Pierwszy set nie potoczył się po myśli Polaka. Hurkacz prowadził co prawda 4:1 z przełamaniem, ale dał się dogonić, a następnie stracił serwis w 11. gemie i przegrał seta 5:7. Nasz tenisista popełnił aż 19 niewymuszonych błędów (rywal 12.). Za mało było inicjatywy ze strony Hurkacza, a Broady'emu wystarczyła regularna gra zza końcowej linii.
W drugiej partii Polak wyglądał już dużo lepiej. Tylko osiem niewymuszonych błędów na jego koncie (przeciwnika miał 11). Nasz zawodnik znów jako pierwszy przełamał rywala, ale tym razem nie wypuścił przewagi z rąk. Po 5:3, nie było 5:5, a 6:3 dla Hurkacza.
Niestety w trzecim secie 24-latek z Wrocławia znów miał problemy. Szybko stracił serwis, potem przewrócił się na korcie, jego język ciała nie wyglądał dobrze. Miał mniej niewymuszonych błędów niż w poprzednich partiach (pięć), ale nic to nie dało. Zabrakło przejęcia kontroli nad meczem, większego zdecydowania. W zamian przedwcześnie pożegnał się z rywalizacją olimpijską.
Turniej tenisowy w Tokio jest tak wybrakowany z gwiazd (nie grają np. Roger Federer, Rafael Nadal, Dominik Thiem, Dennis Shapovalov, Nick Kyrgios), że w drugiej rundzie znaleźli się zawodnicy, którzy normalnie nie mieliby szans załapać się w ogóle do tej imprezy. Jednym z nich jest właśnie 27-letni Liam Broady, 143. tenisista świata, który nie odniósł do tej pory większych sukcesów. Najwyżej był 137., obecnie jest czwartą rakietą Wielkiej Brytanii. Dwa razy dotarł do drugiej rundy otrzymaliśmy dowód, jak nieprzewidywalny bywa tenis na igrzyskach. Zwycięstwo z Hubertem Hurkaczem, obecnie 12. zawodnikiem świata, to największa pojedyncza wygrana Liama Broady’ego w karierze.
Iga Świątek płakała w poniedziałek w Tokio po porażce, ale przegrała z uznaną marką. Paula Badosa to objawienie tego sezonu WTA. Wtorkowy występ Huberta Hurkacza jest dużo większym rozczarowaniem. Wydawało się, że po półfinale Wimbledonu, rekordowym 11. miejscu w rankingu ATP, do Japonii przyleci uskrzydlony. Skończyło się na porażkach w pierwszej rundzie debla w parze z Łukaszem Kubotem i drugiej rundzie singla.
Zawodnicy nie mieli łatwo, bo w stolicy Japonii od rana padał deszcz. Tajfun, który przyszedł, okazał się jednak mało groźny. Trochę powiało, trochę popadało i można było wznowić spotkania przerwane przed południem. Było chłodniej niż zwykle, ale to niestety nie pomogło naszemu tenisiście.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!