej światowej czołówki.
Dla Polaków był to czwarty i ostatni finał na olimpijskiej pływalni w Tokio. Wcześniej ósme miejsce na 200 m stylem motylkowym osiągnął zaledwie 17-letni Krzysztof Chmielewski, szóste miejsce na 200 metrów stylem grzbietowym wywalczył Radosław Kawęcki, a piąty na 100 metrów stylem motylkowym był 20-letni Jakub Majerski. Na uwagę zasługuje także postawa ledwie 15-letniej Laury Bernat, która awansowała do półfinału na 200 metrów stylem grzbietowym. Oby to był znak, że polskie pływanie wraca na dobre tory.