3:0 - wynik wskazywałby, że polscy siatkarze pokonali Japonię łatwo i przyjemnie, że dominowali. Ale Vital Heynen przed piątkowym meczem nazwał Japończyków "być może najmocniejszą" drużyną polskiej grupy na igrzyskach w Tokio. Choć może bardziej pasowałoby sformułowanie "najbardziej niewygodna"?
Wszystko stąd, że Japończycy o dwóch liderach polskiej kadry wiedzieli niemal wszystko. Bartosz Kurek w Japonii grał w 2016 r. dla JT Thunders, a teraz od dwóch sezonów jest zawodnikiem Wolfdogs Nagoya. W piątkowym meczu okazało się, jak pożyteczne dla gospodarzy igrzysk było podglądanie i analizowanie gry polskiego atakującego z bliska. "Japończycy świetnie czytali jego grę. Kończyło się tym, że Kurek często atakował tylko przed siebie. Nie wybierał nawet kierunku. 34 procent skuteczności w ataku w całym meczu przy największej liczbie piłek to nie najlepszy wynik" - pisaliśmy o Kurku, oceniając kadrowiczów.
Może dlatego Heynen nie wstawił Michała Kubiaka - zawodnika Panasonic Panthers - choćby na minutę? Kapitan nie wszedł na parkiet ani chwilę, a to zapewne mała zemsta belgijskiego trenera: w Lidze Narodów Japończycy specjalnie wystawili przeciw Polsce rezerwowy skład. Wiedzieli, że Heynen będzie sprawdzał rezerwy i nie wystawi pierwszej szóstki, a jednocześnie nie chcieli mu dawać o sobie zbyt wiele informacji przed igrzyskami. Teraz Heynen nie wstawił na boisko zawodnika, który w Japonii gra od pięciu lat. A przy okazji dał mu odpocząć ze względu na kontuzję, przez którą nie grał w meczu z Iranem i Włochami.
Kubiaka zna przede wszystkim Philippe Blain. To asystent w kadrze Japonii i były asystent Stephane'a Antigi w kadrze Polski. Miał okazję obserwować rozwój Kubiaka i jego charakteru. Można się zastanawiać: czemu zawodnik uważany za jednego z najlepszych na świecie nigdy nie znalazł się w silnej drużynie z Włoch (grał tylko w Padwie) lub Rosji? Po grze w polskich klubach i Halkbanku Ankara zdecydował się na Japonię, czyli kierunek, którego wtedy nie wybierali najlepsi. Coś egzotycznego, ale też nietypowego, a nie ma wątpliwości, że Kubiak nigdy nie lubił tylko podążać za innymi. Zawsze starał się być wyjątkowy.
I Japonia stała się jego królestwem. W kraju jest rozpoznawalny, w klubie ma status wielkiej gwiazdy. W lidze nie wszyscy rozumieją jednak jego styl, a zwłaszcza to, jak zachowuje się na boisku. W kadrze znamy to najlepiej z meczów z Iranem, gdy zaczyna się poruszać temat jego nerwowych reakcji na prowokacje rywali, ale też jego zaczepki w stronę przeciwnika. - Kubiak kiedyś wściekł się na jednego z moich graczy, bo miał niezasznurowane buty. Trochę nie mogłem w to uwierzyć, ale przedstawił to tak, jakby możliwość nadepnięcia na niego pod siatką już była prowokacją w jego stronę. Czasem myślę, że to aż nienormalne - wskazywał nam jeden z trenerów pracujących w Japonii.
Dlatego może Japonia nie do końca zaakceptowała Kubiaka, ale siatkarz był nią coraz bardziej pochłonięty. Niedawno zapytaliśmy się, czy wręcz "czuje się Japończykiem". - Nie, jestem Polakiem. Ale cieszę się, że będę mógł powalczyć o medal w kraju, który jest moim drugim domem - odpowiedział. - Gram tu już szósty rok, potencjalnie mogę spędzić jeszcze trochę więcej czasu. Czuję się w Japonii dobrze, moja rodzina też. Dzieci chodzą do szkoły i nie mają problemów. Zostałem tu dobrze przyjęty i jestem szanowany - dodawał.
A co z Bartoszem Kurkiem? Wiemy, że ma plan pozostać w Japonii, a klub Wolfdogs Nagoya umieścił go jako jednego z trzech zawodników, których do tej pory potwierdził na kolejny sezon. Atakujący w ostatnich latach często zmieniał kluby, więc i jemu, i jego bliskim trudno było za każdym razem szybko przyzwyczaić się do nowego miejsca i klubu w karierze.
Wydaje się jednak, że podczas drugiego pobytu w Japonii Kurek przyzwyczaił się do kraju i jego klimatu.
Kurek został zawodnikiem klubu z Inazawy dwa lata po zostaniu MVP mistrzostw świata. Kibice widzieli w nim wielkiego siatkarza i gwiazdę. Z podobnym szacunkiem spotkał się w szatni. - Pokazał wszystkim, jak grać, jak trenować, jak nastawiać się mentalnie na każdą sesję. Ta współpraca była przyjemnością. Bartek był otwarty na nowe pomysły, bardzo lubił o nich rozmawiać i je dopracowywać - mówi Sport.pl były trener Wolfdogs Nagoya Tommi Tilikainen.
- W przypadku Kurka mogę potwierdzić: w Japonii się rozwinął. Ale przy podejściu, jakie prezentuje przy każdym treningu i meczu, byłoby niemożliwe, żeby nie stawać się lepszym w poszczególnych elementach. Odnalazł tu nowe bronie i mam nadzieję, że już wkrótce je zobaczycie - ocenia szkoleniowiec.
Tillikainen tłumaczy także, dlaczego kierunek, który wybrali Kurek i Kubiak nie był przypadkowy i nadszedł właśnie na przełomie najlepszego momentu w ich karierze oraz spokojnego kończenia kariery. - Japońska liga to o wiele ciekawsze rozgrywki, niż wielu się wydaje. Przede wszystkim w każdym zespole jest tylko jeden obcokrajowiec, więc wszystkie oczy będą skierowane na ciebie. To coś, z czym trzeba umieć sobie poradzić. Dlatego granie tutaj jeszcze bardziej uczy walki w najważniejszych momentach. Dawania drużynie najwięcej wtedy, gdy tego najbardziej potrzebuje - tłumaczy Fin. - To także kierunek zupełnie odmienny od jakiegokolwiek w Europie. W Japonii zawodnicy są odcięci od presji, niewiele osób z ich krajów, albo europejskich lig śledzi ich na co dzień, a to daje im sporo spokoju. Na ich transfery do Azji często należy patrzeć także pod tym kątem - twierdzi Tillikainen.
Polacy potrzebowali zatem spokoju, czasu na aklimatyzację w nowym miejscu, a następnie wykorzystywania wspomnianego "odcięcia" do budowania swojej formy. Teraz historia ma zatoczyć koło - jej szczytu oczekujemy w Tokio, najlepiej na mecze o medale igrzysk. Na razie Polacy są już pewni awansu do ćwierćfinału i powalczą jeszcze o pierwsze miejsce w swojej grupie. Żeby to osiągnąć, muszą wygrać z Kanadą. Mecz zaplanowano na niedzielę o godzinie 2:00 polskiego czasu. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.